Bez kategorii

Z życia wzięte: Trudy rozłąki

   Kiedyś powiedziałam sobie, że jeśli kiedykolwiek zwiążę się z mężczyzną to będzie On musiał mieć bagaż doświadczeń i dziecko. Inny moim zdaniem nie byłby w stanie zrozumieć problemów, z jakimi musiałam się uporać będąc matką dziecka i to dziecka niepełnosprawnego. Oczywiście nie łudziłam się, że kiedykolwiek spotkam człowieka, który pokocha cudzego syna jak własnego i podejmie się trudu wychowania dziecka z takim pakietem obciążeń jakie ma Michał. Jedyne o czego pragnęłam, to poznać nowych ludzi i zmienić towarzystwo. Wiele znajomości bardzo rozczarowało mnie w trudnych momentach, zdecydowałam się zawiązać nowe. To był pierwszy krok na przód w moim zrujnowanym świecie.

   Pojawienie się Jacka było początkiem rewolucyjnych zmian w moim życiu.  Pojawił się człowiek, który chciał mnie z całym pakietem problemów do rozwiązania.  W jednej z pierwszych rozmów Jacek zapytał mnie, czy pojadę z nim kiedyś do Pragi. Ech marzenie…Cudowne miasto z przepiękną, odnowioną starówką…Oczywiście, że nie pojadę… Miałam przecież Michałka. Wtedy mój rozmówca powiedział, że nie wyobraża sobie innej opcji: Michał miał koniecznie jechać z nami. Snułam przed nim wizję wielu godzin z rozhisteryzowanym, rozpieszczonym dzieckiem w aucie. Dla mnie równie realny byłby w tym czasie lot w kosmos. Ale Jacek nie dał odtrącić się ani tą wizją…ani niczym innym. Jego spokój i opanowanie powoli budowały we mnie poczucie bezpieczeństwa. To był jednak długotrwały proces.

   Pragę zwiedziliśmy w trójkę w zeszłym roku…:)

  

   W dalszej perspektywie czekało mnie otwarcie serca przed Małym Człowiekiem, który jak się okazało był miniaturowym klonem swojego ojca. Skóra zdjęta z Jacka…Nasze życie było już stabilne, oboje po rozwodzie, zdecydowani na stały związek. Przyszedł czas, żeby okazać synkowi Jacka taką miłość, jaką dostał Michałek. Chcieliśmy integrować naszą rodzinę i nasze dzieci.

   Przyszedł w życiu ten moment, gdy musiałam sprostać wyzwaniu jakim było poznanie Mateuszka. Los był dla mnie łaskawy, gdyż chłopczyk okazał się odziedziczyć charakter ojca: zrównoważony i bardzo uczuciowy.  Jego nie dało się nie lubić: grzeczny, serdeczny. Na samą myśl robi mi się ciepło na sercu. Wspaniały chłopiec! Niewiele czasu było potrzebne, żeby zbudować w sobie świadomość obecności tego chłopca w naszym związku i żebym z tej obecności była bardzo szczęśliwa.

   Nasi synowie wspaniale się razem bawią. Mateusz jest wyrozumiały dla żywiołowego charakteru Michała. Mój syn natomiast wyciszał się widząc bardzo zrównoważonego chłopczyka, którego chętnie naśladował. Staraliśmy się chłopców traktować na równi, aby nie pielęgnować w nich jakiś urazów, czy braków z dzieciństwa. Kiedy Mateuszek dostał dmuchany ponton w kształcie auta, to oczywiście zakup ten spowodował bolesne ukłucie w sercu Michała (stara, dmuchana żyrafa to przecież nie to samo, co pojazd z kierownicą). Dokupiliśmy drugie autko i chłopcy wspaniale się nimi bawili. Kiedy natomiast odebraliśmy Mateuszka zakatarzonego to pobiegłam po gumowce i obaj chłopcy brodzili po kostki w jeziorze (choć przecież Michałek był zdrowy i bez problemu mógł się kapać). Nie chcieliśmy jednak, żeby Mateuszowi było przykro. Michał okazał się wyrozumiały, co mnie bardzo zaskoczyło.

  

   Teraz jest druga w nocy. Jacek jest  w trakcie dziesięciogodzinnej podróży do synka. Po całej nocy w autobusie rano pojedzie po dziecko i cały dzień będzie się z nim bawił. Ja nie zdecydowałam się na wyjazd. Jestem przecież we wczesnej ciąży. Nie wiem, kiedy odważę się jechać 500 kilometrów, pewnie dopiero kilka miesięcy po porodzie z maleństwem. Od wiosny chłopcy będą jeździli beze mnie. Póki jest jednak zima, to dużo bezpieczniejsza jest podróż autobusem. A na to nie narażę syna…

   Zazwyczaj Jacek jest w pracy do 18stej. Potem 2-3 godziny jest w domu i rusza w 8 godzinną podróż autem. Oczy ma na zapałki. Potem krótka drzemka i cały dzień zajmowania się synkiem. Następnie wieczór z rodzicami, którymi przecież też chce się nacieszyć. Nocna drzemka, cały dzień opieki nad synem, krótka kolacja i 8 godzin jazdy. Potem 2-3 godziny drzemki i…do pracy. Po takim maratonie Jacek wygląda jak z krzyża zdjęty. Nie da się inaczej tego rozwiązać, gdyż była małżonka nie zgadza się na widzenia poza wskazanymi w orzeczeniu sądu weekendami. Z drugiej strony Jacek nie chce zostawiać nas na zbyt długi okres samych. Najgorsze są jednak rozstania…

   Ciężko jest opisać słowami co czuje mężczyzna, którego serce z jednej strony wyrywa się do ukochanego dziecka a z drugiej strony zostawia w domu drugiego synka i ciężarną żonę. Łzy same cisną się do oczu. A ja nie śpię z obawy przed ryzykowną podróżą Jacka na drugi koniec kraju w takich warunkach pogodowych.

   Michałek od razu czuje, że sytuacja w domu się zmienia. Jest pobudzony, ciągle pyta o Tatę. Dziś obudził się z płaczem o pierwszej w nocy. Zawsze coś się dzieje, gdy Jacek wyjeżdża bez nas….

   Mam nadzieję, że wolą sądu widzenia z Mateuszkiem będą ustalone w zgodzie z potrzebami dziecka i prawami ojca. W chwili obecnej ten cudny, wrażliwy chłopiec jest izolowany od miłości ojca oraz tej miłości, której razem z Michałkiem mamy tak dużo w naszych sercach do ofiarowania Mateuszowi. Jesteśmy głęboko przekonani, że ta sytuacja ulegnie z czasem zmianie, gdyż dziecko jest nam wyraźnie przychylne a za swoim Tatą wręcz szaleje. W każdym razie na pewno Jacek nie zrezygnuje ze starań od własnego syna. A ja będę Go w tym wspierać, gdyż obaj na to zasługują.

   Kiedy rozpadają się małżeństwa w których były dzieci to sytuacja zawsze jest bardzo trudna. Wymaga wiele wyrozumiałości i takiej otwartości na drugiego człowieka. Szczególnie, że jest to mały i jeszcze niedojrzały emocjonalnie człowiek. Nie można sugerować się tym, że dziecko jest owocem dawnej miłości partnera życiowego z byłą kobietą. W ogóle nie wolno rozważać tego w takich kategoriach. Dziecko jest dzieckiem! Nie odpowiada za decyzje rodziców, za ich niedojrzałe zachowania. Dziecko jest zależne od nas – dorosłych. To właśnie od nas zależy, czy wyrośnie na mądrego, ukształtowanego emocjonalnie człowieka.

   Zawsze marzyłam, żeby mieć biologiczne dziecko i jedno adoptowane. Z jednej strony chciałam wiedzieć jakie jest to uczucie nosić pod sercem maleństwo, z drugiej strony chciałam zapewnić kochającą rodzinę jakiemuś porzuconemu dziecku, dać mu szansę na życie w kochającej rodzinie. Raz byłam bliska takiej decyzji. Chciałam zabrać jednego chłopca z oddziału, na którym leżał Michałek. Przeraziła mnie jednak wizja wychowywania dwójki bardzo ciężko chorych dzieci i niedojrzałość byłego partnera. To by się nie udało. Czułam to w sercu…Fakt, że chłopiec nie miał uregulowanej sytuacji prawnej zdjął ze mnie ciężar wyrzutów sumienia, choć jak widać…nie do końca. Zdarza mi się myśleć o Adasiu do dziś…

   W pewnym sensie moje marzenie się spełniło. W innej formie niż się tego niegdyś spodziewałam. Mateusz ma kochająca mamę, z którą jest bardzo zżyty. Może jednak dostać dużo uwagi i serca od nowej rodziny swojego ojca. Kiedy opiekuję się synem Jacka to nie robię podziału między dziećmi. Tego podziały nie ma przede wszystkim w moim sercu. Po prostu to są nasze kochane chłopaki. I najszczęśliwsi jesteśmy, gdy mamy dzieci razem.

   Wydaje mi się, że to jest kwestia mojej dojrzałości emocjonalnej. Nie oczekuję od losu, że Jacek będzie tylko nasz. Pogodziłam się z tym wybierając życie z osobą posiadającą dziecko poprzedniego związku. Nie przeszkadzało mi to, że rozpoczynam życie z mężczyzną z zobowiązaniami.  Wiedziałam, że nadejdą chwile trudne, patrzę teraz na puste łóżko i łzy napływają mi do oczy. Tęsknię po prostu…

   Wiem jednak, że tam…daleko pewien Mały Człowiek wstanie rano rozradowany, że odwiedzi go Tatuś. I to mi daje poczucie ulgi. Nie ma we mnie tego egoizmu, który wtłacza do głowy natrętną myśl: On jest tylko nasz. Nasz! Nasz!

   Jestem głęboko przekonana, że los nagrodził mnie szczęśliwym związkiem i satysfakcjonującym życiem właśnie dlatego, że nie mam w sobie niezdrowych emocji. Po prostu staram się przyjmować wydarzenia rozsądnie i nie pielęgnować  sobie zazdrości. I tak wiem, że mój Jacek będzie do nas wracał jak na skrzydłach. „Żyć bez Ciebie nie mogę i nie potrafię, dajesz mi energię i siłę do życia, jesteś moim powietrzem i największą  miłością” – dostałam w nocy wiadomość. Z pewnością z tą świadomością jest mi dużo łatwiej. A rozłąka wspaniale podsyca emocje w związku. Czasami warto się za sobą stęsknić, wtedy nie straszna nam jest rutyna.

   Mam nadzieję, że ten artykuł skłoni do refleksji te osoby, które nie potrafię poradzić sobie z emocjami w obecnych związkach. Z emocjami względem dzieci, które nie noszą naszego genotypu, ale tak samo czują i mają te same pragnienia co dzieci biologiczne. Szczęście w takich rodzinach jest możliwe. Ono zależy od nas dorosłych, od naszej dojrzałości. Życie pokazało, że niektórym jej stanowczo brakuje.

   Przed nami trudne chwile. Jeśli los będzie dla nas łaskawy i ciąża rozwiąże się szczęśliwie to Mateuszek i Michał będą mieć rodzeństwo. Będzie to kolejną rewolucją w życiu naszych synów. Boję się o ich emocje, z pewnością bez wsparcia psychologa dziecięcego takiej wiadomości przekazywać nie będziemy, szczególnie synkowi Jacka. Szczerze mówiąc nie wiem jak to będzie, ale sformułowanie „ciąża wysokiego ryzyka” nie skłania mnie do refleksji na ten temat w chwili obecnej. Na pewno bez fachowca nie podejmiemy żadnego kroku. Tyle wiem.

   Dochodzi czwarta a mi się nie chce spać. Zawsze tak jest, gdy nasze rodzina się rozdziela. Przywykłam do bliskości partnera. Kiedy przewracam się na bok to On nakrywa mi przez sen plecy, żebym nie zmarzła. Jest taki troskliwy. Lubię jego zapach, lubię się przytulić, gdy zrobi mi się smutno. Pewnie za jakiś czas zmorzy mnie sen. Potem będę pałętać się po domu przez dwa dni. A potem z ogromnym entuzjazmem będę słuchać o tym, jak przebiegła wizyta. Co mówił? Co zaśpiewał? Ładnie zjadł? A przytył trochę?…Oby do poniedziałku…

***

   Nad ranem znalazłam na facebook’u wpis zostawiony przez Jacka. Piosenka „When i need you” wraz z dedykacją „Już mocno tęsknie Skarbie…” wzruszyła mnie do łez. Wsłuchując się w tekst piosenki myślałam o tym, że można pogodzić oba światy. Trzeba tylko potrafić wyzbyć się niezdrowego egoizmu względem partnera. Ja zawsze powtarzam, że kocham swojego psa, dlaczego miałabym nie pokochać dziecka?…

***

  

   

  

   

  

1 thought on “Z życia wzięte: Trudy rozłąki

  1. Witam, od jakiegoś czasu czytam Pani blog a raczej historie z Pani życia i jestem pełna podziwu dla takiej postawy. Pięknie Pani to wszystko opowiada, że człowiek zaczyna wierzyć , że żadem trud mu nie starszny, a to daję wiarę w życie, w sens , w drugiego człowieka. Wiekie DZIĘKUJĘ !Pozdrawiam i życzę wszelkiej pomyślności Agnieszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *