Stoi gdzieś na Opolszczyźnie mały domek otoczony ogrodem…Na końcu działki jest kurnik i szklarnia wypełniona aromatycznymi pomidorami oraz ogórkami. Zaraz za nią, furtka do ogrodu warzywnego, w którym jako dziecko podkradałam z grządek soczyste truskawki i gałązki pietruszki. Gdy były oblepione piaskiem, myłam je w wielkiej beczce pełnej wody deszczowej. Za płotem roztaczał się malowniczy widok na pola oraz mały zagajnik, w którym przed spiekotą chowały się sarny i dziki. Rosły tam najpiękniejsze, najbardziej wonne fiołki, jakie kiedykolwiek widziałam.
Gospodarstwo to nazwaliśmy żartobliwie Kurlandią.
Wraz ze mną dojrzewało marzenie o domu wypełnionym miłością, gdzie w spiżarni zawsze znajdzie się ciasto, upieczone dla bliskich z ogromnym sercem. O własnoręcznie zrobionych zabawkach dla moich synów, ich szczęśliwym, beztroskim dzieciństwie upływającym na łonie przyrody. Zdartych na kolanach spodniach i obłoconych w kałużach rączkach.
Mam kochającego męża, dwoje niepełnosprawnych dzieci. Każdego dnia walczymy o aktywne, satysfakcjonujące życie. Pielęgnujemy własną Kurlandię, w której rodzina żyje ze sobą, a nie obok siebie…