Bez kategorii

Jak łatwo można stracić życie…

W piątek chciałam wyszykować dom na nasz wyjazd. Postanowiłam ogarnąć parter i ogród. Pogoda dopisywała i rozpędzona dobrymi chęciami, postanowiłam wyplewić perz. Przesadziłam też pozostałe poziomki do ziemi oraz zakupiony rano krzew porzeczki. Wszystko robiłam szybko, potknęłam się o coś wystającego. Popatrzyłam na stopę, zatarty naskórek. Nawet krew nie leciała…Wróciłam do swoich zadań.

Wieczorem czułam dreszcze, było mi zimno. Często tak mam, gdy jestem przemęczona, więc bardzo się nie zdziwiłam. Położyłam się spać…Obudziłam się około drugiej w nocy, czyli po jakiś czterech godzinach. Stopa przy palcach była spuchnięta. Poczułam niepokój. W domu pokończyły mi się środki odkażające, nawet zwykłej wody utlenionej nie miałam.

Za czasów, gdy nie było Szymona, oglądałam wszystkie programy medyczne: od operacji plastycznych po sekcje zwłok. W jednym z odcinków Doktor G próbowała ustalić przyczynę zgonu młodej dziewczyny. Okazało się, że kobieta zmarła z powodu płytkiego otarcia skóry od fiszbiny stanika. Czułam, że mój przypadek jest podobny. Zadzwoniłam na 112 i ustaliłam miejsce, do którego mam się udać.

Pojechaliśmy z Szymonem do miasta, Michał spał jak zarżnięty, zmęczony pracami na dworze. Miałam nadzieję, że chwila – moment i będziemy z powrotem. Potrzebowałam tylko odtrutkę na tężec i receptę na antybiotyk. Tylko…

Druga w nocy…Na pogotowiu czekało 6 – 7 osób. Okazało się, że ruchem pacjentów zarządzał…Lekarz? Nieeeee. Pielęgniarka? Nieeee. Ochroniarz! Stary Dziad, który dorabia do emerytury, a o medycynie wie pewnie mniej, niż nasz Michałek. „Państwo z dzieckiem?” – zapytał. „Tak, ale to żona potrzebuje pomocy” – odpowiedział Jacek. „To proszę czekać”. Czekaliśmy…

Poszłam do gabinetu  internistycznego, gdzie też był dyżur i ani jednego pacjenta (raptem 10 metrów dalej) i pytam, czy jeśli rana nie wymaga szycia, mogę dostać receptę na antybiotyk i wracać do domu. Powołałam się też na to, że mam wiedzę medyczną, bo jestem ratownikiem. „A Pani przyjechała tu dyrygować wypisywanie leków?” – odburknęła wredna baba z personelu medycznego. W naszym kraju nikt się nie przedstawia, potem okazało się, że to pielęgniarka. „Nie, ale jestem ratownikiem i wiem co mówię, poza tym z niepełnosprawnym niemowlakiem na korytarzu, nie ma sensu blokować kolejki. Potrzebuję tylko antybiotyk”. „Skoro Pani jest ratownikiem, powinna wiedzieć, że musi Panią zobaczyć chirurg. Proszę wracać do kolejki” – odburknęła.

Siedzieliśmy z półtorej godziny. Zaczęłam gasnąć w oczach. Dostałam dreszczy bezwiednie rzucających całym ciałem i szczęką. Poszłam poprosić jeszcze raz o pomoc. „Proszę Panią, czuję się coraz gorzej, czy może mi ktoś pomóc? Potrzebuję leki”. Znów mnie zlekceważono. Wtedy wkroczył mój spokojny i dobroduszny z natury Mąż. Zamienił się we wrzeszczącego chama i odgrażał się telewizją. W odpowiedzi usłyszał, że ma przyjść z telewizją i alkomatem!!! Zrobili z mojego Męża pijaka, bo chciał mi pomóc!

Resztką sił tłumaczę kobiecie…”Proszę Pani, mój Mąż nie jest pijany, przywiózł mnie przecież z dzieckiem. Za dwie godziny nie będzie kogo zbierać. Jestem ratownikiem, wiem co mówię!”.

Jeszcze próbowaliśmy wejść w kolejkę do sali chirurgicznej. Z trzech osób wyłamała się jedna „Ja tu siedzę pięć godzin i Pani nie przepuszczę”. Telepałam się jak osika, bałam się że umrę. Umrę w szpitalu czekając na pomoc…Miałam zapuchnięte, załzawione z żalu i upokorzenia oczy. Pacjenci widzieli mnie sprzed dwóch godzin i w tamtej chwili. Widzieli dramatyczną różnicę. Ale co tam, stłuczona stopa była priorytetem. Ja natomiast DOSTAWAŁAM ZAKAŻENIA OGÓLNOUSTROJOWEGO!!! Powiedziałam tylko rozżalona…”Gdyby miała pani wypadek, błagała by pani mnie-ratownika o pomoc. A kiedy ja teraz proszę panią, pani się spieszy…Czy Pani wie, co to sepsa?…” Było mi wszystko jedno, czułam, że opadam z sił. Że się kończę…

Jeszcze wtrącił się ochroniarz-mądrala. „Czego Pan chce, przecież Pana żona żyje!” – krzyczał. „A cha! To moja żona musi umrzeć, żebyście się nią na pogotowiu zajęli?” – darł się zirytowany Jacek.

Coś jednak drgnęło w gabinecie internistycznym i zawołali lekarza. Ledwo mówiłam, bo nie mogłam opanować drżenia szczęki. Oddychałam jak lokomotywa. Ja z natury mam hiperwentylację. Oznacza to, że oddycham płytko, więc często. Jak jestem chora, zwyczajnie muszę dyszeć, żeby natlenić organizm.

Wizyta u chirurgów sprawiła, że poczułam się jak kawałek ścierwa. „Niech Pani nie robi z siebie takiej dobrej samarytanki i wzywa na drugi raz karetkę” – usłyszałam i byłam w takim szoku, że prawie usunęłam się na podłogę. „Jak tu przyjechałam, czułam się jeszcze w miarę dobrze. To tu – na korytarzu – tak mój stan się pogorszył. Poza tym…gdyby jakieś dziecko umarło, bo ja wezwałam karetkę do skaleczonego palca? Od siedmiu lat siedzę na ojomach, widziałam jak dzieci umierają. Jak mogłam zabrać tę karetkę?” „Ja pracuję dłużej” – odburknęła lekarka.

Wywodów pielęgniarki już nie będę przytaczać, bo się po nich tak rozpłakałam, że nie mogłam się uspokoić. Miałam taki żal w sobie, że musiał znaleźć ujście emocjom. Wyśmiała moją wiedzę medyczną, moje poczucie odpowiedzialności za innych, nawet to, jaką jestem matką. Byłam sponiewierana zarówno fizycznie jak i psychicznie. Marzyłam, żeby stamtąd uciec. Dostałam i receptę i lek na tężec. Po Ketonalu wbitym w tyłek przestałam się telepać, choć byłam zimna jak trup. Lekarz nie stwierdził niewydolności krążenia, więc puścił mnie do domu. Odważny bardzo. Z resztą…i tak bym tam nie została. Nienawidziłam tych ludzi za ich bezmyślność i znieczulicę.

Potem pokazałam się znajomej lekarce. Dostałam drugi antybiotyk, dwa antybiotyki na skórę i masę innych leków na zakażenie i opuchliznę. Patrzyłam na stopę jak na wyrocznię…W międzyczasie doszło do reakcji węzłów chłonnych. Na udzie miałam plamę 10/15cm, która bolała i była bordowa. Infekcja szalała! Rwały mnie uszy, bolała głowa. Nie miałam śliny, ani łez w oczach. Znów wracały dreszcze. Na stopie pojawiały się wielkie pęcherze wypełnione płynem.

Kiedy linia opuchlizny i zaczerwienienia zatrzymała się, wiedziałam już, że opanowaliśmy zakażenie. Mój Mąż swoim chamskim atakiem na personel, uratował mnie! Teraz czuję się już dobrze, ale stopa nadal jest spuchnięta.

Uważam, że z każdego – nawet złego doświadczenia – trzeba wyciągnąć coś pozytywnego dla siebie. Na pewno zacznę o siebie dbać! Rzuciłam Colę. Miałam też okazję na nowo poukładać relacje z moim Mężem. Przejmie na siebie więcej domowych obowiązków. Musiało mną wstrząsnąć, żebym w końcu zaczęła myśleć o sobie. Ja do lekarza chodziłam tylko wtedy, gdy byłam umierająca. No właśnie…

Obudziłam się w domu szczęśliwa. Bo żyję. Bo moi bliscy żyją. Bo poziomki są tak ładnie wyplewione. Ha ha ha ha. Teraz już mogę żartować…

***

 

66 thoughts on “Jak łatwo można stracić życie…

  1. Matko, Iga, dobrze, że tak to się skończyło! Co za ludzie! Masakra! Zdrówka i dbaj o siebie babo 😉 :***

    P.S. Chyba mam 4000 komentarz na blogu 😉

    1. to prawda-w służbie zdrowia jest znieczulica,
      najchętniej podpisywaliby tylko listy obecności
      i brali kasę a piguły płaszczyły tyłki,powinni
      płacić za pracę a nie za etat,coraz > wolnego
      i zatem i nadgodzin,niech przestaną domagać
      się podwyżek i nie straszą wyjazdem zagranicę

  2. Cieszę się Kochanie ,ze już jest lepiej. Dzięki Twojemu doświadczeniu sama teraz przemywam każde nasze najdrobniejsze skaleczenia . Uściski dla chłopaków

  3. w głowie mi się nie mieści, że tak można potraktować drugiego człowieka..gdzie empatia, gdzie jakiekolwiek ludzkie odruchy!! czytałam to ze ściśniętym sercem..w jakim świecie przyszło nam żyć……… 🙁
    Pani Igo dużo dużo zdrowia i oparcia w tych bliskich osobach, które dają nam siłę do walki o własne szczęście na przekór temu choremu światu…

  4. zwykła znieczulica i brak empatii a wystarczyło ludzkie podejście personelu do drugiego człowieka w potrzebie, i gdzie tu przysięga Hipokratesa? co za @#%$$%$#!@ konowały po prostu szkoda że przez nich cierpią niepotrzebnie ludzie ale się stresu najadłaś dobrze że już po wszystkim i wyszłaś z tego aż strach pomyśleć co by było gdybyś tam pojechała sama grrrr ani jednego ludzia na dyżurze który choć wesprze słowem
    rozumiem doskonale co przeżywasz i tulę
    mnie wypisali w stanie septycznym ze szpitala twierdząc że „przesadzam z tym bólem” a ja nawet się nie skarżyłam a łzy same z bólu leciały po policzkach pielęgniarka stojąca przy bezradnym dyżurnym lekarzu postawiła diagnozę a dzień później zabrała mnie karetka z domu, ponad tydzień hospitalizacji w reżimie sanitarnym na lampach, nawet mojego świeżo powitego oseska nie mogłam zobaczyć przez szybę 🙁 przez zaniedbania lekarzy z całego oddziału poprzedniego szpital traktowana jak trędowata z sepsą trafiłam na patologię ciąży z powodu remontu szpitala z dala od bliskich nie życzę nikomu u mnie to cud że żyję bo nie zdawałam sobie sprawy ze swojego stanu zdrowia tak jak Ty

    1. Boże Facia, ile ja już takich historii słyszałam…Tłumaczyłam debilom, że jestem ratownikiem i wiem co się ze mną dzieje. Że nie ma na co czekać. Nie słuchali..

      1. tym bardziej powinni a nie traktować pacjentów rutynowo
        kiedy oni zaczną wierzyć w instynkt swoich pacjentów? zauważyłam różnicę kiedyś i dziś, kiedyś wybierało się co najmniej profesora bo ma doświadczenie w różnych przypadkach i na pewno pomoże dziś lepiej wybrać rezydenta bo wnikliwie będzie badał przypadek aż nie znajdzie odpowiedniej choroby niczym doktor Hause a w naszej służbie zdrowia nie można nawet podpowiedzieć bo zaraz pielęgniarka nawet się oburza jak śmiemy być mądrzejsi od niej
        to tak jak czekając na NFZ do onkologa z terminem 10 miesięcznym usłyszeć na długo wyczekiwanej wizycie „gdyby pani przyszła wcześniej, 3 miesiące temu była by do uratowania a tak zostało pani pół roku życia, nic nie da się zrobić”

    1. Zawiozłam moją mamę z dziurą w nodze na pogotowie ( miała wypadek na rowerze) a na miejscu, kiedy już ją łaskawie przyjęli, a była to 22:00 w sobotę, powiedziano mi żebym kupiła GDZIEŚ w aptece szczepionkę na tężec bo oni już nie mają… W aptekach nie było, większość aptek zresztą była pozamykana, wiec szanowny pan doktor zadrwił, że nie ma dziś to może w poniedziałek gdzieś dostanę.
      Pani w jednej z aptek zlitowała się, obdzwoniła inne apteki i znalazła,powiedziała, że jeśli czekać z tym do poniedziałku to w ogóle można nie podawać.
      Przyjechałam na ostry dyżur z tą szczepionką i wykrzyczałam temu gburowi w twarz, że kupiłam mu też trochę nici i igieł do zszywania pacjentów bo pewnie też im niedługo braknie skoro są tak wspaniale wyposażeni. a co z pacjentami którzy dotarli na ostry dyżur sami? Ich też ktoś wyśle w nocy na miasto w poszukiwaniu leków…?

        1. może i inni z werwą chęciami i ambicjami ale Ci starzy ich szybko temperują co by za dobrzy nie byli,
          ja trafiłam do ortopedy z dzieckiem które wyje z bólu po nocach dostaliśmy masę skierowań na badania od rezydenta bardzo zresztą sympatycznego i chetnego do pomocy mimo na cito najważniejsze badanie miało być za 3miesiące po odebraniu wyników jakże ucieszyłam się że trafiłam znów na niego ale z gabinetu łączonego wyszedł pan profesor skwitował że to przejdzie a na krzyczące dziecko to najlepszy plaster na buzie oczywiście coby się nie darło nosz k…. mina tego rezydenta za jego plecami była jednoznaczna „walka z wiatrakami” nam profesor kazał usadowić dziecko przed tv lub kompem (jak ujarzmić nadpobudliwego ruchowo 4 latka i zakazać mu ruszania się?) a kolejny pacjent który wszedł za nami 10latek z dużą nadwagą dostał przy nas zj…. że nic pewnie nie robi tylko siedzi przed tv tyje i dlatego mu stawy idą WTF? ale to jest właśnie polska służba zdrowia
          jakoś kiedyś nie było funduszu, wysokich składek, należało się wszystko bez proszenia i skierowań, nie było prywatnych gabinetów tylko przychodnie i szpitale terminy do 2 tygodni i jakoś nie było kolejek a ludzie chorowali jak chorują i jeszcze bokiem idą na prywatne wizyty nie doczekując się z nfz

      1. Proszę Pani ja kilka lat temu poszedłem ze skręconą kostką a by nie dawali mi wielkiego najgorszego gipsu , dostałem papier i musiałem kilka przystanków po mieście jechać autobusem , kawał drogi zapierniczać ze skręconą kostką aby dostać jedną pieczątkę z ówczesnej głównej kasy chorych czy jak to zwą aby nie płacić kilku stów za lżejszy gips czy ortezę. Fakt było jeszcze wtedy na tyle normalnie ( jeśli tak można to nazwać ) w porównaniu z dzisiejszymi czasami, że obejrzeli dowód i pieczątkę bez słowa dali. Ja wiem że może to jakaś fanaberia że nie chciałem tego najzwyklejszego gipsu co waży jak beton a trzyma tyle co nic ale mam wadliwą nogę i na tyle często mi się to zdarzało że na samą myśl o standardowym gipsie przechodziły mnie ciarki.

  5. Współczuję przeżyć, życzę dużo zdrowia i siły. Co do szpitala to ciśnie się wyłącznie niecenzuralny komentarz. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że nie mogłam się skupić na przeczytaniu całości bez zastanawiania się czy dobrze zrozumiałam, że Michał został w tym czasie sam w domu?

    1. Nowi sąsiedzi byli obok. Dziecko wiedziało do kogo zwrócić się o pomoc. Mamy wspólny wiatrołap. Niestety obcy ludzie, więc obaw mieliśmy sporo. Zgłaszaliśmy w szpitalu, że musimy wracać do dziecka jak najszybciej, że świeżo się przeprowadziliśmy, ale to też nie było argumentem, żeby nam pomóc.
      Szczęście jest takie, że Michał jest samodzielny we wszystkim. No i pomocy nie potrzebował, bo spał jak zarżnięty.

  6. Pani Igo, ależ mi ten wpis ciśnienie podniósł i weź tu człowieku jedź na pogotowie albo wzywaj karetkę, tak źle i tak nie dobrze. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia

  7. Iga, jak ochłoniesz, napisz skargę do dyrekcji szpitala. Opisz na zimno, bez emocji zachowanie personelu, wyraź swoją dezaprobatę i zażądaj ustosunkowania się. Nawet jak nie znasz nazwisk (część będzie na receptach), z grafiku będzie wiadomo, kogo dotyczy pismo. Wiem, że wydaje się, że szkoda czasu i nerwów, ale jak NIKT nie będzie reagował, to nic się nie zmieni. I nie chodzi o to, żeby po tym piśmie ci karocą kwiaty podesłali, ale żeby pozostał ślad, czarno na białym, niezadowolenia z usług. Odpowiedzieć muszą.
    Zdrowia życzę!

    1. Wiesz co…Miałam inny pomysł. Wybierałam się osobiście do dyrektora szpitala. I wcale mi nie chodzi o podawanie nazwisk. Rzygam tym skostniałym systemem.

      1. Tylko że właśnie po osobistej wizycie nie ma śladu, a o ślad chodzi. O ich obowiązek odpisania Ci, o konieczność pochylenia się (niech będzie, że nad kartką, nie nad pacjentką). Jak pójdziesz osobiście, co swoją drogą oczywiście możesz zrobić, to cię mogą potraktować nawet miło i z rewerencją, ale zapomną o sprawie jak tylko wyjdziesz z gabinetu.

          1. Podpisuję się pod radą „takasobiematka” – powinnaś opisać dokładnie sytuację. To zabrzmi może trochę naiwnie ale może dyrektor placówki nie wie co dzieje się na najniższych szczeblach tej drabiny? A może wie i ma to gdzieś i nie zrobi z tym NIC dopóki nie będzie musiał odpisywać na jedną skargę tygodniowo?

  8. Takie rzeczy trzeba nagłaśniać!! Igą została uratowana a może zdarzyć się tak, że ktoś z nas, naszych znajomych, bliskich nie będzie miał szansy!! Iga, walcz! Niech się tym zajmie TV. Pozdrawiam i uważaj na siebie. Pamiętaj, że istnieje KTOŚ komu jesteś potrzebna!

  9. Tak czasami jak patrzę na to co się dzieje w dzisiejszej służbie zdrowia , i czasami oglądam „Daleko od noszy” to wydaje mi się że paradoksalnie w tym serialu jest bardziej poważne i normalne podejście do faceta niż w rzeczywistości , a jeszcze za mojej młodości jakby to oglądał nigdy bym nie pomyślał że dojdę do takich wniosków. Pamiętam czasy jak kilkanaście lat temu byłem zbulwersowany że przyszedłem do przychodni o 16 a ta była do 19 i lekarz mnie nie przyjął bo miał akurat dużo pacjentów i jakże byłem zbulwersowany że mogą zapisać mnie dopiero na drugi dzień rano…. Dzisiaj jakby zapisali człowieka na tydzień to byłby szczęśliwy jak nie wiem co 🙂

  10. WOW!! na Onecie nawet się zainteresowali i widniejecie z tytułem „zaczęło się od zwykłego otarcia. Z każdą godziną było gorzej. Mogłam umrzeć”

    to dobrze – im więcej osób przeczyta tę historię, tym lepiej.

    M.

  11. W marcu spędziłam 5 dni w szpitalu w Innsbrucku.Straciłam urlop ale zobaczyłam jak wygląda opieka medyczna , kontakt z lekarzem , z pielegniarkami, a nawet z salową. To tam zwrócono mi uwagę na wiele innych zdrowotnych problemów, lekceważonych przez naszych lekarzy, którzy widzą w człowieku jedynie wycinek z ich specjalizacji.

  12. jesteś, to najważniejsze :), nie mieszkam w Polsce, ale jak słyszę te wszystkie opowieści, to bym im tam mordy w szpitalac obiła (wylałam kawę na laptopa, więc nie wszystkie literki wyskakują 🙁 ) .Tu dzie mieszkam mam jak narazie bardzo dobre doświadczenia z lekarzami i szpitalami. A co do wody utlenionej to od kiedy mam dziecko w mojej torebce zawsze jest podręczna apteczka, arnica na stluczenia itd. 🙂 Ostatnio cłopczyk wywalił sie na rowerze, kolana zdarte,a mama tylko zapytała czy nic mu nie jest ? to lecę do nieo i wyciąam wodę utlenioną , plastry, a mama jeo w szoku i pyta czy jestem lekarzem . Odpowiedziałam : jestem zwykłą mamą 😉 Może przesadzam – ale Wolę przesadzać 🙂 Dużo zdrówka 🙂

    1. Sylwia, masz rację z tą wodą. Ja dzień wcześniej zużyłam okanisept pomagając dziecku właśnie. I zapomniałam uzupełnić apteczkę. Byłam zaaferowana wyjazdem.

    2. Musze dopisać, że w Malmo moją ciocię ugryzł mały piesek – pekinczyk, krew sie nie pokazała, ciocię w szpitalu miło potraktowali bo jej zięć tam był lekarzem, ale i tak o antybiotyku zapomnieli i ciocia wśród grzeczności zmarła na sepsę.

  13. Taka jest nasza służba zdrowia, mam uraz kręgosłupa spowodowany upadkiem ze schodów kilka lat temu,cierpienia nasiliły się teraz, kilkuletnia rechabilitacja nie przyniosła efektów,dostałam skierowanie do neurochirurga, na wizytę czekałam pół roku/w międzyczasie prywatnie byłam u dwóch neurochirurgów na konsultacji obaj stwierdzili że konieczna jest operacja/ natomias w przychodni specjalistycznej lekarz stwirdził że skoro nie chodzę z kulami to znaczy że można mnie leczyć blokadami (musiałabym brać conajmniej w trzech miejscach naraz żebym mogła chodzić). a mój kręgosłup podobno trzeba śrubować.

  14. Jak miałam 8 lat to złamałam nogę bo tata uczył mnie jak hamować narto-sanki nogą. Zawieźli mnie do szpitala,mama pytała co będzie. A oni odpowiedzieli Jej tak: ,,A co mnie to interesuje! Prosze se kupić wózek inwalidzki albo kule!,, Teraz mam 12 lat i nienawidzę szpitala W Andrychowie

  15. Grzecznym zachowaniem do niczego się nie dojdzie – byłam grzeczna i grzecznie pozwoliłam, żeby zabito mojego ojca w szpitalu – od znajomych lekarzy dowiedziałam się później, że powinno się być chamem to wtedy jakieś szanse na uratowanie życia człowiek ma. Twój mąż instynktownie o Ciebie zawalczył i wygrał. Super się czytało – chyba tutaj dłuzej zagoszczę. Grażyna z Pabianic

  16. Tragiczne, ale dobrze, że sobie poradziłaś i masz oparcie w mężu. Sama niedawno miałam okazję się przekonać jak to jest, niestety ja jestem dosłownie sama, a chciałabym, aby się ktoś za mną czasem wstawił. Pogorszył mi się wzrok w jednym oku i wybrałam się do okulisty, prywatnie, mam taki niższy abonament 50 zł/miesiąc z wizytą u lekarzy kilku specjalności za dopłatą 15 zł. Wykupiłam ten abonament po tym jak byłam kiedyś chora, zatrułam się czymś i zemdlałam w łazience, kiedy się ocknęłam zadzwoniłam na pogotowie i opowiedziałam co się stało. Bałam się, naprawdę nie mam tutaj nikogo bliskiego. Pomimo wstydu opisałam objawy, no że biegunka, uporczywy ból do tego stopnia, że zemdlałam. Pan powiedział, że skoro z nim rozmawiam to widać, że jestem w dobrej formie i sama mogę się zgłosić do lekarza, ale ja nie czułam się na siłach, doczołgałam się do łóżka z litrem wody i odespałam, potem w internecie wykupiłam ten abonament, a tydzień później kiedy właśnie wyzdrowiałam, dostałam kartę. Wracając do okulisty pani po badaniu dna oka stwierdziła, że mam zatartą granicę tarczy nerwu wzrokowego i skierowała do szpitala na badania, instruując aby najlepiej zgłosić się tego samego dnia, co zrobiłam. Powiedziała, że są dyżury okulistyczne i podała szpital w którym takowy miał się odbywać, ale na miejscu powiedzieli mi, że już nie ma dyżurów, bo NFZ wycofał i mogłam jechać do każdego innego szpitala gdzie mają oddział okulistyczny. No ale dobra, pokierowano mnie do tego (szpital w centrum warszawy, na woli ) i sprawdziłam drogę w necie tylko do tego jednego 20 km od domu, teraz musiałabym wrócić do domu i sprawdzić jeszcze raz, w najlepszym razie skorzystać z kafejki internetowej, ale tych coraz mniej na mieście. Uparłam się, że zostanę, w poczekalni było dużo osób, niemal wszyscy to pacjenci okulistyczni i muszę przyznać, że niektórzy z nich nie mieli się najlepiej. Czekali od rana, np do szycia, bo w innym szpitalu mimo oddziału okulistycznego nie podjęli się tego zabiegu, czekało i dziecko z podpuchniętym okiem, starsza pani z ropniem, który w każdej chwili mógł pęknąć i dojeżdżali coraz to nowi pacjenci z urazami, albo skierowaniem jak ja. Pocieszałam starszą panią, że pewnie tyle czeka, bo i tak dziś już zostanie w szpitalu, miała ze sobą bagaż, więc była na to przygotowana. Czekał też młody chłopak z zapuchniętymi oczami, czekał ponad 8 godzin. Była wywieszka segregacji pacjentów, czerwoni z poważnymi urazami, natychmiastowa pomoc potem pomarańczowi 10 minut, żółci 1 godzina, zieloni i na końcu niebiescy do 360 minut. Widocznie wzięto go za niebieskiego, ale przy badaniu okazało się, że ma pękniętą gałkę oczną. Czekała go więc operacja, a w czasie operacji nie przyjmowano nas, czekających, po 4 godzinach mieli zacząć przyjmować, ale okazało się, że u chłopaka są jakieś komplikacje i musi być reoperowany, ostrzegli nas, że to przynajmniej kolejne 4 godziny, między czasie przyjechało kilku innych pacjentów z innych szpitali do szycia, z Wawy i okolic Wawy. Podeszłam spytać czy po tej operacji to będą przyjmować dalej wg tej segregacji, czyli ludzie z nagłymi urazami, którzy dopiero co przyjechali będą mieli „pierszeństwo”, co zresztą nawet dla mnie zrozumiałe. Podsunęli mi propozycję innego szpitala, była 22.30 nie koniecznie chciałam tam jechać, ale chciałam wyjść, przed opuszczeniem szpitala musiałam podpisać zobowiązanie, że jak coś mi się stanie to nie biorą odpowiedzialności, nie czytałam dokładnie, ale coś w tym stylu było wypunktowane. Pojechałam pod wskazany adres, bo to w sumie bliżej mojego domu, zresztą i tak taksówką od metra, bo autobusy już nie kursowały, opłacało się. W szpitalu faktycznie był oddział itp, ale z kolei tam poinformowano mnie, że z moim podejrzeniem zapalenia nerwu wzrokowego nie mogą mnie przyjąć bo potrzebna jest szersza diagnostyka min neurologa, a oni takowego nie maja i jestem 10 z kolei pacjentem ,którego szpital z woli do nich kieruje, a oni są zmuszeni odsyłać i w ogóle pani była oburzona, że podsunęli mi taki papierek do podpisu. Za mną zresztą przyjechał jeszcze jeden pacjent, który ze mną czekał, coś mu wpadło do oka w pracy, jego zgodzili się tu przyjąć, ale dopiero rano o 8. Ja miałam wracać do tamtego szpitala, a pewnie, że nie wróciłam wolałam się spokojnie przespać. Przeszukałam internet i znalazłam jakąś klinikę okulistyczną także przyjmującą na NFZ, zapisałam się telefonicznie, pojechałam i wryło mnie jak tam ładnie i w ogóle, ale oczywiście nie wspomniałam, że ja chcę z NFZ, byłam poza kolejką, a wszyscy z kolejki płacili. No dobra pomyślałam, najwyżej ten zwrot podatku ze skarbówki na to pójdzie. Mieli sprzęt i w ogóle, ale byłam jakaś nieprzytomna, moje skierowanie w ogóle nie zainteresowało lekarza, powiedział, że zdiagnozujemy to ze świeżym podejściem co się zresztą chwali. Robili jakieś badania, dna oka i jakieś inne, tomografię oka, ciśnienie itp i lekarz stwierdził, że no jest ta granica zatarta w jednym oku, ale on po wynikach widzi to jako moją urodę, no ale żeby to potwierdzić potrzebne jest jeszcze jedno badanie pola widzenia, chyba najważniejsze przy diagnozie zapalenia nerwu, ale to nie dziś. Dostałam rachunek na 300 zł i chcieli mnie zapisywać na pole widzenia, ale to daleko, poza tym chciałam najpierw zrewidować ile kosztuje i czy gdzieś bliżej mogę to zrobić. Cóż zawsze po wizycie u lekarza, raz na kilka lat się zdarza, że coś bym chciała zdiagnozować, tym bardziej, że przez przebytą anoreksję i bulimię, a teraz wręcz otyłość można się spodziewać dużego kopa od organizmu i nie wiem czy pewne objawy są wynikiem nerwicy, czy faktycznie coś niedomaga przyrzekam sobie, że już nigdy nie zwrócę się po pomoc do lekarza, będą mnie ściągać z ulicy, ale sama nie pójdę i tym razem złożyłam sobie taką przysięgę. Faktem jest, że wzrok w jednym oku mi się pogorszył nie wiem czy to efekt nerwicy, czy naprawdę coś się dzieje, a z drugiej strony wiem, że w tym oku ma prawo coś się dziać, bo było ofiarą wielokrotnych urazów. W necie znalazłam takie badanie potencjału wzrokowego za 74 zł ,którego nie da się oszukać, tzn wykryje czy naprawdę się coś dzieje czy niedowidzenie to efekt psychogenny. Zastanawiam się nad wybraniem się tam. Słyszałam, że diagnozowanie siebie w necie i wysnuwanie wniosków z tego tytułu jest niezdrowe i niebezpieczne, ale korzystanie z opieki medycznej w tym kraju w takiej formie w jakiej jest, jest chyba bardziej niebezpieczne, co więcej pogorszyć może stan psychiczny, a ten też przecież jest w cenie, czyż nie ?

  17. Dobrze, że był z Panią mąż, ja też pracowałam w służbie zdrowia, teraz obecnie nie jestem czynna zawodowo, byłam pielęgniarką znieczulica jest wszechobecna lekarze rąbią na paru etatach sa przemęczeni, w Warszawie w szpitalu w którym pracowałam za bogato nie było a z reszta w którym jest, pielegniarki przemeczone, ciężka praca zrezygnowałam, pensja taka ze nie szło odłorzyc życ to tak, ale nie pożyć. Lubie ludzi, lubie pomagać, ale może to za mało, przerosło mnie. Ciekawie Pani to opisała, tak, że czytac się chciało mimo, że mam mało czasu i znów jade do Warszawy, podoba mi sie w Pani: spostrzegawczość i dobro, zyczę wszystkiego dobrego.

  18. Historia bardzo nieprzyjemna i współczuję Ci (osobiście dostałabym cholery, gdybym na taki SOR trafiła), ale wyjaśnij mi jedno: Jak Ratownik może nie mieć w domu nic do dezynfekcji? W domu, gdzie, jak wyczytałam w notce są też dzieci. Zwróciłam na to uwagę, ze względu na własne „skrzywienie” – po zwykłym 16-to godzinnym kursie pierwszej pomocy zaczęłam nosić w torebce apteczkę (rękawiczki, „świnka”, folia, plastry, sól, woda)… A w domu mam tego jeszcze trochę więcej 🙂

      1. Ano, też życiowa prawda, że jak czegoś nie ma/skończyło się, to jest więcej niż pewne, że wkrótce będzie potrzebne. Zdrowia życzę 🙂

      1. może dlatego tak uwielbiam oglądać Hausa, sposób myślenia i robienia wszystkich w konia 🙂
        odbiega zupełnie od szarej rzeczywistości a mimo to skutecznie potrafi stawiać diagnozy może i ma niezdrowe podejście do pacjenta ale nie brakuje mu doświadczenia co w polskiej służbie zdrowia ani jednego ani drugiego nie uświadczysz
        trafiłam kiedyś na ostry dyżur w nocy z ostrym atakiem migreny (nie wiedziałam jeszcze że ją mam) chowałam się po kontach bo najmniejszy promień światła wywoływał u mnie ostry ból z wymiotami, byłam 2 a czekałam ponad 3 godziny bo w między czasie policja przywiozła pijanego faceta z lekko rozwaloną głową który napadł na kogoś na ulicy policja musiała go zbadac czy nadaje się z tym draśnięciem na dołek oczywiście mieli pierwszeństwo, z sali wyszła pani która w zimie rowerem zap…. kilkanaście ulic z termosem wożąc próbki krwi do laboratorium bo szpital nie miał na miejscu widząc mnie w jakim jestem stanie zaproponowała zrobienie kawy i swoje prywatne leki przeciwbólowe poradziła również aby udać się na parking karetek i poprosić ratownika aby mnie tu dostarczył wtedy będę traktowana jak z karetki poza kolejnością oczywiście zaraz po oskarżonym chyba szybciej bym się dostała na izbę kradnąc babci torebkę na ulicy niż czekając w małej kolejce, żadnej segregacji pacjenta ani nawet zainteresowania personelu bo ta pani była tylko wożącą na zlecenia spotkała mnie przypadkiem bo w zakamarku w którym się skryłam trzymała rower

  19. Mialam ostatnio podobną sytuację z synkiem. Wieczorem, podając mu antybiotyki zabrał mi strzykawkę, którą mu je wlewałam do buzi i uciekał, bo chciał się bawić w ganianego. Niestety potknął się i uderzył najpierw przodem główki o futrynę, potem odbił i uderzył się w tył głowy. Od razu szpital, miał ogromnego guza/krwiaka na czole i guza z tyłu, poza tym nie wiedziałam czy nie doszło do wstrząsu. Jakie były pierwsze słowa „pani doktor”? -A GDZIE BYLI RODZICE?! DZIECI O TEJ PORZE POWINNY JUŻ SPAĆ A NIE BIEGAĆ! Zamiast najpierw go zbadać zaczęła się wymądrzać na temat naszego wychowywania. Na szczęście mąż „odpowiednio” zareagował i szanowna pani zamknęła jadaczkę i z wielkim bólem serca obejrzała małego. Cóż, jak komukolwiek ufać, oddać w ręce swoje życie skoro sami lekarze mają je gdzieś??

  20. Całe szczęście, że wyszłaś z tego cało. Ale zachowanie personelu medycznego przechodzi wszelkie pojęcie. To jest po prostu nie do pomyślenia. Poziom znieczulicy i brak jakiejkolwiek empatii wciąz mnie przeraża….. 🙁
    Trzymam kciuki za Waszą rodzinkę i ZDECYDOWANIE zgłosiłabym tę sprawę dalej. Skarga, gazeta…. tak nie może być 🙁

    1. tak, rzecznik praw pacjenta na przykład, na stronie rzecznika są informacje w sprawie zgłoszeń. Są też okręgowe komisje lekarskie do których można zgłaszać przypadki łamania praw pacjenta (jednym z praw jest poszanowanie godności, zresztą warto poczytać ustawę o prawach pacjenta, jest tam wiele pięknych, szczytnych idei 😉

      W ogóle przepisy często mamy niezłe, ale z ich EGZEKWOWANIEM w Polsce jest bardzo słabiutko. Jeżeli Państwo Polskie nie przestrzega własnych przepisów i nie gwarantuje obywatelom egzekwowania prawa, to takie sprawy można zgłaszać do instytucji międzynarodowych

  21. Wy, ratownicy jestescie niedouczonymi baranami. Przywozicie na dyzury takie przypadki ze kon by sie usmial. Nie potraficie prawie nic a uwazacie sie za znawcow medycyny. Oczywiscie nie usprawiedliwia to sytuacji na pogorowiu ale gdyby do mnie na ostry wparowala paniusia z tekstem typu jestem ratownikiem chxe recepte to bym ja wyrzucil. Skoro sama wie co jej jest i jaki lek powinna dostac to lekarz jest zbedny!

    1. Nie mam uprawnień, żeby wypisać receptę. Po to właśnie potrzebny mi był lekarz. Mówi Pan o niedouczonych baranach…Hmmm. A co powiedzieć o personelu, który nie widział, że dostaję sepsy? Po to jechałam w środku nocy po pomoc, żebym nie dostała zakażenia. Mój przypadek wskazuje, że przyjazd na pogotowie był słuszny. Niesłuszne było jedynie czekanie dwie godziny na podanie leku. Ale to już nie ode mnie zależało.

    2. taak baranami są również pacjencji którzy jakoś potrafią z własnej intuicji postawić diagnozę lepszą niż lekarz, który studiował medycynę robił specjalizacje i ma lata praktyki a my barany laicy nawet bez wujka googla potrafimy intuicyjnie wyczuć zbliżające się zagrożenie więc wolę być niedouczonym baranem niż wykształconym pseudo lekarzem bez serca.
      amen

  22. O Boże co Ty za horror przeżyłaś a,jaki to był szpital? dobrze że sie wszystko skończyło i że wracasz do zdrowia. duzo w takim układzie zdrówka i będę we wtorek koło 15 tej,buziaki

  23. trzeba wreszcie wprowadzić zmiany w służbie zdrowia. Może na początek podwyższyć pensje lekarzy i pielęgniarek?
    Naturalnym sposobem zmniejszy się wtedy odsetek pracowników desperatów, a wzrośnie odsetek osób kompetentnych i uprzejmych.
    Poza tym oczywiście potrzeba więcej pieniędzy na świadczenia medyczne.

    Proponuję też wprowadzić zasadę, że urzędnik zarządzający NFZtem nie może zarabiać więcej niż pielęgniarka

    1. Hmmm… po pierwsze skad w ogole pomysl o sepsie??? wie Pani co to jest sepsa?? po drugie- nikt z Panstwa nie pomyslal o tym, ze Pani Iga czekala nie dlatego, ze lekarz dlubal w nosie, a z powodu takiego, ze oprocz Pani Igi bylo wiele innych osob potrzebujacych pomocy-kogo z Panstwa nastepnym razem nalezy wykreslic z kolejki aby przyjac taka pania Ige???po trzecie – z tego co Pani pisze wynika, ze nie ma Pani pojecia jak sie pracuje w systemi i pewnie nigdy nie pracowala Pani jako ratownik(po studiach? po kursie raczej??) Z doswiadczenia wynika, ze ludzie naprawde chorzy siedza cicho podczas gdy tzw pieniacze krzycza utrudniajac prace wszystkim i wydluzajac tym samym czas oczekiwania na lekarza, po kolejne – nie mogla Pani zabrac karetki dziecku bo do dzieci jezdza karetki pediatryczne. Na pieczatke pracuje sie wiele lat a potem bierze pelna ODPOWIEDZIALNOSC za rzeczy nia podstemplowane! to nie sklep.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *