Bez kategorii

Jak dawniej…

Wczoraj był niezwykły wieczór… Dzieciaki poszły spać. Cisza…spokój… Nikt nie marudzi, nikt nie zwraca. Ha ha ha. Przyjemnie. Udało się nawet załatwić na tę okoliczność dwa odcinki Dextera. Leżymy w półmroku, oglądamy i rozmawiamy…Tak właśnie było dawniej, gdy Szymon siedział w moim brzuchu i zawsze o 20stej zaczynał się kręcić. Jacek przykładał rękę, by poczuć ruchy swojego upragnionego synka. Tak było, gdy jeszcze Szymona nawet nie planowaliśmy, a radość czerpaliśmy z rodziny, którą udało nam się zbudować ze zgliszczy dwóch bardzo nieudanych małżeństw. I tak też było wczoraj: jak dawniej, czyli wspaniale!

I odżyły dawne uczucia. A raczej…nie były już przykryte taką grubą warstwą stresu, zmęczenia i frustracji. I odżyła chęć cieszenia się każdą myślą, słowem czy gestem ukochanej osoby. Obdarzaliśmy się zainteresowaniem i czułością jak wtedy, gdy nasze życie było dla nas wspaniałe i satysfakcjonujące. Jacek patrzył na mnie jak kiedyś…Z miłością, pragnieniem…

I nie miało znaczenia, że Michał znów znacząco stracił słuch. Że Szymon może nigdy nie dogoni rówieśników. Można żyć mimo to…byle by patrzeć na siebie tak, jak my po kilku latach związku, po wielu dramatycznych chwilach.

Zaczęłam planować kolejny wspólny wieczór. Mój kochany, poukładany zazwyczaj Jacek sprawił, że każdą  myśl dedykuję dziś naszemu wspólnemu wieczorowi, naszemu wspólnemu życiu. Jestem rozentuzjazmowana jak wtedy, gdy zaczęliśmy się spotykać. Mam  motyle w brzuchu, niesamowite! Te dwa tygodnie pomogło nam się odnaleźć. Patrzę na zegarek, kiedy wróci do domu. Nie mogę się doczekać.

Pulpety w sosie pieczarkowym wyszły pyszne. Czekają na podanie. Do tego kolorowy makaron rurki. Kolacja będzie wyśmienita, serwowana  na gorąco. Wystarczyło pięć piersi z kurczaka, kawałek wędzonego boczku, duża cebula i paczuszka pieczarek. Wszystko zgrabnie skomponowałam…

Piersi zmieliłam z podsmażonym boczkiem i zeszkloną na maśle cebulą. Doprawiłam solą, pieprzem, majerankiem i tymiankiem więcej tego drugiego). Pulpeciki były luźne, papkowate. Wrzuciłam je na chwilkę na tłustą po wysmażonym boczku patelnię. Gdy mięso lekko się ścięło, przełożyłam pulpety do garnka. Zalałam wodą, dorzuciłam mniej niż pół kostki rosołowej, liść  laurowy, ziele angielskie (ale bardzo mało). Do tego dołożyłam kapelusze małych pieczarek pokrojonych na połowy (tak sobie myślę, że trzonki mogłam zmielić wraz z mięsem, trudno). Gotowałam na wolnym ogniu.

Wywar odcedziłam i dodałam sosu pieczarkowego z torebki. Taaaak…poszłam na skróty. Ale chciałam podkreślić smak grzybów i mieć czas na dłuuugi wieczorek filmowy. Zastanawiam się tylko z czym to danie podać. Co pasuje do pieczarek? Hmmm…Mam jeszcze chwilę, by coś wymyślić. Może przełamać smak czymś kwaśnym? Albo dać soczystą surówkę? Łatwiej będzie, jak spytam Jacka na co ma ochotę. Jak idę skrótem, to tym najkrótszym. Ha ha ha. Ale i tak muszę się dowiedzieć, co do takiego sosu pasuje, z chęci zaspokojenia ciekawości. Pytanie: co dziś będziemy oglądać?

Kilka dni temu obejrzeliśmy „Czarnobyl. Reaktor strachu”.

„Sześcioro młodych ludzi szukających ekstremalnych wrażeń wynajmuje przewodnika, który, mimo surowych zakazów, zabiera ich do owianego tajemnicą miasta-widmo. Tu mieszkali niegdyś pracownicy reaktora w Czarnobylu. Po tragicznym wybuchu, ponad 25 lat temu, w ciągu 48 godzin przeprowadzono ewakuację całego miasta. Pozostali w nim nieliczni ludzie, których już nigdy więcej nie widziano… Wkrótce bohaterowie filmu odkrywają, że choć nikt nie przeżył katastrofy, bynajmniej nie są tutaj sami. Wszystko wskazuje na to, że przerażający rozdział w historii miasta nie został jeszcze wcale zamknięty” – czytam na Filmwebie.

Wściekła byłam na siebie, że przy tylu stresach zaserwowałam sobie kolejny. Film trzymał w napięciu.  Bardzo dobry horror (jeśli ktoś lubi horrory, ja chyba już nie). Potem spałam niespokojnie. Skoro tak się stało, oznacza, że reżyser dopiął swego. Produkcja została jednak kiepsko oceniona przez internautów. Czytam jedną z wypowiedzi: „(historia) Sprawia wrażenie spisanej na kolanie na pięć minut przed rozpoczęciem zdjęć”. Ale to chyba właśnie o to chodzi. Nawet kadrowanie jest takie, jakby wykonywał amator śledzący grupkę amerykanów i ich przewodnika.

Ciężko nam znaleźć jakiś wartościowy film. Mamy dość specyficzny gust. Lubimy filmy, o których myślimy na drugi dzień , a nie jałowe w emocjach produkcje. Czeka mnie znów maraton po stronach dla miłośników kina. A kolacja prezentowała się wybornie. Na dodatek wybraliśmy lekko marynowaną cukinię…

***

 

 

3 thoughts on “Jak dawniej…

  1. To cudownie, że dalej cieszycie się razem i potraficie choć parę chwil spędzić beztrosko 🙂
    Życzę wam dużo szczęścia i coraz więcej takich wieczorów a najlepiej całych dni!
    A Michałkowi powrotu do zdrowia, a Szymek na pewno dogoni swoich rówieśników niebawem :)!

  2. mi również bardzo podobał się ten film mimo tego, że nie przepadam za horrorami (oglądałam go u Was:* )

    a odnośnie motyli w brzuchu… kto tym razem wymyślał pozycje? 😀
    buźka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *