GOTUJEMY

Sernik

Uwielbiam sernik. Najbardziej taki tradycyjny: ciężki, ale nie zbity. Nie przepadam natomiast za sernikiem piankowym niczym ptasie mleczko czy też tym, wykonywanym na zimno. Do moich subiektywnych wytycznych dochodzi jeszcze trudność z wykonaniem kruchego spodu (by nie był on twardym glutem) i okiełznanie piekarnika, który pali ciasto z jednej strony, a z drugiej je nie dopieka. Szukałam więc przepisu, dzięki któremu sernik byłby odpowiedni w smaku, lecz łatwy w wykonaniu. Pieczenie to moja słaba strona i naprawdę potrafię zrobić gniota nawet z ciasta pochodzącego z banalnego przepisu. Antytalent po prostu.

Upór to moje drugie imię, więc szperałam w internecie tak długo, aż znalazłam ciekawą i prostą recepturę. Tu jej oryginalna wersja, z którą warto się zapoznać.

http://ilovebake.pl/2012/09/27/najlepszy-tradycyjny-sernik-na-herbatnikach-przepis/

Przeczytałam jeszcze wiele innych receptur i zaniepokoił mnie fakt wykładania całych herbatników na dno blaszki. Skorzystałam więc z innych podpowiedzi  i 3 paczki ciasteczek (300 gramów) pokruszyłam i zmieszałam z łyżką masła (50g). Kiedy herbatniki przestały być takie sypkie, wyłożyłam je szczelnie na blaszce obłożonej papierem do pieczenia. Następnym razem dodam do nich też kakao, będą smaczniejsze.

Osiem żółtek utarłam mikserem z cukrem (2/3 szklanki) i kuleczkami, pochodzącymi z wnętrza laski wanilii. Resztę przyprawy dodałam do masy, by podczas miksowania oddawała swój aromat. Potem powoli dosypywałam słodzony budyń waniliowy w proszku (80 gramów) i po kopiatej łyżce sera mielonego z Biedronki. Wykorzystałam całe, kilogramowe opakowanie. Wyciągnęłam laskę wanilii. Na koniec ubiłam białka ze szczyptą soli i delikatnie zmieszałam je z masą – tak jak w przepisie. Natychmiast włożyłam ciasto do rozgrzanego – do temperatury 180 stopni Celsjusza – piekarnika. I tu też zatrzymałabym się na chwilę…Za wysoka temperatura, zdecydowanie! Nagimnastykowałam się z okładaniem sernika papierem do pieczenia, a i tak lekko się „zjarał”. 170 stopni wypróbuję kolejnym razem.

Można przemyśleć dodanie odparzonych rodzynek, ale trzeba by pewnie osypać mąką, żeby ciasto nie zamieniło się w zakalec. Ja suszonych winogron nie lubię.

Po 45 minutach sernik był już mocno wypieczony. Wyłączyłam grzanie i uchyliłam drzwiczki piekarnika. Gdy oddał swoje on ciepło, otworzyłam piekarnik na pełną szerokość i pozwoliłam sernikowi wystygnąć. A potem wstawiłam do lodówki. Dzięki temu zabiegowi masa serowa opadła tylko trochę. Sernik zachował swoją puszystość, tylko z urody był średni przez tę walkę z temperaturą. Smak wynagrodził jednak wszystkie mankamenty potrawy. Udało się, uff. Zwycięstwo.

Mąż wrócił po upiornym dniu w pracy. Łasuch dostał kolację, a potem ciasto, do którego zrobiłam dodatkowo mus truskawkowy. Pyyychotka. Potem było jeszcze milej, ale o tym to już opowiadać nie będę. Ha ha ha. Nie bez powodu mówi się, że przez żołądek można dotrzeć do serca ukochanej osoby. Dziś rano usłyszałam…”Cudowny mam obiad do pracy i cudowne ciasto…i żonę mam cudowną”. Przypomnę mu to, jak znów zacznie się fochać o byle co. Na razie ciemne chmury nad Kurlandią przegnane…”Po nocy przychodzi dzień. A po burzy spokój” – śpiewała Budka Suflera…

***

6 thoughts on “Sernik

  1. Aż mnie dziw bierze że pani jest taka uzdolniona , ciągle coś robi a nie umie piec . Coś nowego dla mnie bo blog pani czytam od dawna i podziwiam. Co do całych herbatników pod serem to ja tak robię od x lat i są ok. Fajnie się łączą z masą , nie przepadam właśnie za kruszeniem herbatników. Pozdrawiam serdecznie z Gliwic Dorota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *