No i stało się…wylazła z sukienki fiszbina i wpadła pod bęben pralki. Podczas prania szorowała po blasze, aż dzwoniło w całym domu. Nie dało się wyjąć drutu spomiędzy bębna, a gumowego płaszcza pralki. Żaden z serwisantów – jak na złość – nie odebrał telefonu. A mi w wannie moczył się w wybielaczu ręcznie dziergany obrus i ulubione ręczniki. Urządzenie musiało być jak najszybciej uruchomione, żeby nie zaprać najlepszych rzeczy jakie mam…
Nie uwierzyłabym, że jesteśmy w stanie rozkręcić pralkę sami. Poczytaliśmy jednak fachowe fora, obejrzeliśmy filmiki na youtubie. Za namową koleżanek postanowiłam oszczędzić parę groszy i zapędziłam do technicznej roboty swojego Męża. Ależ było strachu i nerwów! Grzałka nie dawała się wyszarpać z uszczelki, dostałam ochrzan od Jacka za namawianie do robienia rzeczy, na których się zwyczajnie nie znamy. Rozbeczałam się jak durna, otarłam jednak potok łez i zaczęłam gmerać przy gumowym uszczelnieniu. Grzałka wyszła w końcu, dając szeroki dostęp pod bęben. Nie było tam fiszbiny, ale grzałkę odkamieniłam, przedłużając jej żywot, co uważałam za pozytywny aspekt całego zamieszania.
Ostatecznie drut wyciągnęliśmy dzięki dziurom po przewałach, które obiecujemy sobie zamówić już od miesiąca. Pranie wsadzamy do poszewki, żeby nie zostało pokaleczone od zaczepów do brakujących przewałów. Do czego zmierza ten mój wywód…
Kiedyś ludzie byli wszechstronni, niemal w każdej rodzinie była jakaś „Złota Rączka”. Teraz wmawia nam się, że tylko specjaliści mogą rozwiązać nasze problemy. Specjaliści dyktują na jak postępować podczas ciąży, jak wychowywać dzieci, jakie zabawki im kupić, jak się do dzieci zwracać, jak szczotkować zęby, którego szamponu użyć i tak dalej wymieniać mogłabym długo… Uwierzyliśmy, że musimy być „pralkoznawcą”, żeby spróbować naprawić urządzenie. Nasi rodzice i dziadkowie mieli więcej wiary w siebie i odwagi, by kierować się własnym rozsądkiem. Przez to nabywali wiele więcej wszelakich umiejętności. Ja uwierzyłam, że możemy poradzić sobie sami i dzięki temu mamy dobre sto złotych więcej w portfelu. Ileż pieniędzy udało by się zaoszczędzić, gdybyśmy nie zbudowali w sobie przekonania, że nam się nie uda?
***
to raczej chodzi o czas i nerwy… jak mam do wyboru denerwowac sie grzebaniem w pralce, czy zlecic to fachowcowi, ktory zrobi to w godzinke, podczas gdy ja bde pic kawe albo pracowac to wybor jest prosty 😀
To też jest jakiś punkt widzenia, przyznaję 🙂 Uważam jednak, że nerwy to tylko za pierwszym razem. Teraz jesteśmy już bębno i grzałkoznawcami 🙂