Ostatnio wygrzebałam w internecie jakiś konkurs dotyczący samodzielnie wykonanej biżuterii dla dzieci. Nieszczególnie możemy na tym polu z Michałem poszaleć, bo w końcu jest On już małym mężczyzną, ale skusiliśmy się na zrobienie indiańskich ozdób. Zajęłam czymś myśli, bo od wczoraj jestem w bardzo kiepskiej kondycji. Starszemu synowi również należy się zainteresowanie, więc niechętnie…wzięłam się w końcu w garść i pobawiłam się z dzieckiem.
Potrzebna była: modelina, klej biurowy i kropelka, piórka, kawałek kartonu, sznurek, gumka. Chyba tyle. Aaaa! I patyczek do szaszłyków lub wykałaczka.
Zaczęliśmy od koralików. Ulepiliśmy pięć małych kulek czerwonych i jedną białą, które wmasowaliśmy w dużą, żółtą kulę.
Palcami zagniotłam kulę w bardziej kwadratowy kształt (nie jest to wymogiem) a patyczkiem nadałam kwiatkowi trójwymiarowości. Przebiłam też dziurę do późniejszego nawlekania na sznurówkę. Resztę koralików zrobił Michałek.
W czerwony koralik wbiłam piórko i patyczek, żeby zrobić dziurki. Podobnie zrobiłam z białymi walcami. Następnie wrzuciłam samą modelinę do gotowania zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Oczywiście modelina z Astry nas nie zawiodła jak zawsze, może długo leżeć i nie kruszy się.
W miejsca po nakłuciu wbiłam znów piórko, podkleiłam je wcześniej kropelką. Potem założyłam koraliki na sznurówkę, która ma specjalnie przygotowany do przewlekania koniec i zawiązałam ozdobę Michałkowi na szyi. Pióropusz zrobiliśmy w bardzo prosty sposób. Potrzebny był kawałek kartonu na bazę. Ja miałam jakiś poszarpany kawałek z okładki kolorowanki. Nie miałam tak długiego kartonika, by móc owinąć nim głowę syna, więc do obu końców bazy zawiązałam gumkę recepturkę.
Potem ułożyłam rząd pomarańczowych wysokich piór. Przykleiłam je z synem klejem biurowym a końce piórka dokleiłam kropelką, by przywarły do kartonu. Potem już układaliśmy miękkie, żółte piórze. Michał przykleił czerwony trójkąt, który zakrywał brzydki dół pióropusza i wymyśliłam białą, ozdobną falę, którą również na końcach potraktowałam kropelką, bo nie chciała połączyć się z bazą.
Dałam dziecku kredki do malowania ciała. I Wódz Pędząca Strzała przybrał barwy wojenne. Ot cała zabawa…
***
Michał, wyglądasz prawie jak indianin Winetoo. Brakuje Ci tylko tipi, łuku i strzały, ale myślę, że przy pomysłowości mamy i tego się dorobisz. Tylko pamiętaj, strzelaj w niebo, a nie w rodziców i braciszka. Pozdrawiam
Świetnie Michaś wygląda 🙂 prawdziwy Indianin :)Pozdrawiamona-plus-oni.blogspot.com