Z ŻYCIA WZIĘTE

Zakończenie roku szkolnego

Czwartek, dochodzi godzina dwudziesta druga. Pani Basia pisze wiadomość:”Pani Ilonko, śpi Pani?”. Nie śpię, właśnie – po przeczytaniu esemesa – przechodzę zawał. Oddzwaniam. Dostaję informację, że o ósmej rano w piątek jest msza święta, a Michałka ulubiony ksiądz żegna się z dziećmi i wyjeżdża za granicę. Skąd mogę wiedzieć… ja z tych wierzących, praktykujących głównie poza murami kościoła. Oczywiście będziemy, Pani Basia chciała iść do kościoła razem ze swoim podopiecznym. Dzięki wspólnemu spotkaniu w świątyni, zakończenie roku szkolnego było wyjątkowo uroczyste i wzruszające. I chociaż Michała już po dwudziestu minutach nosiło w kościelnej ławie, to jednak warto było przybyć i Księdza Łukasza serdecznie pożegnać.

Starsze dzieci śpiewały i grały na gitarze, białe bluzki migotały między oparciami. Moje dziecko – ubrane w spodnie z garnituru, koszulę i krawat – zebrało wiele pochwał, że swoim strojem pokazało szacunek dla nauczycieli i szkolnego sztandaru. Ja wyjątkowo założyłam szpilki, koronkowa sukienka nadawała mi dziewczęcego uroku. Jacek został z Szymkiem w domu na ten czas, mały jeszcze spał. I dobrze…

Upał sponiewierał oglądających przedstawienie szkolne. Mi zrobiło się słabo, a ból głowy minął dopiero po czterech szklankach wypitej wody. Warto jednak było zobaczyć kabaret parodiujący nauczycieli z zespołu szkolno-przedszkolnego. I warto było zobaczyć nasze dziecko, które – z całkiem dobrą cenzurką – dostało promocje do drugiej klasy.

Kwiaty wręczaliśmy już od samego rana, żeby uniknąć niepotrzebnego zamieszania. Pani Sekretarka – przesympatyczna i zawsze bardzo pomocna Pani Gosia – popłakała się ze wzruszenia. Wiadomość, że dziecko układało bukiet dla niej, bardzo ją rozczuliła. Kilka lat temu powitała Michała w murach przedszkola…patrzyła jak dziecko z olbrzymimi problemami intelektualnymi i ruchowymi, ewoluuje pod wpływem rehabilitacji i ich społecznych oraz pedagogicznych bodźców. Stał przez nią urodziwy blondynek, bardzo elegancko ubrany, który odparł „Dziękuję, że mogem chodzić do szkoły i jestem tu szczęśliwy”. Sama się wzruszyłam. „Pani Gosi, dziękuję za Panu wsparcie, gdy dzwoniłam, że nie dotrę na czas do szkoły po syna. Pani głos upewniający mnie, że zajmiecie się dzieckiem troskliwie, był dla mnie pocieszeniem w trudnych chwilach”. Musiałam przytulić tę kobietę, Pani Dyrektor bardzo skrupulatnie dobrała sobie współpracowników – przyznaję. Od września wychowawcy zajmą się też Szymonkiem.

Michał podziękował też Paniom”Kuchenkowym”. Za pyszne, niemal domowe obiady i wieczne dokładki dla głodomora. Kucharki dbały o to, by dzieci wychodziły ze stołówki najedzone, a my zadbaliśmy o ich łzy szczęścia. To jest olbrzymia przyjemność sprawić komuś taką radość, że szklą mu się oczy i czuje się doceniony. Po drodze Michał przeszurał gdzieś kolana…

Rozmówiliśmy się z Mamą Maksia, dawnego przyjaciela Michałka z przedszkola, nauczycielką angielskiego mojego syna. „Ten Twój Michał to taki był zawsze grzeczny na zajęciach” – twierdziła po raz kolejny już. „Fenkju wery macz” – syn wręczył współtworzony bukiecik. „Michał???” – upewniałam się. – „Nie wiem jak Ty to robisz, że potrafisz go zdyscyplinować, a jednocześnie on tak lubi Twoje zajęcia. Jak pięknie test napisał, na sto procent punktów”. „Nooo, i sam pisał. Pani Basia na ten czas wyszła z sali” – nauczycielka była dumna z Michała. Miała też absolutnie prawo czuć dumę z wykonanej przez siebie pracy, bo potrafiła do tak trudnego dziecka jakimś sposobem dotrzeć. Pani Magda od zajęć rewalidacyjnych powiedziała natomiast, że bukiet jest tak piękny, że zrobi mu zdjęcie na pamiątkę. Michał wykonał karneciki z serduszkiem, na których odręcznie wyskrobał niezdarne „dziękuję”. Wpięte na wykałaczce wśród główek kwiatów, wyglądały uroczo.

Dziadkowie sprawili niespodziankę Michałkowi i wraz z z Tatą Łukaszem, uczestniczyli w ceremonii wręczania świadectw. Babcia Ula natomiast zapowiedziała się, że zajmie się Szymonem, gdy ja – przez dwanaście dni – będę jeździła ze starszym synem na turnus logopedyczny: terapię jąkania. Co prawda zacinanie się ustąpiło, ale musimy jeszcze mocno utrwalić prawidłowy oddech podczas mówienia i pracę przeponą. Od jutra zatem pełna chata.

Pani Ela wręczyła dzieciom świadectwa i pamiątkowe książki, informując, że uczniowie są już drugoklasistami.

Na koniec, gdy większość rodziców i dzieci opuściła salę, Michał podziękował Paniom za pomoc i wsparcie. Pani Basia miała oczy wypełnione łzami wzruszenia. Przytuliliśmy kobietę za okazane przez ten rok serce. Naprawdę nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego – bardziej serdecznego i wyrozumiałego – nauczyciela wspomagającego. Pani Basia jest kimś więcej, niż tylko pedagogiem. Zapełniła pustkę w sercu dziecka, które swoich dziadków widzi rzadko. Między chłopczykiem, a kobietą nawiązała się przyjaźń. Trudno się dziwić, że pożegnanie było takie roztkliwiające dla nas wszystkich.

Niesamowite: Michał – drugoklasista. Jakie to szczęście, że trafiliśmy do przyjaznej wiejskiej szkoły…

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *