ZWIEDZAMY

Jędrzychów.

Asia opublikowałam zdjęcie z grzybobrania, co stało się pretekstem do odwiedzenia naszych najlepszych przyjaciół. Tak naprawdę…chciałam zerknąć jak sobie radzą, bo Witek od pół roku ma spore kłopoty zdrowotne. Walka z bólem i niedoborem pieniędzy może każdego podłamać. Pojechaliśmy się rozeznać, czy możemy przyjaciołom jeszcze jakoś pomóc, a paradoksalnie to ja naładowałam akumulatory. Poszłam z „Braciszkiem” na grzyby przed obiadem, poszliśmy też wszyscy razem do lasu po południu. Reklamówy grzybów! Na całym Dolnym Śląsku był wysyp, gdziekolwiek by się pojechało. Wcześniej uzbieraliśmy z Mężem sporo pod – oddaloną o sto kilkadziesiąt kilometrów – Oleśnicą.

Po drodze napawałam się urokiem jesiennych drzew.

Znalazłam też przecudnej urody nakrapiane muchomory, które rosły wśród zeschniętych liści paproci. Kojarzy mi się taki dziecięcy obrazek z małą myszką, którą szuka schronienia przed deszczem pod dorodnym, czerwonym kapeluszem.

W dwadzieścia minut nazbieraliśmy z Witkiem po pół siatki i wróciliśmy do domu na obiad. Spacerując Aleją Dębową natrafiłam na grzyby, które przypominały mi znane z dzieciństwa kanie. Zrobiłam więc szczegółowe rozeznanie i dowiedziałam się, że czubajkę kanię można pomylić z muchomorem. Przy czym trujący grzyb nie ma ruchomego pierścienia, lecz na stałe zrośnięty jest on z nóżką, blaszki kapelusza przylegają bezpośrednio do trzonka (a u kani są osadzone na pierścieniu i przy trzonku jest milimetrowa pusta obręcz), na kapeluszu kania ma łuski a nie cętki. Kania ma też pusty trzonek, a muchomor mięsisty – dla mnie różnica była olbrzymia. Byłam mega pewna moich zbiorów, dopóki moja genialna Mamusia nie uświadomiła mi, że istnieją jeszcze trujące „czubajeczki”. No i zonk! Czubajeczki wyglądają jak kanie, ale u dorosłych osobników pierścień na trzonku zanika, lub jest szczątkowy. Są też wyraźnie mniejsze i mają inny odcień, gdy się blaszkę pougniata palcami (wpada w róż, choć nie zawsze). Grzyby były tak podobne, że naprawdę byłam zszokowana. I okazało się, że czubajeczki w moich zbiorach też się znalazły. Rozpoznałam je po braku kołnierzyka na nóżce. Byłam mocno skonsternowana…Tak niewiele trzeba, by doszło do tragedii.

Zamknięte owocniki wystarczy wsadzić do wody na dobę i grzyby się otworzą…Piękny miałam bukiecik. Ususzone kapelusze namoczę w mleku z pieprzem, gałką muszkatołową i solą, a następnie spanieruję na Boże Narodzenie i usmażę na smalcu.

Asia nasmażyła schabowych z genialną panierką, nałożyła nam wielkie porcje. Gospodarze tego domu w Jędrzychowie zawsze dzielą się hojnie z gośćmi, choć sami żyją naprawdę bardzo, ale to bardzo skromnie. Kubuś zajął się Szymonem lepiej, niż rodzony brat. Chłopcy szybko załapali nić porozumienia i bełkotali po swojemu. Mozolnie wypowiadanymi zdaniami synek Witka dopytywał, czy Szymcio jest przewinięty i nakarmiony, przytulał się do kolegi i głaskał pieszczotliwie. Chciałabym kiedyś zobaczyć tak troskliwego Michałka…Doszłam do wniosku, że im większa sprawność i wiedza, tym większe oczekiwania od życia i większa frustracja. Dzieci z porażeniem mózgowym są najczęściej bardzo pogodne, pełnią sił cieszą się każdą chwilą.

Tacy najedzeniu i wewnętrznie rozgrzani, postanowiliśmy pójść do lasu wspólnie z dzieciakami. Znów maszerowaliśmy długą aleją, a ja już wszędzie widziałam grzyby…Każdy zawinięty liść, ugnieciona trawa czy foliówka, były dla mnie wyrośniętą czubajką, którą chętnie schrupię na Wigilię. Weszliśmy do lasu dosłownie sto metrów dalej, niż z ranka i brakowało rąk, żeby pomieścić zbiory podgrzybków. Siatki mieliśmy pełne, choć w lesie spędziliśmy nie więcej niż pół godziny. Michała wpuszczaliśmy w „plantacje” grzybów i kazaliśmy szukać dorodnych, jadalnych kapeluszy. Potem koncentracja dziecka wyostrzyła się, a zapał do poszukiwań rozpalił i syn znalazł całkiem samodzielnie kilka sztuk. Ale był szczęśliwy! Gadał przy tym jak katarynka.

Entuzjazm udzielił się też mojemu mężowi. Temu, który przecież nie lubi grzybobrań, bo są nudne i męczące. Ha ha ha!

Podczas wędrówki Michał miał pełną swobodę i brodził w błocie niczym dzika świnia. Zawsze w torbie podróżnej mam drugi komplet ubrań ze wszystkich kategorii, dobrze znam swoje dziecko. Gdzie diabeł nie może, tam Michała pośle…Ruchliwy dzieciak koniecznie musiał sprawdzić, jak wygląda świat z perspektywy myśliwskiej ambony, a ja się tylko modliłam, żeby mokre kalosze nie ześlizgnęły się z drewnianych szczebli.

Przyjaciele ofiarowali nam swoje zbiory. „Daj spokój, będę chciała, to jutro skoczę i nazbieram. Bierz!” – strofowała mnie Asia. A ja zabrałam grzybki z olbrzymią radością. Czyszczenie ich to mega frajda, a potem odparzanie, suszenie…Grzyby jeszcze długo cieszyły moje oczy, a w domu unosił się leśny aromat.

Moich najlepszych Przyjaciół znam tyle lat, ile ma Michał. Syn, po entej operacji, wpadł w stan odrętwienia psychicznego. Martwiąc się o zdrowie i sprawność dziecka, postanowiłam mu kupić labradora do dogoterapii. Zadzwoniłam więc pod numer z ogłoszenia o sprzedaży szczeniaków i przedstawiłam swoją historię. Wstępnie byliśmy umówieni na odbiór psa po opuszczeniu szpitala, ale hodowca zadzwonił do mnie ponownie po chwili. „Ustaliliśmy z żoną, że skoro Pani dziecko jest niepełnosprawne, to psa ofiarujemy Państwu za darmo” – powiedział mój rozmówca…Tym człowiekiem był właśnie Witek! Ojciec chłopca z ciężką postacią mózgowego porażenia dziecięcego.

Kiedy zobaczyliśmy z byłym mężem Kubusia, postanowiliśmy za psa zapłacić. My wtedy nie byliśmy z trudnej sytuacji finansowej, a rodzina chłopca tak. Niewiele później zapadła decyzja o rozwodzie, a szczeniaka zmuszona byłam oddać w dobre ręce. Dora wyleguje się teraz na kanapie u dawnych sąsiadów i dobrobyt widać u niej po mocno upasionych boczkach. Wiele się pozmieniało – szczególnie u mnie, ale przyjaźń z Tytkami przetrwała po dziś. Bo jeśli ktoś chce Ci oddać jedyną cenną rzecz jaką posiada, to lepszego przyjaciela wyobrazić sobie nie można! Witek ma wielkie serce dla ludzi, a swoje psy kocha jak dzieci. Zwierzęta mają doskonałe pożywienie oraz opiekę weterynaryjną i tylko zielonkawe sińce pod oczami mojego „braciszka” zdradzają, jak bardzo ten człowiek jest wszystkim wyczerpany.

Witek to taki typ, który się nigdy nie skarży. Od pół roku ropa drąży mu przetoki, powodując ból nie do opisania. Operacje, silnym leki i wiele miesięcy na zwolnieniu lekarskim odbiło się piętnem na samopoczuciu mojego najlepszego Przyjaciela. Bardzo mnie to martwi, bo widać śmiertelne zmęczenie na jego twarzy i znużenie troskami. To jest taka wspaniała rodzina, która zasługuje na odrobinę wsparcia. Ja wiem, że oni – mimo wszelkich zapewnień – nie poradzą sobie z tym sami. Chodzę i czy mi się szklą na samą myśl. Co mogłabym zrobić? Jeszcze nie wiem…Ale nie zostawię ich z tym samych, cokolwiek Witek o tym myśli. Ja też jestem przyjacielem. Prawdziwym.

***

21 thoughts on “Jędrzychów.

  1. Serdeczność tych ludzi, wyczuwamy i my – czytający ten blog. Nie pierwszy raz wszakże tu występują. Czy jest pomysł jak i my moglibyśmy wesprzeć tę rodzinę? Są momenty w życiu kiedy każdy z nas potrzebuje jakiegoś wsparcia. I ja kiedyś byłam w trudnej sytuacji. To nic hańbiącego przyjąć pomoc. Najpierw ktoś nam pomaga, potem my pomagamy komuś innemu. Niech dobro krąży po świecie i się rozmnaża…

    1. Może udałoby się zorganizować Świąteczny Kiermasz Internetowy dla tej wspaniałej rodziny, wystawić ozdoby Świąteczne na Allegro, albo może wysłać paczkę z żywnością, albo z odzieżą, środkami czystości. Tyle osób czyta ten blog. Pani Igo, chętnie pomożemy.

        1. Pewnie z uporem Pani przyjaciela ciężko będzie zwyciężyć, tacy ludzie często wstydzą się przyznac, że jest im ciężko i poprosić o pomoc, ale idą święta, może niech chętne osoby wyślą jakieś drobne upominki dla tej rodziny, albo chociaż kartki z życzeniami, żeby nie wiedzieli, że są sami, i że są życzliwi ludzie gotowi pomóc.

          1. Pani Moniko. Tam problem jest dużo większego kalibru niestety. Kuba wyrósł, a rodzina mieszka na pierwszym piętrze, które jest w miarę wyremontowane. Na piętro prowadzą schody drabinowe, po których trzeba porażone dziecko nosić. Witkowi drętwieją palce od kręgosłupa, Aśka żyje już z dnia na dzień. Oni powinni przeprowadzić się na parter i to jak najszybciej! Złapać oddech w płuca. Tam jednak tynki są skute do gołego muru. Trzeba położyć instalacje, założyć tynki i podłączyć ogrzewanie. Witek chce to robić sam. Bo przecież Witek to Witek. Myślę, że paczki na święta to dobry pomysł, żeby nieco odciążyć ich z bieżącymi wydatkami. Szukam pomysłu, skąd wziąć pieniądze na remont. Ta rodzina zawsze pomagała innym. Nam Witek chciał dać psa i kładł panele, wstawiał drzwi i rolety. Innym też przekazywał psy, pomagał w remontach i wszelkich kłopotach. To są tacy ludzie, że sobie od ust odejmą, a innym dadzą.

          2. Zdaję sobie sprawę, że problem jest o wiele większy, chodziło mi o to, że może warto na początek zacząć od czegoś drobnego, żeby przekonać Pani przyjaciela, że są ludzie chętni bezinteresownie pomóc, może metoda małych kroczków podziała

          3. Witam pani Moniko 🙂 Tak czasem bywam uparty – ale ponoć to u mnie rodzinne 😉 , a tak na poważnie to nie ukrywam, że ostatni czas dla mnie jest ciężko. Z drugiej strony nie ma co się użalać nad sobą bywało już ciężko .. Nie jedno już przeszedłem ,, prawdopodobnie,, jakiś czas temu udało mi się wygrać z jedną z paskudniejszych chorób ,walczyłem i wygrałem walkę o życie mojego syna – dlatego wiem że nic już gorszego mnie nie spotka . Obecnie dopadło mnie ,, inne licho,, i walczę od maja , jak to się skończy czas pokaże . Mam założone swoje cele i priorytety(które osiągnę) , muszę niestety przełożyć je znowu na kolejny rok ( kwestia remontu dołu domu pod kontem syna ) .W chwili obecnej jest kiepsko z funduszami i siłami na to i na cokolwiek . Ale dam radę 🙂
            Nie unoszę się w żaden sposób dumą ani nie wstydzę się poprosić o pomoc . Sądzę , że w tych czasach jakie teraz mamy , co możemy zaobserwować w koło nikomu nie jest łatwo .. Są ludzie którzy moim zdaniem bardziej potrzebują pomocy niż ja . Ja zawsze jakoś sobie radziłem i tym razem pewnie też dam radę 🙂
            Ilona jest dla mnie jak siostra , dobrze mnie zna ,nic przednią nie ukryję 😉 Dobrze wszystko zaobserwowała i nie będę z nią dyskutował 🙂 🙂 Jest mi miło czytać te wszystkie komentarze . Dziękuje i Pozdrawiam Witek

    2. Panie Witku, jak miło się się pan odezwał. Mam męża, więc dobrze wiem jak trudno przekonać mężczyznę, żeby przyjął pomocną dłoń w jakiejkolwiek sprawie, która według niego godzi w jego poczucie bycia głową rodziny.
      Wystarczy, że poproszę o radę np.w kwestii remontu, mojego ojca… Wszystkie pewnie dobrze to znamy.
      U nikogo z nas sinusoida życia nie idzie ciągle tylko w górę. Każdy z nas ma i gorsze momenty. U niektórych jest ich więcej. Takie życie. Nie zawsze mamy na to wpływ. Ale mamy wpływ na to jak sobie z tymi gorszymi chwilami poradzimy. Czy przyjmiemy pomocną dłoń, czy szamocząc się, będziemy pogrążać się jeszcze bardziej.
      Może nasza pomoc będzie tylko symboliczna, każdy da trochę z tego co ma, a może uda się załatwić nieco więcej. Największe znaczenie ma to żebyśmy potrafili się ze sobą dzielić i uczyli tego nasze dzieci. Może dzięki takim małym zrywom życzliwości, zło nie będzie panoszyło się po świecie z taką zawziętością…
      A że tym razem pomożemy pana rodzinie..?
      Nie raz pan pomagał innym. Wielokrotnie Iga przyjmowała pomoc od ludzi. Wielokrotnie też sama dzieliła się tym co ma.
      Ja też miałam momenty w życiu, kiedy bez pomocnej dłoni obcych ludzi nie poradziłabym sobie w życiu, i sama też, kiedy tylko mogę staram się być pomocną.
      I myślę, że każdy z nas tutaj, jeśli nie jeszcze, to kiedyś na pewno, będzie w sytuacji, kiedy dzięki dobremu słowu, pomocy materialnej, czy choćby poczuciu, że nie jest sam w trudnej sytuacji, odbije się od nurtujących go problemów. Wszyscy jesteśmy tacy sami, wszyscy mamy gorsze chwile.
      Proszę przez chwilę nie myśleć o swojej męskiej dumie. Proszę pomyśleć o swojej rodzinie.

    1. Kochani. Zastanawiam się nad założeniem zrzutki. Ale to musi Witek zaakceptowac. Dajmy mu ochłonąć. Wie o Waszym wspaniałym odzewie i jest wzruszony.

  2. Ja z checia sie dorzuce:) Uwielbiam Pani bloga, i rowniez uwazam ze dobro powinno krazyc. Niewiadomo kiedy to wlasnie my bedziemy potrzebowac kogos kto wyciagnie do nas dlon w trudnym momencie na naszej drodze. Pozdrawiam

  3. Iga, Ja też się chętnie dorzucę. Niestety ze solicy trochę daleko, ale mogę dosłać parę ubranek (dresy, koszulki, piżamy, parę gier cokolwiek, co by się przydało). Iga odezwę się na priv

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *