Bez kategorii

Bransoletka szczęścia…

   Pomoc Szymonkowi zaoferowała projektantka BlackOlive, która ufundowała na aukcję bransoletkę z zawieszką w kształcie serca. Do tego w podobnym kształcie będzie srebrna zawieszka z wybranym przez nabywcę grawerem.

  

   Na stronie Olivki wzięłam udział w konkursie, polegającym na opisaniu swojej wymarzonej biżuterii. Moja odpowiedź brzmiała…

   ” Marzę o czarnej bransoletce, do której dopięte będą zawieszki przedstawiające najszczęśliwsze chwile w moim życiu. I tak pojawi się tam delfin, gdyż uda nam się zebrać fundusze na rehabilitacje dla naszych synów, a wcześniej przypnę wózek, gdy pierwszy raz pójdziemy z Szymonem na spacer. Będzie i kluczyk, gdy deweloper odda nam nasze mieszkanie do użytku po dwóch latach zwłoki oraz kolejne serce na znak rocznicy związku z moim ukochanym Jackiem. A kiedy będzie mi źle…i w serce wkradnie się smutek…popatrzę na moją bransoletkę i się uśmiechnę, jak wiele szczęścia ofiarował mi los. A potem popatrzę na wolne miejsce na rzemykach i z nadzieją spojrzę w przyszłość”.

   Konkursu nie wygrałam, nie mam szczęścia w losowaniach. Jednak jak wymyśliłam, tak zrobiłam. Kupiłam plecioną ze sznurków bransoletkę. Kosztowała grosze.

   Trafił na nią aniołek pilnujący Szymka, z czasem dopnę też zawieszki przypominające mi Michała i Mateusza. Nie robiłam i nigdy nie będę robić różnicy pomiędzy dziećmi. Przez całe życie czułam, że mój brat jest faworyzowany. Widzieli to wszyscy z wyjątkiem mojej mamy. Pamiętam takie zdanie wypowiedziane w dzieciństwie, gdy oddawałam bratu za zaczepki…”Bij, bij. Powiem mamie i tak będzie na Ciebie”…Minęło grubo ponad 20 lat a ja nadal to pamiętam, musiały mnie wtedy te słowa bardzo zaboleć. Teraz podchodzę do tego obojętnie. Mam swoją własną rodzinę, jestem dzięki niej szczęśliwa. A Mateusz ma kochającą go mamę, co nie oznacza, że Ciocia Ilonka nie może darzyć tego cudnego chłopczyka ciepłymi uczuciami. Z resztą…nic nie poradzę, tego dziecka nie da się nie lubić – cały Tatuś.

   Na przełomie sierpnia i września minęła kolejna rocznica poznania mojego ukochanego Jacka. Napisał do mnie niegdyś , że moje oczy się śmieją i obecnie tę radość ma dla siebie na własność już czwarty rok.

   Mnie też urzekły oczy tego spokojnego i zrównoważonego mężczyzny. Zatrzymałam się dłużej przy jego zdjęciu i coś mnie tknęło…Wydawał mi się niezwykle przystojny i tajemniczy. Pomyślałam wtedy „nie mam szans…”. Po nieudanym związku byłam pewna, że nic pięknego mnie już w życiu nie spotka. Zdjęcie „tak” przystojnego nieznajomego tylko mnie w moim przekonaniu utwierdziło. Myliłam się.                                  

 

   Jacek odezwał się. Potrafiliśmy przegadać całą noc. Nad ranem kładłam się na krótką drzemkę, by mieć siły zająć się Michałkiem. Żyły były pełne endorfin, moja mama domyśliła się…

   A ja niczego nie oczekiwałam, w nic nie wierzyłam. Chciałam tylko nie zaglądać do wiecznie pustej skrzynki. Zwykłe, poranne „dzień dobry” było przeze mnie bardzo wyczekiwane. Może to wtedy zaczęłam doceniać znaczenie drobiazgów? Nie chciałam podać swojego telefonu. Trzymałam Jacka na dystans, choć z każdym dniem, każdą przegadaną chwilą, było o to coraz trudniej. Opowiedzieliśmy o sobie wszystko, odsłoniliśmy wszystkie karty. Oboje mieliśmy bagaż doświadczeń.

   Pierwsze spotkanie było spontaniczne. Napisałam, że mam bardzo kiepski dzień i nie mam już w życiu nic do stracenia. Zaryzykowałam. Podałam adres pod którym będę przez chwilę a On gnał do mnie i rozbił auto. Potem się okazało, że szkoda oszacowana została na 2,5 tysiąca, że było to jego ukochane auto, o które tak pedantycznie dba do dziś. Zostawił jednak obcemu człowiekowi swój dowód osobisty i jechał dalej. Bał się, że odwołanie spotkania czy choćby spóźnienie, będzie przeze mnie źle odebrane. Mieliśmy dla siebie 25 minut. Wystarczyło.

   Kolejne spotkanie pozostawiło jedno z najpiękniejszych wspomnień w moim życiu. Przystojny partner w eleganckiej, brązowej marynarce…Był pokaz fontanny podświetlanej kolorowymi lampami i laserami. Był nocny spacer i pocałunek na mostku w parku. Drżałam w  objęciach Jacka. Czułam, że spotkałam kogoś niezwykłego. Kogoś, przy kim nie muszę starać się być lepsza, niż jestem. Kto docenia moją wartość i nie postrzega mnie przez pryzmat moich wad. Ja wiedziałam o nim wszystko. Zamiast odtrącić, próbowałam zrozumieć. Pokochałam tego zamkniętego w sobie, poukładanego człowieka. Teraz wiem, że spotkałam miłość mojego życia. Przeczucie nie zawiodło mnie…

   Z okazji rocznicy Jacek wręczył mi zawieszkę w kształcie serca. Będę ją zawsze nosić przy sobie. Byliśmy też na mostku, na którym wtedy czule się obejmowaliśmy. Zatrzymaliśmy się na chwilę. Na te kilka sekund wróciły wspomnienia, lecz teraz…teraz jest lepiej. Jesteśmy rodziną, mamy dzieci, psa…Mamy pewność, że jesteśmy ze sobą na dobre i na złe. To poczucie bezpieczeństwa jest jednym z najsilniejszych filarów naszego związku. Wiem, że chcę się z tym człowiekiem zestarzeć, nie mam żadnych obaw. Dzięki Szymonowi poznaliśmy siłę naszego uczucia.

   Marzę o dopięciu kolejnych zawieszek. Moje życie uczy mnie jednak wytrwałości i cierpliwości. Nic nie chce przyjść mi łatwo. Mam jednak jeszcze wiele miejsca na swojej bransoletce. Jeszcze wiele radosnych chwil przede mną…

***

2 thoughts on “Bransoletka szczęścia…

  1. Iga gratuluję wspaniałego uczucia łączącego Ciebie i Jacka 🙂 Nie zazdroszczę, bo to nie ładnie a poza tym bo mam podobnie pod własnym dachem :)Co do bransoletki – zwyciężczyni jeszcze się nie odezwała, ma czas do końca tygodnia więc … jeszcze nic straconego :)Poza tym to nie był pierwszy i na pewno nie ostatni konkurs Blackolive 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *