Bez kategorii

Odwiedziny z tęczą w tle

     Dziś zajrzała do nas Ola. Nie wiem, kiedy zleciało te dwie godziny… Michał nawet dał nam porozmawiać, oczywiście dzięki mojej ostrej reprymendzie po notorycznym gmeraniu rękami w otwartych dla gościa słodyczach. Gdyby nie sprecyzowane zasady i ich egzekwowanie, nie mogli byśmy spokojnie zamienić dwóch zdań. Czasami bywam surowa, bardziej z potrzeby niż z chęci. Ale chyba nie do końca, bo i tak syn wylądował na kolanach najpierw „Pa-niiii” a potem moich. On jest taki słodki z tą miną aniołka i brązowymi ślepiami w okularkach.

    W czasie naszych pogaduszek dziecko dokonało ogromnego odkrycia na dywanie. Znalazło tęczę. Potem trochę skrytykowało słonko, które schowało się za chmurami i tęcza znikła. Język syn miewa niewyparzony, po mamusi widocznie. Mnie tylko zastanawia, że dzieci szybciej zapamiętuje to, czego im nie wolno. No nic, nauczka dla mamy. Następnym razem użyję pojęcia, że coś jest „do kitu” albo „do niczego”. Ha ha ha.

  

   W każdym razie tęcza skłoniła mnie do przygotowania ciekawych zabaw. Sięgnęliśmy do książki „Moja Mała Encyklopedia – Niebo” wydawnictwa Egmont. Michał dostał tę publikację na Targach Przedszkolaka, zaśpiewał jakąś piosenkę publicznie i został nagrodzony za odwagę.

  

   Potem nacięłam różnych elementów z papieru kolorowego i zaczęliśmy rozmawiać o pogodzie w dzień i w nocy. Pytałam kiedy jest ciepło, co trzeba na siebie założyć, wytłumaczyłam kiedy powstaje tęcza. Nauczyłam syna słów „piorun” i „burza”. Dobra godzina zabawy. Następnie przykleiłam plansze na szafce i Michał bawił się w prezentowanie prognozy pogody. Jeszcze jutro wrócimy do ćwiczenia. Chodzi o to, by moje dziecko jak najwięcej opowiadało a syn ucina wszystko jednym zdaniem jak zwykle.

 

   Znalazłam też kolorowankę z tęczą i rozrysowałam pod spodem układ kolorów. Syn musiał w odpowiedniej kolejności pokolorować swój obrazek. Zadanie nie było łatwe, bo trzeba było zmieścić się w wąskiej linii. Porozmawialiśmy o kolorach przy okazji. Kredki pastelowe najbardziej przypadły Michałowi do gustu. Przy świecowych musiał się namęczyć, żeby kolor był wyraźnie widoczny. Mówił, że kredki są zepsute.

 

   Tak się bawimy, mija dzień za dniem. Syn jest coraz mądrzejszy i naprawdę świetnie spędza się z nim czas. A były w naszym życiu chwile gdy myślałam, że o jedno z nas jest za dużo w domu. Aż się wierzyć nie chce…Trwało to długie miesiące, ale wypracowaliśmy zasady, z którymi każdemu jest dobrze. Każdy jest szczęśliwy. Bo przecież o to w życiu chodzi, żeby czerpać z niego radość…

***

  

2 thoughts on “Odwiedziny z tęczą w tle

  1. Wiesz, ja pomimo że moja starsza córcia ma już 3 i pół roczku wciąż uczę się bycia dobrą, konsekwentną mamą. Ja jestem raczej spokojną osobą, dzieci są dla mnie całym światem i nie raz niektórzy (szczególnie moja mama) zarzucają mi, że jestem zbyt łagodna i mam zapędy na bycie przyjaciółką mojej Mai, a nie mamą. Oczywiście nie jest tak, że Maja nie wie, co jest złe, a co dobre, ale jednak ma ze mną trochę więcej swobody. 😉 Kolejna świetna zabawa na deszczowe popołudnie – napewno skorzystam z Twojego pomysłu! Pozdrawiam:)

    1. Są dzieci, którym swoboda nie przeszkadza w posłuszeństwie względem rodziców. Michał ma jednak bardzo mocny charakter i potrzebuje ścisłych reguł, żebyśmy mogli wszyscy dobrze czuć się w swoim towarzystwie. Syn do drugiego roku życia miał pełną swobodę i naprawdę był bardzo trudny. Teraz w domu wszystko jest jasne i nie tylko dziecku, ale i nam się wszystko rozjaśniło w głowach. Nie udało by się to bez pomocy psychologa dziecięcego. Teraz widzę jaki ogrom pracy za nami…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *