KREATYWNIE, ZWIEDZAMY

I Gminny Dzień Dziecka

Władze naszej gminy po raz pierwszy zorganizowały Dzień Dziecka wspólny dla wszystkich miejscowości. Impreza odniosła niebywały wręcz sukces. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek – będąc prawie 6 godzin na festynie – nie zdołała obejść wszystkich atrakcji. I to wcale nie dlatego, że były kolejki niczym w PRL-u. Stoisk dla dzieci było tak wiele, że zwyczajnie zabrakło nam mocy sprawczej, żeby z wszystkiego przez pół dnia skorzystać! Nie siadłam na przykład z synami do stołu wraz z GOKiem, by robić bransoletki i wziąć udział w konkursie plastycznym. Tata był tego dnia w pracy, więc ominęliśmy konkurencje rodzinne. „Dmuuuuchaaaańceee!!!” – Michał darł się na cały Park w Szczodrem. Było ich chyba z pięć! Kto by usiedział na czterech literach, gdy można skakać, skakać, skakać, pół dnia…skakać? Była też wielka trampolina i wodne pojazdy dla najmłodszych. Michał w raju! I wszystko bezpłatne.

Przewlekanie koralików nadrobimy w domu w deszczowy dzień, może ośrodek kultury pożyczy nam krosno? Spytam.

W przerwach między skakaniem było jeszcze…naparzanie. Nigdy nie zrozumiem, co jest takiego atrakcyjnego w oberwaniu wielkim wałkiem po głowie. Natomiast dzieci miały istne szaleństwo w oczach i wręcz nie chciały zejść z pola bitwy. Syn dał się strategicznie pokonać. Jakiś chłopiec, stojąc na platformie, z rozmachem wywijał wałkiem w stronę stojącego na dole Michała. ‚Idź na górę, wyrównaj szanse!” – zrywałam boki widząc, jak moje dziecko znów dało się zmieść przez przeciwnika. Innym razem wnioski już wyciągnął i celebrował wygrany pojedynek, prężąc na pokaz muskuły.

Pomiędzy kolejnymi wyładowywaniami energii, spacerowaliśmy w poszukiwaniu spokojniejszych atrakcji dla nas. Trafiliśmy na warsztaty florystyczne. Z rozbawieniem wspominam minę Pani prowadzącej zajęcia, gdy poprosiłam o udostępnienie Michałowi sekatora. Ha ha ha. Ze względów szeeeerooooko pojętego bezpieczeństwa zawarłyśmy życzliwy kompromis. Michał nie będzie ciął kwiatów sam, ale ułoży je za to bez wyręczania. „Zapychaj dziury!” – to było hasło przewodnie przy tym zadaniu. I w ten oto sposób powstał bukiecik przecudnej urody, a nasze zbiory wyróżnień i dyplomów wszelakich zostały zasilone…

Szymcio zajął się zbieraniem balonów, od Pana Kosinusa – jak zwykliśmy nazywać znanego nam już z poprzedniego festynu szczudlarza – również dostał kolorowy upominek. Udało mi się też wykonać ośmiornicę dla syna, która po kontakcie z ziemią stała się siedmiornicą, tudzież po prostu stworzeniem szczególnej troski. Pasowała do naszej ekipy.

Zaraz obok była fotobudka i po czułym przytuleniu Minionka…

…starsze dziecko zaczęło grzebać w zabawnych gadżetach. Ja wyglądam wystarczająco cudacznie bez przebrania, pierworodny wykazał się jednak kreatywnością. Efektem wygłupów była pamiątkowa fotografia:

Kilka kroków dalej warsztaty kulinarne…Samodzielnie wykonany szaszłyk paprykowo – truskawkowy został pochłonięty przez syna, który warzywa i owoce je zawsze ze smakiem.

To efekt uboczny tego, że dziecko samodzielnie gotuje i prowadzi własne hodowle roślin odkąd skończyło dwa lata. Popiliśmy nieco niedoprawiony koktajl z marchewki, jabłka oraz cytryny, w upalny dzień mało słodki napój był wysoce pożądany. Na koniec dostaliśmy na pamiątkę pojemnik na sałatkę. Ostatnio dałam Michałowi do szkoły drobiowy gyros z sałatą, pomidorem i dressingiem, na który to sos jest specjalny pojemniczek przy wieczku. Dla mnie bomba!

Były też warsztaty robotyki Lego. Uzupełniliśmy deficyt odblaskowych kamizelek, wylosowaliśmy w loterii latawiec, skakankę i domino, po czym poszliśmy się nieco posilić. Gofry z morzem masła orzechowego i sorbet, który zmieniał kolor z niebieskiego i żółtego na turkusowy. Wypełniła się właśnie michałową definicja Dnia Dziecka.

Na festynie spotkałam wielu znajomych, w tym czytelniczkę bloga – Agnieszkę. Nadajemy – jak mi się zdaje – na podobnych falach radiowych. Przyjechali też Przyjaciele spod samych Gór Sowich. Nie wiem nawet, kiedy minęło pół dnia, a miałam z synami wstąpić do Szczodrego na godzinkę. Monika i Artur zostali jeszcze z dzieciakami na wieczornym pokazie kina plenerowego. Zadowolona Karolinka brała udział w występie iluzjonisty, potem na scenie odbywały się warsztaty tańca, a mój syn wywijał chudą dupiną. „Prawie jak w jukendens!” – pokrzykiwał zadowolony.

Po południu Michał zerknął do karetki i wozu policyjnego i zabawił dłuższą chwilę wśród strażaków. Ponoć dziecko odziedziczyło po mnie umiejętność zarządzania zasobami ludzkimi, bo kazało nieznanym sobie osobom pompować wodę do węża strażackiego, ha ha ha. Z opowiadań Moniki wiem, że syn celował strumieniem wody do wyznaczonego celu i poganiał jakiegoś obcego Pana, by ten szybciej pompował. Cóż mogę powiedzieć? Niedaleko pada jabłko…A Panu – który nie oparł się urokowi przebojowego blondynka – dziękuję za serdeczność. Ja w tym czasie pompowałam długie balony, więc czuję się usprawiedliwiona. Ha ha ha.

Szymek z pokorą znosił swoje deficyty ruchowe, za to wielką radość przyniósł mu pokaz baniek mydlanych i gra na instrumentach. Sama chwyciłam kije ze sznurkiem i bawiłam się w puszczanie baniek. To jest piekielnie wciągające zajęcie, uwielbiam!

Przepis na miksturę został mi chętnie wyznany, toteż się nim równie chętnie dzielę. Na jeden litr wody trzeba dodać 1,3 grama gumy guar i 6 gramów soli kuchennej. Mieszaninę należy zagotować aż do rozpuszczenia pełnego składników. Potem (chyba po ostudzeniu jak sądzę) dodaje się 70 mililitrów płynu Fairy i 1,8grama  sody oczyszczonej. Nie sprawdzałam jeszcze w domu, bo pognaliśmy na kolejny festyn – tym razem szkolny.

Kiedy spisywałam składniki, Michał wyżywał się na pobliskich bębnach. Kto najgłośniej grał na festynie??? Nie trudno zgadnąć. Syn bez skrępowania pytał muzykantów o cenę zgromadzonych na stoisku instrumentów – wiem do czego zmierzał. Po moim trupie! Ha ha  ha. Już mi wystarczy paplania jęzorkiem od szóstej do dwudziestej pierwszej non stop. Dzieci udało się nieco zmęczyć, ale to są stworzenia samo-ładujące się energią kosmosu i szybko wieczorem nie zasnęły. Gorzej ze mną…padałam na twarz, to oznacza: było fajnie. Nawet bardzo, bardzo fajnie.

***

1 thought on “I Gminny Dzień Dziecka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *