Bez kategorii

Szafka na klucze

O szafce na klucze była w domu mowa już dawno…Mogłam niedrogo kupić sosnową (niespełna 20zł) i ją odpowiednio odmalować oraz ozdobić. Ale wszystkie szafeczki były dla mnie takie…oklepane. Kto zajmuje się decoupage wie, że wzory zaczynają się dublować, a rynek zalewa fala podobnie wyglądających przedmiotów. Ja wyszperałam swoją szafkę na targu, bardzo ciekawa w swoim kształcie. Docelowo stanie się mikołajkowym prezentem dla Męża. Szafeczka była w dobrym stanie, choć wypłowiała. No i nie była to skrzyneczka na klucze, lecz witrynka na bibeloty. Ale z tym łatwo się uporałam.

Wyrwałam kratownicę i odmalowałam drewno resztkami orzechowej bejcy (nie mylić z lakierobejcą). Wcześniej jednak przeszlifowałam ścianki papierem ściernym. Po malowaniu zrobił się duży kontrast między odnowionym przodem i bokami witryny, a podniszczonym tyłem. Na wykorzystanie koronki Jacek się nie zgodził. W końcu to jego prezent, niech sam decyduje. Fragment białej kanwy do wyszywania był jednak odpowiednim materiałem. Wycięłam kawałek płótna z zapasem  dwóch centymetrów, który zaprasowałam pod spód. Tło nabierze wyrazu. Gdy przymierzyłam materiał, spomiędzy splotu materiału prześwitywały jednak plamy z brudnych „pleców” szafki. Zmuszona byłam odmalować je na biało farbą akrylową. Teraz po przymierzeniu materiału, płótno pozostawało śnieżno białe.

Czekam jeszcze na listewkę, do której przytwierdzę gwoździki na klucze.

Zapadła mi w pamięć nieprzyjemna rozmowa z targu. Zasmuca mnie, w jaki sposób ludzie szukają ujścia swoich frustracji. Szkoda, że zamiast dzielić się uśmiechem i miłym słowem, są tacy zgorzkniali.

Podchodząc do stoiska słyszałam głośny komentarz sprzedawcy jak to bezmyślni, niedouczeni ludzie nazywają obraz olejny – „obrazkiem”. Zjeżyłam się słysząc niesmaczne żarty. Niska cena interesującej mnie witrynki, przekonała mnie jednak do pozostania dłużej przy straganie. Zrobiłam zdjęcie, skonsultowałam zakup z Mężem i postanowiliśmy witrynę przysposobić do naszych potrzeb. Kuchnia i przedpokój jest w kolorach orzech-jasna limba-biel. Szafeczka nadawała się idealnie.

Sprzedawca wykazał pseudotroskę o to, że będę musiała sama nieść szafeczkę do auta. Okazał ją posyłając dygresję, że pewnie mój Maż leczy kaca, a ja zmuszona jestem robić zakupy sama. Puściłam idiotyczny komentarz mimo uszu, ale sprzedawca nie spuszczał z tonu… Znów posyłał insynuacje, że Jacek (którego notabene nie zna i nigdy na oczy nie widział), pewnie ostro „zabalował” i leży brzuchem do góry w łóżku, a jego biedna żona musi dźwigać ciężkie siaty jarzyn na obiad (plus tę nieszczęsną witrynę oczywiście).

Dobry człowiek ze mnie, mam głębinową kopalnię tolerancji, ale nie zdzierżę chamstwa w czystej postaci. Nabrałam oddechu w płuca i głośno acz kulturalnie, odpowiedziałam prymitywowi: „Nie, proszę Pana. W czasie, kiedy ja odpoczywam psychicznie na zakupach, mój Mąż zajmuje się dwójką naszych niepełnosprawnych synów”. Mina sprzedawcy bezcenna, nawet mnie przeprosił. Chyba nie spodziewał się, że klient też ma odwagę skorzystać z ciętego języka i mówić potrafi, niekoniecznie od rzeczy. Zagarnęłam szafkę pod pachę i odwróciłam się na pięcie. Zastanawiam się tylko, co tego Pana tak bolało, że wyśmiewał swoich klientów. Czy dowartościowywał się poprzez umniejszanie wartości innym ludziom? Współczuję mu szczerze.

Budżet na wypady na plac pochodzą najczęściej ze sprzedaży rzeczy, które nie są nam już potrzebne. W ten sposób pozbywamy się nieużytkowanych przedmiotów, a kupujemy te, które nam się przydadzą. Jest to też forma – przyznaję – psychicznego odreagowania. Samo wyszukiwanie „perełek” jest bardzo ekscytujące. A potem praca nad ich renowacją…wycisza, uspokaja. Daje mi poczucie, że robię coś dla siebie, nie tylko dla rodziny. Potem zbieram pochwały za wygląd rzeczy, w które tchnęłam nowe życie. O tym między innymi jest nowy projekt Jacka i mój. Ruszamy na dniach, po dwudziestym listopada pojawią się u nas pierwsi goście i nastąpi inauguracja bloga mojego Męża.

Tymczasem szafka wyschła, kanwę wyprasowałam. Przytwierdzona została listewkami, do których Jacek przykręcił wieszaczki na klucze…Mąż trochę się przy tym namęczył.

W ten sposób wypłowiała, przybrudzona witrynka stała się elegancką szafką na klucze. Pozostało wypełnić haczyki, a z czasem poszyję też ozdobne breloki.  Będą ładnie prezentować się za szybką. Korci mnie, żeby każdą listewkę wykończyć bawełnianą koronką w jasno-łosiowym kolorze. Może Jacek da się namówić. Wtedy całość będzie dla mnie kompletnie odnowiona i połączy wszystkie kolory w przedpokoju.

****

2 thoughts on “Szafka na klucze

  1. już się nie mogę doczekać, Wasze pomysły są świetne 🙂
    a pan sprzedawca jak go ładnie nazwałaś (bo to zwykły handlarz jest ;P) pewnie się dowartościowuje dogryzając innym sam by chciał właśnie leżeć w niedziele do góry brzuchem po zapiciu sobotniej nocy a na targ go żona wysłała po zarobek za „antyki”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *