Bez kategorii

Co u chłopców…

Michał przechodzi przez nawrót choroby, wrócił niedosłuch. Do tego w pakiecie przyszła nadpobudliwość i brak pokory. Nie mam już siły podnosić tonu głosu do dziewięćdziesięciu decybeli oraz reagować na każde „Nie, bo…” i „Ale Maaammooo…” Męczy mnie nerwowa atmosfera. Wczoraj zamiast wchodzić w polemikę, zajęłam dziecko „Zagadkami smoka Obiboka”. Gdy Michał nie znał odpowiedzi, zasłaniałam obrazek i kazałam mu ją przeczytać. Odgadliśmy całą stertę kartoników z zagadkami, po czym znalazłam w pudełku masę innych…Przekazałam je więc Jackowi, sama sączyłam kawę patrząc, jak ojciec i syn się bawią. Ale było śmiechu! Michał zaczął wymyślać zagadki dla Taty, bo nie umiał jeszcze szybko przeczytać tak długiego tekstu z kartonika. Jedna z nich: „Gąsienica robi wodę. Kto robi siusiu?” Łaaaa ha ha ha. Trudne to było… Jak Michał się rozbawił, zaczął strasznie seplenić i się jąkać. A wtedy Jacek go parodiował i parskaliśmy śmiechem. Już dawno tak się nie ubawiłam, oni też. Takie proste rozwiązanie na krnąbrne i kłótliwe dziecko: wspólna zabawa, odwracająca uwagę.

Syn docenił nowy pokoik, nie ma większych oporów przed sprzątaniem rozrzuconych zabawek. Nie ma też irytujących wymówek zaczynających się od „ale”: będę się tym jeszcze bawił, bolą mnie ręce, tego jest za dużo, sprzedaj – jestem na to za duży. To jest chyba największa nagroda za nasz trud, Michał jest wyraźnie szczęśliwy.

Dostałam na święta paczkę z przyjaciół z Avivy. Taki bukiet słodkości w koszu, owinięty celofanem. Teraz Michał wylicza mi czekoladki pochodzące z rozebranej już choinki, żeby zrobić podobną paczkę Babci Marysi, gdy przyjedzie na Jasełka. Gdybyście widzieli ten wyrzut na twarzy dziecka, gdy chcieliśmy zjeść coś słodkiego…Na nic tłumaczenia, że Babcia ucieszy się bardziej z rysunków. Nawet po ryzę papieru pojechał wczoraj Jacek do marketu, żeby przekonać syna. Do tego jeszcze zgarnęłam ochrzan od dziecka, że chory chłopczyk z internetu ma urodziny, a On nie zdąży wysłać listu z rysunkiem. Papier okazał się być na wagę złota…

Szymcio tymczasem zrobił się mega kontaktowy. „Yyyyymmmmmmłłłł!” – wydarł się tak, że nawet idący w stronę kuchni Jacek, obrócił się. „Co co tak patrzysz? Wzięłam telefon do ręki, to czego się spodziewasz?” – mówiłam do Męża rozbawiona. Podałam aparat synkowi, a ten wyciągnął paluszka i zaczął przewijać strony na facebook’u. Ha ha ha! Tak tak, dwulatek któremu wróżono ciężką niepełnosprawność, kłóci się o zabawę w internecie. W nocy jak się nudzi i nie może zasnąć nawołuje: „Mmmmamuuu”. Wtedy odpowiadam półprzytomna: „Jest Mamu, śpij”. Generalnie jest boski i ten jego uśmiech z dziureczkami na policzkach…uwielbiam.

Genialna akcja była ostatnio ze stopami, które kopały mnie pod żebro, lub lądowały na klawiaturze laptopa. To się nazywa fachowo: mowa alternatywna. Łaaa ha ha ha! Wczoraj Jacek usiadł z komputerem obok Szymona. Ten zaczął kopać nóżkami, co w jego języku oznaczało: „Zapomnij Ojcze o klikaniu, ja tu jestem”. Jacek nie doszukał się jednak w tych ruchach nóżek przemyślanego, celowego działania, więc obrócił dziecko o dziewięćdziesiąt stopni. Tyle, że nasz potomek jest bystrzak…zrobił zgięcie, przeturał się na bok i władował obie nogi na klawiaturę. „Tak, tak” – oznajmiłam – „Nasz synek ma sposoby na zwrócenie uwagi na swoje jestestwo”.

***

(jutro fotki)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *