Z ŻYCIA WZIĘTE

Pani Ania

Wczoraj, w niedzielę – gdy jeszcze nie przypuszczałam, że znów przyjdzie nam się zmagać z chorobą – odwiedziła nas Pani Ania, która niegdyś zgodziła się pełnić zaszczytną funkcję Babci Michałka na jednym z przedszkolnych przedstawień. Wspominaliśmy to z sentymentem, szczególnie radość obojga po wręczeniu kwiatów przez Michała. Ten wspaniały, serdeczny człowiek pierwszy raz odwiedził nas w naszym własnym domu i myślę, że docenił ogrom włożonej przez nas pracy. Jest jeszcze kilka detali do wykończenia, ale z czasem z wszystkimi się uporamy. Muszę tylko wrócić do zdrowia, bo jestem cieniem samej siebie.

Życzliwe słowa wylewały się z ust rwącym potokiem. Nie wiem, kiedy minęły cztery godziny…Cieszyliśmy się ze ślubu młodszego syna Pani Ani oraz wczesnej ciąży synowej. Tyle chciało by się powiedzieć na raz, dawno się nie widziałyśmy. Są jednak ludzie, których można nie spotkać latami, ale nie ma wpływu na temperaturę żywionych do nich uczuć. Tak jest w tym przypadku. Rok minął szybko niczym pstryknięcie palcami.

Ania kochana zrobiła mi wielką przyjemność, ofiarowując wiklinowy kosz i…osiemdziesięcioletnią walizeczkę. Jest tak urocza w swoim wyglądzie, że nic nie będę przy niej poprawiać. Tylko troszkę podczyszczę. Taka rodzinna pamiątka trafiła w moje ręce…Czuję się wyróżniona!

Marzę, by odwiedzić kobietę w jej pracowni ceramicznej. Dostałam siatkę gliny do pracy z synami w domu, ale wizyta w zlokalizowanej w piwnicy pracowni to magia w czystej postaci. Myślę jednak intensywnie, co ulepić z naszego kawałka masy. Może ozdoby wielkanocne? Na razie nie mam na nic siły, pół nocy wymiotowaliśmy z Mężem, a od czwartej zaczął Szymon. Cały styczeń chorzy i końca nie widać…Lekka zima nie wymroziła wirusów i ponosimy tego konsekwencje.

Nienawidzę zimy. Owszem ładnie, śnieżek prószy…Lubię jednak na to patrzeć wyłącznie przez okno, albo w telewizji. Chłopcom chłód i wilgoć nie przeszkadzają. Kiedy Szymon i  ja grzaliśmy się przy kominku, Jacek zajął się starszym synem. Sobota była dość pogodna, a i śnieg jeszcze się utrzymał. Dostawałam gęsiej skórki, gdy docierały do mnie te zdjęcia…

Urok mieszkania na wsi: przestrzeń i swoboda. Mimo zimowej aury, pomyślałam ciepło o moim Mężu. Jakie to wielkie szczęście mieć tak rodzinnego partnera. To jest bezcenny dar od losu…

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *