Bez kategorii

Schody

Skończyłam schody!  Taaaa daaaam!

Deweloper zostawił rozgrzebaną robotę…

A ja, wkładając ogrom pracy i serca, schody otynkowałam na gładko. Sama!

Zaczęłam od wyrównania wylanego betonu, który miał wgłębienia dochodzące do  trzech centymetrów, zaprawą klejową cienkowarstwową. Specjalną packą z naciągniętą drucianą kratką (nawet nie wiem jak to się nazywa, ha ha ha), wyrównywałam powierzchnię. Potem odpyliłam i nałożyłam gładź gipsową, a nawet nie gładź, tylko Uniflot, który służy głównie do łączenia płyt kartonowo-gipsowych. Taki preparat miałam na stanie i się nawet fajnie sprawdził. Do nakładania rozrobionej masy potrzebna była packa, która ja szybko cisnęłam w kąt i wyciągnęłam starą kartę do bankomatu. Małe narzędzie równa się lepsza precyzja ruchu niewprawnej ręki. Tą kartą nakładałam Uniflot, a gdy zasychał – szlifowałam. I tak dwa, miejscami trzy razy. Po oszlifowaniu, przetarłam jeszcze papierem ściernym o bardzo drobnych ziarnach. Dłonią sprawdzałam, czy pozostały jakieś nierówności.

Na krawędziach trzeba było położyć włókninę. Dzięki temu lico schodów nie jest poszarpane, lecz zagipsowane na kant. Wspaniale spełnia swą funkcję schowek na drewno kominkowe. W projekcie go nie było, to nasza sugestia dla budowlańców. Na projekcie była też ściana, gdzie my teraz mamy otwartą powierzchnię, osłoniętą dla bezpieczeństwa Michałka drewnianymi tralkami. Dzięki zmianom ciepło z kozy leci na pierwsze piętro, a pokój dzienny zwany salonem, zwiększył swoją przestrzeń. Nawet deweloper, za czasów gdy jeszcze chciałam do niego się odezwać, pochwalił nasze innowacje. Główka pracuje, ha ha ha.

Jacek odmalował na świeżo półpiętro, ja nałożone właśnie gładzie. Na koniec przykleiliśmy nastopnice, żeby drewno bukowe się nie porysowało i możemy podziwiać efekt pracy naszych rąk. Każda kolejna rzecz, którą zrobiliśmy w domu sprawia, że odczuwany na sercu ciężar jest mniejszy. A nam już zostało wprawić ościeżnicę i odzyskać balustradę balkonową. Niewiele.

Schody kończyłam głównie wtedy, gdy Jacek był w pracy. Musiałam więc ogarnąć dwóch młodocianych terrorystów, przy czym Szymon  to już jest chyba największy wymuszacz w kosmosie…

***

 

 

 

5 thoughts on “Schody

  1. Iga!! Przyznam Ci się szczerze, że kiedyś mnie strasznie irytowałaś. Czytałam bloga, ale zastanawiałam się skąd się urwała ta dziewczyna z tą jej dziwną infantylnością itd. Ale wszystko „odszczekuję” 🙂 uwielbiam Cię:) pokazujesz, że trzeba mieć twardą dupę i iść przez życie nieważne co się dzieję. Ja mam zdrowe dziecko, ale wiele operacji ortopedycznych za sobą i ciężką chorobę nowotworową męża za sobą, troszkę też przeszliśmy, ale doceniamy życie i siebie tak jak Wy 🙂 bez spiny i dążenie do bogactwa. liczy się tylko zdrowie, rodzina, dach nad głową i jesteśmy szczęśliwi. Dogadalibyśmy się:) pozdrawiam i kibicuję

    1. To jest chyba jeden z najbardziej znaczących dla mnie komplementów w moim życiu. Dziękuję. Owszem, jestem infantylna. Przy synach przeżywam drugie dzieciństwo, świetnie się przy tym bawiąc. Ale – jak sama dostrzegłaś dzięki własnym przeżyciom – że trzeba być bardzo silną i dojrzałą osobą, by przetrwać traumatyczne chwile. Jako zodiakalny bliźniak, mogę sobie pozwolić na ten dualizm, jednocześnie pozostając sobą. Jestem wzruszona, że zaakceptowałaś mnie taką jaka jestem 🙂 A Tobie życzę, by omijały Was przykrości i żeby Wam się dobrze wiodło :* I zdrowia przede wszystkim

  2. Ooo, a ja już tak dawno czytam twojego bloga i nigdy chyba nie odważyłam się na komentarz. Ja nie odebrałam Ciebie, jako infantylnej. Bardziej, jako normalną i silną kobietę. Wspaniałą matke. Zawsze podziwiam twoje prace, pomysły… I to, jak radzisz sobie z trudnościami w życiu. Poza tym jest u Ciebie normalność i prawdziwość.
    Pozdrawiam ciepło i zdrówka Wam wszystkim!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *