Lubię śledziki w zalewie musztardowej. W opakowaniu są jednak zaledwie dwa kawałeczki ryby. Postanowiłam zrobić porcję, którą może nasycić się rodzina. Do sklepowego wózka włożyłam duże wiaderko śledzi typu matias i musztardę sarepską…
Majonez i śmietanę złączyłam w proporcji 1:1. Potem dodałam musztardy. Duuuużo, ha ha ha. Chciałam czuć jej smak. I dołożyłam jeszcze musztardy francuskiej, która składa się pełnych ziarenek gorczycy. Kuleczki te cudnie chrupały i dodały daniu klasy. Skosztowałam…”Mało. Mało wszystkiego: wąski wachlarz smaków” – pomyślałam. Dodałam więc krojone w kostkę jabłko i cebulę. W przypadku cebuli – która o tej porze roku bywa już gorzkawa – trzeba ją osolić, a po wypuszczeniu soku z goryczką, przepłukać jeszcze wodą (dosalanie sałatki ze śledziami to katastrofa). Była więc musztarda, słodkie jabłko i delikatna cebulka. Na pierwszy plan wyszedł jednak kwaskowaty posmak musztardy. Dosłodziłam więc marynatę łyżką cukru. To jeszcze nie było to, czego oczekiwałam…Dodałam więc ogórka konserwowego, ale takiego w dość słodkiej zalewie. Odrobina pieprzu i mogłam wrzucać krojone w dość spore kawałki śledzie (trzeba je najlepiej dobę wcześniej namoczyć w zimnej wodzie, by wypłukać nadmiar soli, a potem odsączyć na papierze kuchennym). Dałam śledziom poleżakować w lodówce.
Po paru godzinach smaki się dopełniły, a ryba była zjawiskowa w smaku. Takie śledzie trafią również na nasz Wigilijny stół. Całkiem smaczny miszmasz Igi.
***
Jest Pani moim Idolem!!! 😉
Ja? A za jakie grzechy, ła ha ha ha
Pisałam ja: Iga (nie mam pojęcia czemu publikuje się jako Jacek)
Już wiem, Mężuś kochany gmerał na blogach i nabroił 😀
Ok niech mu też nie będzie smutno. Panie Jacku jest Pan moim fanem…:-)