Z ŻYCIA WZIĘTE

Wszystkich Świętych

Pierwszy listopada był dniem szczególnym. Musiałam oswoić się z myślą, że nie napiję się z Babcią herbaty, a po jej domu chodzą teraz zupełnie obcy ludzie. Nie mogłam zerknąć przez okno w miejsce, gdzie rósł piękny orzech, na który w dzieciństwie się wdrapywałam…Nie mogłam zobaczyć ptaków, które Babcia tak chętnie dokarmiała na swoim parapecie. Wszystko, co było dla mnie ważne, tak bardzo związane z osobą Babci…zniknęło. Tylko czemu mój ból nie znika? Czy kiedyś przestanę reagować płaczem na każde wspomnienie o Staruszce? W moim sercu jest wielka, cały czas otwarta rana.

W tym roku odwiedziłam groby, których od dawna nie potrafiłam odnaleźć. Siostra Babci – Weronika – umarła jak miałam roczek. Nie pamiętam kobiety, ale zawsze odwiedzałam z Babcią jej nagrobek. Potem…gdy przyszło mi zostać mamą skrajnego wcześniaka, wiele spraw mi umknęło lub przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Potrzebowałam lat, żeby poukładać swoje życie i żeby poczuć tęsknotę za utraconymi gestami i symbolami.

Kiedyś dostawałam słodycze od Pana Edka, któremu cukrzyca odjęła nogi. Mężczyzna siedział w otwartym oknie na parterze i rozmawiał z przechodniami, nie zapominając o jakimś miłym drobiazgu dla małej, gadatliwej dziewczynki. Lubiłam Staruszka…Położyłam na jego nagrobku fioletową chryzantemę, zapaliłam znicz. Wtedy moje dziecko powiedziało, że tuż obok jest „taki biedny grób” i „że też trzeba zapalić lampkę, żeby nie było smutno”. No to rozpaliliśmy ciepły płomyk…Ten kadr wiele mówi o życiu, o nas samych. Bardzo lubię tę fotografię. Jacek zaproponował, żebyśmy też zapalili symboliczny znicz na jakimś poniemieckim grobie. Tam nie zaglądał nikt…

Michałek podszedł  też do miejsca spoczynku dzieci, klęknął przez najbliższym maleńkim grobikiem i pomodlił się po swojemu. Nikt mu nie kazał, sam chciał. Dziecko, które miało nie żyć, oddawało pokłon innemu dziecku, które miało mniej szczęścia. Ciężko mi było na to patrzeć, nietrudno rozdrapać rany i wrócić do bolesnych wspomnień. Michał jest bardzo wrażliwy i są takie momenty, kiedy daje temu wyraz, a mi serce trzepocze z emocji. Ma w sobie coś ciężkiego do zdefiniowania, a co czyni go wyjątkowym. Jest po prostu dobrym człowiekiem.

Na środku głubczyckiego cmentarza stoi krzyż. Zapaliliśmy znicz w intencji wszystkich ludzi, którzy zostawili ślad w naszych sercach. Wrzuciłam pamiątkowe zdjęcie do odpowiedniego programu i powstała grafika, która składnia do zadumy.

Przy tym zabytkowym pomniku modliłam się każdego niemal roku, odkąd tylko pamiętam. Jako dziecko bawiłam się gorącym woskiem, grzałam ręce przy ciepłych lampionach, a dorośli rozmawiali o wszystkim tym, co zdarzyło się przez ostatni rok. We Wszystkich Świętych zjeżdżała się rodzina z Nysy, Niemodlina, Austrii, wszystkich miałam tego dnia razem. Lubiłam te rodzinne spotkania u Ciotki Danki w Kurlandii. Teraz u mojego boku stał kochający Mąż, były też cudem odratowane dzieci. Z zafascynowaniem przyglądały się światełkom, migoczącym nastrojowo po zmroku. Minęło bardzo wiele lat. Bardzo…Z mojej rodziny pozostała garstka osób. Wujka zza granicy ledwo poznałam, zupełnie przypadkowo stanęliśmy obok tego samego nagrobka. Nie ma spotkań przy jednym stole. Smutne. Bardzo smutne…

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *