Bez kategorii

Cieszmy się z małych rzeczy…

   Gdybym musiała podać gotową receptę na szczęśliwy związek zawierała by ona na pewno podstawowe składniki jak:  miłość, przyjaźń, partnerstwo, zaufanie i udane życie intymne. Jednak za sukcesem mojego związku stoi zrozumienie faktu, iż każdy nasz dzień składa się z wielu ważnych i mniej ważnych wydarzeń i właśnie to te mniej istotne drobiazgi cementują naszą więź.

   Kiedy Michał walczył o życie mogłam liczyć na mojego byłego męża. Jakoś oczywiste było dla nas, że musimy stanąć murem za naszym dzieckiem i całą resztę naszego życia odłożyć na dalszy plan. Po wyjściu ze szpitala nasz wspólny cel został osiągnięty, lecz nie pozostało nam nic. Żadnego spoiwa łączącego nasz związek. To spoiwo to zbiór różnych słów, gestów i czynów które sprawiają, że czujemy się ważni i wyjątkowi dla siebie i dla partnera.

   Może to być poranne przytulenie męża  na dzień dobry, podanie mu kawy, gdy półprzytomny nie potrafi zwlec się z łóżka, zabawa z dzieckiem, by cisza w domy sprzyjała wypoczynkowi partnera, wysłuchanie co wydarzyło się w pracy, wspólne ustalenie rytmu dnia, wysłanie miłego smsa, naszykowanie drobnej niespodzianki, zwykłe objęcie ukochanego…Tych gestów może być tak dużo, jak szeroką mamy wyobraźnię i jak wielką mamy ochotę, by swoje zaangażowanie ukochanej osobie pokazywać.

   W każdym zdrowym związku takie działanie składnia partnera do wymiany uprzejmości i jest to samonapędzający się mechanizm, który uszczęśliwia oboje. Bywają też związki pasożytnicze, w których tylko jeden a partnerów czerpie, nie dając niczego w zamian. Nie zgodziłabym się na taki układ nigdy więcej. Wolałabym być sama…

   Kiedy więź pomiędzy partnerami jest silnie zawiązana, wtedy dużo łatwiej przejść przez sytuacje trudne, niekiedy konfliktowe. Takie też się pojawiają, bo zmęczenie i trudny dnia codziennego dają niekiedy znać o sobie.

***

   Ostatnio mój Jacek sprezentował mi strzyżenie włosów. Źle znoszę ciążę, moje ciało bardzo niekorzystnie reaguje za zmiany hormonalne. Odbija się to na mojej kondycji, lecz również na wyglądzie. Po trzydziestu latach życia poznałam czym są wypryski. Włosy przestały się układać, za to przetłuszczają się w błyskawicznym tempie. Trochę przygnębiał mnie mój wygląd, więc pobiegłam do fryzjera. Oczywiście godzinę wcześniej Jacek wziął psa na spacer i poszedł mnie umówić, żebym na pewno została przyjęta. Po wyjściu z gabinetu czułam się bardzo dobrze, wyglądałam wiele lepiej a mąż mi to wyjście sprezentował. 

   Z kolei dzień lub dwa dni później ja mu ścięłam włosy. Od dawna to robię i naprawdę świetnie mi to wychodzi. Wielokrotnie Jacek wracał od fryzjera zdegustowany i musiałam dokonywać poprawek. To podcięłam grzywkę, to równałam krzywo ścięte pasma. Innym razem mąż wyglądał, jakby miał plamy na głowie. W końcu zwyczajnie się wkurzyłam i powiedziałam, że jeśli mam po kimś poprawiać to wolę ścinać włosy sama.

   Kupiliśmy maszynkę za jakieś 120 złotych. Każde strzyżenie kosztuje około 12 złotych, więc po pół roku zakup się zwrócił (obcinam również synka). Ważne, żeby maszynka miała akumulatory, które można naładować podłączając do prądu oraz szeroki zakres długości strzyżenia. Reszta moim zdaniem jest bez znaczenia. Domowy serwis jest do dyspozycji 24 godziny na dobę a takiej cierpliwości jak moja nie ofiaruje żadna profesjonalna fryzjerka. Najważniejsze, że po każdym strzyżeniu Jacek jest zadowolony a gdy znajomi zwracają uwagę na zmianę fryzury mój kochany z dumą w głosie mówi, że to ja go ścięłam w domu.

   Takich drobiazgów, które dla siebie robimy jest w naszym życiu ogromna ilość. W większości nie są to rzeczy materialne, lecz całkiem drobne gesty i słowa, które sprawiają, że dla partnera jesteśmy kimś wyjątkowym. Zdarza się, że dostaję smsa: „Wiesz, że jesteś miłością mojego życia?”. Albo ja piszę: ” Smutny jest dom bez Ciebie, tęsknię…”. Niby nic…Ale z upływem czasu nie mija nam ta chęć obdarowywania się małymi rzeczami. 

   A wczoraj postanowiłam męża zaskoczyć. To był pierwszy dzień w pracy po tygodniowym urlopie. Upiekłam ciasto z jabłkami. Rzadko to robię, gdyż nie mam piekarnika a mój halogen grube ciasto gotuje zamiast upiec. Piekłam więc każdą warstwę osobno. Zajęło mi to sporo czasu, ale warto było.

   Do zrobienia ciasta potrzebowałam:

400 g mąki
250 g  masła
4 jajka
2/3 szklanki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka śmietany

   To był przepis z paczki cynamonu. Składniki miałam zmieszać i odstawić na godzinę do lodówki. Potem rozdzieliłam ciasto na dwie części i upiekłam dwa krążki.

   Na drugi raz jajka zmiksuję z cukrem i dodam miękkie masło (myślę, że 2/3 kostki wystarczy). Ciasto wyjdzie bardziej puszyste.

   A jabłka musiałam zetrzeć na tarce i podsmażyć z cukrem (w zależności od tego jak kwaśne są owoce), cynamonem i goździkami do miękkości. Żeby je zespolić dodałam pół szklanki wody z połową kisielu malinowego. Z przepisie była mowa o kilogramie jabłek, ale spokojnie można dać jeszcze jedno, dwa jabłka więcej. Na spodzie foremki zostawiłam jeden krążek, przełożyłam jabłkami i dałam drugi krążek. Po całkowitym ostygnięciu posypałam cukrem pudrem i cynamonem.

  

  
   Jackowi wysłałam zdjęcie ciasta. Spytał czy to dla niego a ja odparłam, że dla miłości mojego życia. Dowiedziałam się, że mnie uwielbia, zrobiło się strasznie miło nam obojgu. I właśnie o to chodzi. Są to takie nasz gesty, w towarzystwie nie jesteśmy wylewni. Nie robimy niczego na pokaz, tylko dla siebie nawzajem.

   Potem jeszcze pochwalił się kolegom z pracy, co jego „żonka” naszykowała 🙂

  

   Bardzo nas dziwi to, że żaden z kolegów nie przynosi gotowych obiadów do pracy. Znaczna część wynagrodzenia idzie im na gotowe dania w pobliskim centrum. Część tych osób ma dzieci, więc domowe obiady na pewno pojawiają się u nich na stole. Nie wierzę, że dzieci jedzą tak jak rodzice każdego dnia na mieście. Dlaczego zatem ni dostają ich do pracy, nie rozumiem. Dziewczyny natomiast ponoć całymi dniami podjadają w pracy jogurty…Ja bym padła z głodu 🙂

   Nie bardzo wiem jak to wszystko u nich funkcjonuje. Mam wrażenie że spora część osób żyje obok siebie a nie ze sobą. Nasz pomysł na związek i na życie jest dla nas bardzo satysfakcjonujący. Poznaliśmy swoje potrzeby, są pokrewne: czułość i troska przede wszystkim. Tego brakowało nam w poprzednich związkach i to sobie ofiarowujemy każdego dnia. Myślę, że wiele w życiu jest zasługą umiejętności pójścia na kompromis, ale prawdą jest, że jeśli ludzie mają rozbieżne cele i potrzeby w życiu to w pół drogi się nigdy nie spotkają. Czasami czasami lepiej jest pójść w swoją własną stronę…

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *