Z ŻYCIA WZIĘTE

Sansa Młynarczyk

– Kochanie, to co z tym kotem? – pytałam z rządzą w oczach…

– Nie! – Uśmiech w kącikach ust Męża zdradzał, że już się łamie i niedługo powie…”Bierz jak chcesz, ale to ostatni już zwierzak”.

– „To zróbmy tak…Dojrzej do decyzji, a wieczorem pojedziemy po kota…” –  Jacek wybuchnął śmiechem. Pojechaliśmy, wiadomo. Mój Mąż uwielbia patrzeć jak jestem szczęśliwa.

Kocina z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami okazała się starsza, niż w ogłoszeniu i półdzika. Przeprosiłam opiekunkę w domu tymczasowym, ale to była zbyt trudna adopcja dla mnie. Mam dwójkę dzieci, mam zwierzęta. Kot ma być z nami szczęśliwy, ale i my mamy prawo być szczęśliwi z tym kotem. To nie było zwierzę dla nas, wymagało ogrom pracy i miało złe, dzikie oczy. Jacek się zdziwił, że odmówiłam. „Jestem realistką, to nie był nasz kot”.

Sąsiadka powiedziała, że na sklepie spożywczym wisi ogłoszenie o sześciotygodniowych kociętach. Zadzwoniłam. Miałam do wyboru kocię ładne, albo kocię miziaste. Jacek kosił w tym czasie trawę i nie odbierał telefonu. Zadecydowałam więc sama. Wchodzę do domu z miałczącym pudełkiem i pytam: ładniejszy, czy milszy? „Milszy” – odpowiedział Mąż. Stare dobre małżeństwo…

Sansa może piękna nie jest, ot biała z burymi plamami. Za to charakter ma absolutnie cudowny! Przeinteligentne, małe, upierdliwe, miziaste stworzonko. I te oczy…oceany dobra i miłości. Skradła nasze serca praktycznie od razu. Nauczyła się błyskawicznie reagować na imię, przychodzi na zawołanie jak pies. Wibruje rano na nasz widok i dopomina się pieszczot. A kiedy jest głodna, w domu rozlega się rozpaczliwe „Miaaaaaałłłł, miaaaaaaałłłł”.

Któreś nocy wstałam do toalety, to była godzina czwarta. A kocię jak mnie usłyszało, to radośnie darło się na pół wsi. Zaniosłam zwierzę na parter, na narożnik i wróciłam do Męża do sypialni. Nagle słyszę…”Tup tup tup tup miaaaałłłł”! Wzięłam więc kota i poszłam spać na dół. Zwierzaki mnie obsiadły, wylizały stopy, dłonie i szyję. Ale tej nocy to byłą jedyna szansa, by zmrużyć oko. „Niedługo będziesz jak doktor Dolittle” – uciął Jacek. „Zrozum, wychowałam się w domu z psem, kotami, kurami, kaczkami i królikami. Chciałabym mieć chociaż namiastkę gospodarstwa, które dało mi w dzieciństwie tyle szczęścia”. Mąż rozumie, a ja rozumiem jego specyficzny charakter i potrzeby. Dlatego przetrwaliśmy w życiu wiele, bo każde chce szczęścia dla drugiego.

Teraz przyszło mi pilnować kubka z poranną kawę, bo znalazł się koneser pianki z mleka. Zamiast wypełniać papiery, pilnowałam picia.

Sansa zasiedliła kanapę, choć zarzekałam się, że to będzie podwórkowy kot. Cóż mam poradzić, ona zdecydował inaczej. Przecież to kocie niemowlę, jak jej odmówić?

Wystarczy, żebym na chwilę zeszła z narożnika…

Psy i kot razem? Jak to mówią…zgoda buduje, niezgoda rujnuje.

Aaaa nasłuchałam się jaaaa…”Po co Wam kot? Kolejny obowiązek…” Po pierwsze: mój obowiązek. Czy ktoś mnie na co dzień wyręcza? Nie. Odpowiedź Michała jest jednak bezbłędna i kasuje wszystkie, kierowane w naszą stronę wyrazy troski i niepokoju: „Żebyśmy mogli się kochać całom rodzinom”. W oczach dziecka jego „rodzina” to: Tata, Mama, Brat, Nelka, Forest, Miłek. A teraz i Sansa. Takie też rysunki przynosił z przedszkola. Ciekawe, że dla dziecka niepełnosprawnego świat jest w tak oczywisty sposób postrzegany. Dorośli zdecydowanie za dużo myślą, a serca nie słucha nikt. Mamy być tacy poukładani i tacy rozsądni i tacy akuratni…Ja jestem tylko i aż sobą. I jesteśmy szczęśliwi.

***

 

12 thoughts on “Sansa Młynarczyk

  1. no nie, kot w dom, a już się miałam pytać gdzie podrzucić małego mruczka bo są do oddania dwa czarne tygryski, takie w paski bardzo ciemno brązowe, się spóźniłam ;P
    fajna ferajna w domu

      1. jak pod drzwi? chcesz żeby Jacek zawału dostał?? w sumie dwóch kochanych synów, dwa pieski i dwa koty, królika będzie brakować do kompletu ;P
        nie nakręcaj bo przywieze ;P

  2. Odwiedzam Twojego bloga od bardzo dawna, czytam z ciekawością wszystkie zamieszczane przez Ciebie teksty i podziwiam za wytrwałość, cierpliwość i przede wszystkim dobroć i szacunek do drugiej istoty… I mąż mi przez Ciebie zagroził rozwodem bo zainspirowałaś mnie uratowaniem jakiegoś kociaka ze schroniska, a mam już psa i świnkę morską 🙂 no i trójkę dzieci :p

  3. Absolutnie cudowna! Pewnie trafiłaby do schroniska albo jeszcze gorzej a tak będzie kochana i szczesliwa! Moja kotka – mama i już też babcia (niestety juz odeszla) miala trafic do schroniska a przez przypadek – przez podobienstwo do naszej zaginionej kotki trafila do nas. To byl najcudowniejsza kotka jaka spotkalam – wdzieczna, od pierwszej minuty wiedziala ze to jest jej nowy dom, nie oddalala sid powyzej 5-6 metrow chociaz preferowala zycie podworkowe. Zwierzeta potrafia docenic troske, ktora sie im daje. Niech zdrowo sie chowa!

  4. czytam regularnie, rzadko pisze..podziwiam za ta siłe i checi..serio…juz myslalam ze nic nie wymyslisz a tu kot…..:-)))jestes mega pozytywna osoba..pozdrawiam ze żnina

  5. Cieszę się, że znalazłaś miłego kotka. Podoba mi się podejście Michała. Moi chłopcy mają podobnie. Tylko oni jeszcze wspominają przygarnięte zwierzaki, które przewinęły się przez nasz dom i mówią, że u nas miały dom zastępczy, aż ktoś je adoptował 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *