Z ŻYCIA WZIĘTE

Współczuję

Takie tam małżeństwo Iksińskich. Wyrokiem sądu rozwód z obopólna winą. Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent każde przyczyniło się do klęski związku. I jest to zapisane czarno na białym, a pod tekstem czerwona, urzędowa pieczęć.

Ona wysoce praktykująca katoliczka. On wierzący. Po prostu wierzący.

Jest i wspólny syn. Został przy matce, „dla dobra dziecka”. Fajny, rozgarnięty, uczuciowy. Zdał właśnie z wyróżnieniem do kolejnej klasy . Jeszcze ani razu w swoim życiu nie dostał zgody, by zadzwonić do Ojca. Nawet w Boże Narodzenie, o dwudziestym trzecim czerwca nie wspominając. Nigdy też nie odwiedził Ojca w jego domu. Bez względu na pogodę, odbierany spod płotu posesji matki i odwożony pod płot. Furtka niczym paczkomat.

Sądowa batalia o widzenia. Naprędce zdobyte przez matkę papiery o rzekomej padaczce. Drobny szczegół…Podczas widzeń z ojcem dziecko nigdy nie miało żadnych leków i nie ma ich do dziś. Sąd nie weryfikuje stanu zdrowia chłopca, pada jednak wyrok o zakazie wywożenia dziecka z dala od miejsca zamieszkania , ze względu na chorobę. Której dziecko nie ma…

Mija rok za rokiem. Kolejna próba dialogu…Ojciec pyta przy dziecku o zgodę na wspólny wyjazd w góry w wakacje. „Muszę się zastanowić” – mówi Matka, po czym – korzystając z chwili nieuwagi syna – pokazuje jego Ojcu środkowy palec. Katoliczka praktykująca. Pielgrzym do miejsc świętych z wystawionym gestem „spier***aj”.

Próba rozmowy przez telefon? Odkładanie słuchawki przez matkę dziecka. Jakiekolwiek zapytanie Ojca pod furtką? Ona odwraca się bez słowa i odchodzi do domu. I tak już ponad dziewięć lat. A chłopiec na to patrzy i płacze nie raz. Czysta postać przemocy psychicznej.

„Dla dobra dziecka” zostało ono z matką. Ta bogobojna ponoć kobieta, zdefiniowała dobro w sposób, który ciężko zrozumieć – zdrowemu na umyśle – człowiekowi. Odbierać synowi fundamentalną część jego życia jaką jest dobra relacja z ojcem? I to Ojcem, któremu zależy, który kocha i się stara od lat. Tego nauczyła się klęcząc przed krzyżem kilka razy w tygodniu? Mnie uczono czegoś zupełnie innego: gdy się kogoś kocha, pragnie się jego szczęścia ponad własne.

Żadne brzdąkanie na pianinie, żadne tańce i inne zajęcia pozalekcyjne nie wynagrodzą chłopcu tego, że okrada się go z czasu wspólnie spędzonego z Ojcem. Nie da się kupić szczęśliwego dzieciństwa! Nie da się zakupić substytutu miłości rodzica za żadne pieniądze.

Ojciec dzwoni o ustalonej porze do dziecka. Odbiera Babka – równie praktykująca, gorliwa katoliczka: „Nie ma (dziecka Iksińskich) w domu, proszę przez tydzień nie dzwonić”. Łub, walnęła słuchawką. Ojciec dzwoni jeszcze raz – „Proszę nie rzucać słuchawką, chciałbym wiedzieć, gdzie jest mój syn”. „Nie ma!” – syknęła – „Proszę nie dzwonić przez tydzień”. Łub słuchawką.

Mamusia i Córka, takie pobożne…

Współczuję kobietom bardzo, wzbudzają moją litość. Takie prymitywne, brzydkie na duszy, zgorzkniałe istoty, obdarte  z empatii do dziecka. Babka? Jeszcze można ją jakoś – mniej lub bardziej – wytłumaczyć. Nie nosiła chłopczyka Iksińskich pod sercem. Ale rodzona matka? Jakże to musi być nieszczęśliwa istota, która z premedytacją krzywdzi własnego, jedynego syna, by sama poczuć się przez chwilę lepiej. Zaraz pewnie pobiegnie i wyzna grzechy, a potem grzeszyć będzie dalej. A dziecko rozpacza…

Dziś ugościłam byłego Męża, jego obecną Sympatię i jej synka. Już po raz drugi odwiedzili nas w takim składzie, nasze dzieci wspaniale się razem bawią. Popijając kawkę, omówiłyśmy z Kasią trudności, z jakimi zmaga się mój Michał.  To całkiem mądra, całkiem ładna i całkiem miła dziewczyna. Fajnie, że ktoś tak rozgarnięty zajmie się przez dwa dni moim dzieckiem.

Jedziemy wszyscy do muzeum kolejnictwa: Mąż i ja z Szymkiem, Były Mąż ze swoją kobietą, jej synem i Michałkiem. Można? Tyle, że ja zamiast udawać przed sąsiadami swą bogobojność, wyznaję głównie przykazania od czwartego do dziesiątego. Wybaczyłam, kieruję się miłością do syna. Od zawsze dobro mojego dziecka było dla mnie i jest nadrzędnym priorytetem. Poza szczęśliwym związkiem, los – za moją postawę – nagrodził mnie widokiem szczęśliwych dzieci i szacunkiem ludzi.

***

 

 

25 thoughts on “Współczuję

    1. Zbierać dowody. Nagrywać rozmowy. Nagrywać ,,widzenia” i zachowanie matki. I wynająć dobrego adwokata. Sąd polski niczego innego nie weźmie pod uwagę. Niczego kur*a innego niż nagrane dowody (zanim wejdzie ustawa, że nagrane bez zgody nagrywanego nie może być dowodem, kur*a jego mać). Tyle tylko nasuwa się na tą sytuację i polskie prawo.

  1. Chore, po prostu chore istoty i niech takie zostaną , tylko dlaczego na „Boga” krzywdzą dziecko? Nigdy nie zrozumiem dorosłych, którzy własnym dzieciom gotują nieszczęśliwe dzieciństwo. A gdzie miłość dla bliźniego, wybaczenie itd.? Ale wszystko do nas powróci, tylko podwójnie…

  2. Przykre,że później ocenia się wszystkich katolików przez pryzmat właśnie takich ludzi…Tak jak piszesz-bardzo to płytkie i prymitywne.Z tego,co widać też przykład dla mamusi idzie z góry…Szkoda mi chłopczyka,mimo,że nie jest moim dzieckiem.Nie wyobrażam sobie zrobić tego swojemu…I tacie współczuje,że musi walczyć o każdy kontakt ze swoim ukochanym dzieckiem.
    Gratuluję Tobie mądrej i dojrzałej decyzji w kwestii wychowywania dzieci.Szkoda,że nie wszystkie maluchy mają szczęście mieć dojrzałych rodziców.Krzywda w sercu pozostanie na lata…

  3. Iga, jeśli Iksiński to ktoś tobie bliski (nawet domyślam się kto), to odezwij się na prv. Mój przyjaciel jest adwokatem, specjalizuje się w takich sprawach i jest bardzo skuteczny. Przy dobrze poprowadzonej sprawie Iksińska będzie miała wyznaczonego kuratora i będzie rozważanie ograniczenie praw rodzicielskich.

  4. Cześć:) trafiłam tu przypadkiem, ale nie mogę po prostu Was minąć.. nazywamy się tak samo, mieszkamy w tym samy mieście: ja, też Iga Młynarczyk z Wrocławia, mam dwie córcie. Może nawet mieszkamy blisko? Daj znać jeśli mielibyście ochotę na spotkanie:)

  5. Opowieść jak o jakiejś wiedźmie. Jeśli macie taki problem to współczuję. Zdaję sobie sprawę, że tego typu kobiety istnieją. A problem jaki opisujesz jest częsty. Nie rozumiem tylko dlaczego ich własne ego jest ważniejsze od prawidłowego rozwoju emocjonalnego dziecka. Nie rozumiem dlaczego i co przesłania takim kobietom racjonalne rozumowanie. Napisałaś, że ta kobieta jest żarliwą katoliczką. Ciekawe co to za kościół, który uczy takiego zachowania. Jeśli jest żarliwą katoliczką to i pewnie wie co to jest spowiedź. Jeśli dostaje rozgrzeszenie to jest ono oparte na kłamstwie więc jest nieprawdziwe i jest grzechem samym w sobie lub jeśli mówi prawdę to ksiądz nie jest księdzem katolickim tylko przedstawicielem sekty. Wracając do takiego zachowania to jest ono wniesione nie z dobrego i bożego domu. Raczej wzorcem były głupkowate seriale telewizyjne. Empatia u dziecka rozwija się po 8 roku życia więc może ta kobieta w tym okresie swojego życia była skrzywdzona przez najbliższych a nie uczona dobra. Może sama była molestowana. w dzieciństwie. I teraz te problemy odreagowuje mszcząc się na najbliższych.

  6. Bardzo uświadamiający post, dzięki niemu wszyscy sie dowiedzieli o tych paskudnych katolikach. Dobrze ze pani nie jest katoliczką bo by pani swoich dzieci nie kochała, a przeciez ostatnio napisała pani ze kochacie z mężem swoje dzieci „nawet bardziej” niż inni rodzice. Trzeba być bardzo zarozumiałym i zakompleksionym żeby takie opinie wygłaszać. A teraz niech pani ukoi zszargane nerwy kolejnym odprężającym odcinkiem dextera albo gry o tron – w końcu przemoc na ekranie To wspaniała rozrywka.

    1. Nie przypominam sobie, żebym pisała o wszystkich katolikach Pani Paulino 😀 Proszę poćwiczyć czytanie tekstu ze zrozumieniem, ma Pani z tym wyraźny kłopot i to od dawna. Wbrew pozorom – interpretacja tekstu – nie jest łatwa, na co wskazuje wysoki odsetek niezdanych w tym roku matur z języka polskiego. Potraktuję więc Panią z wyrozumiałością potrzebną osobie z dysfunkcją i wyjaśnię niczym mojemu małemu, niepełnosprawnemu dziecku:
      1. Nie napisałam, że „kochamy z mężem swoje dzieci „nawet bardziej” niż inni rodzice” – to jest tryb oznajmiający, czyli stwierdzenie faktu. Ja zadałam pytanie – tryb przypuszczający – czy kochamy swoje dzieci bardziej. Użyłam znaku zapytania. Między tymi trybami jest olbrzymia różnica, którą za sprawą swojej dysfukcji Pani nie dostrzega. Rozważam kochanie swoich dzieci bardziej (niż robią to inni rodzice), gdyż jestem świadoma kruchości ludzkiego istnienia. Po prostu śpieszę się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą. Tej świadomości nie ma większości ludzi, których życie toczyło się fortunnie.
      2. Kto Pani powiedział, że nie jestem katoliczką? Proszę mi zacytować fragment mojego tekstu, to znów Pani – niczym dziecku – wytłumaczę. Proszę się nie martwić, mam olbrzymie pokłady cierpliwości.
      3. Zdecydowanie wolę przemoc na ekranie, niż psychicznie maltretowanie rodzonego dziecka w realu. Dziękuję za poradę, na pewno odprężę się kolejnym odcinkiem „Gry o Tron”. Właśnie kończymy z mężem ostatni sezon. Film dokładnie obrazuje funkcjonowanie polityki, tylko trzeba się skupiać na interpretowaniu dialogów, a nie widoku obcinanych głów. Taki trening również Pani polecam – słuchanie ze zrozumieniem.
      Pozdrawiam.

  7. Nie wiem jak można być tak egoistycznym i patrzeć tylko na swoje przyjemności. Dziecko ma prawo widywać się z obojgiem rodziców w takim samym stopniu . Prywatne porachunki matki w stosunku do ojca nie powinny wpływać na relacje jakie ma dziecko. Nie wolno tak robić by dziecko cierpiało przez to że matka postanowiła ukarać byłego męża za to iż ma on teraz szczęśliwą rodzinę i ułożył sobie życie a ona nadal nie. Tego nie uczy nas wiara katolicka a z tego co czytam to ta Pani jest osobą bardzo wierzącą ale jak dla mnie tylko na pokaz, dla ludzi.
    A później przez takie zachowanie matki mówi się że to niby ojciec się nie interesuje ale nie bierze się pod uwagę tego że to właśnie matka utrudnia wszelkie kontakty i robi wszystko by syn nie miał kontaktu z Ojcem, który bardzo go kocha i zrobiłby wszystko dla swoich dzieci.

  8. Szkoda, gdy dzieci stają się kartą przetargową i rodzice nie potrafią oddzielić swoich uraz od dobra dziecka… ale bez wnikania w charakter uraz, jaki może istnieć między rodzicami, powodów rozpadu ich związku czy nawet zwykłej zazdrości np. o to, że były mąż spadł na cztery łapy i ułożył sobie życie z inną, może jej nie dopisało szczęście… a to z powodu tego, że to matki na co dzień dotyczą wszystkie problemy dziecka, a potem tata weźmie go na wakacje i kojarzy mu się z samym szczęściem, przyjemnościami i dziecko wypomina to zmęczonej, rutynowo działającej mamie… nie da się chyba ocenić postawy matki jednoznacznie. Dziecko powinno mieć oboje rodziców, ale czasem trudno dorosłym przejść nad swoim egoizmem, żalem i problemami.
    Mało kto umie rozejść się tak cywilizowanie jak Ty z mężem, Iga… to jest bardzo trudne.
    Dziecko samo widzi najlepiej i kiedyś wybierze sobie, czy chce mieć kontakt z ojcem i czy ta silna więź z matką nie była dla niego dobra czy krzywdząca… zobaczysz. Ty jednak powinnaś pamiętać, że to są sprawy między nimi, żeby nie wyjść na tą złą, choć chcesz dobrze dla chłopca i jego ojca.

    1. O mnie się nie martw 😛
      Piszesz o bardzo ważnej rzeczy „a potem tata weźmie go na wakacje i kojarzy mu się z samym szczęściem, przyjemnościami i dziecko wypomina to zmęczonej, rutynowo działającej mamie… „. Po pierwsze, to matka sama stawia się w tej roli stosując alienację rodzicielską – dlatego mi takich kobiet nie żal. Po drugie, Iksiński usilnie pracuje nad tym, by nie stać się w oczach dziecka „świnką skarbonką” i „złotą rybką” spełniającą marzenia. Taka anegdota…Kupił synowi wymarzoną grę komputerową tyle, że używaną. Iksiński opowiadał, że przy każdej rozmowie telefonicznej z synem słyszał od uszczęśliwionego dziecka, że mama kupiła mu nową grę. Taką samą, tyle, że nową. Jak to skomentujesz? Poza tym dziecko byłej Iksińskiej mieszka w tym samym mieście co dziadkowie Iksińscy, których to również wykluczono z życia chłopca. Komu więc matka zawdzięcza ewentualne przemęczenie? Nie żal mi. Jak wspomniałam wcześniej: współczuję. Żeby komuś dopisało szczęście, najpierw sam to szczęście musi wyemitować. A tu leje się jad…

      1. ps Wiesz jak zarąbiście było na dwa dni „sprzedać” Michała Kasi? Dziecko hepi a ja odpoczęłam od wiecznego „Maaaamooo”. Ha ha ha.

        1. Przyznam rację, czasami „sprzedać” dziecko to całkiem przyjemne doświadczenie:) przez które sama obecnie przechodzę. Moje dziecko udało się właśnie do swojego ojca , do innego kraju aby podjąć tam studia. Ponieważ język „wroga” zna biegle, z ojcem utrzymywała stały, częsty kontakt, to ja nie maiłam żadnych oporów. Chciała, miała taką możliwość , to czemu nie – pomyślałam. I co. Niekończące się pytania znajomych kobiet – ale jak to, dlaczego pozwoliłaś, i co teraz, itd. No przecież pojechała do swojego ojca, najbliższej osoby, rodzica. Nic nie dają moje tłumaczenia. Ojciec , według większości, to wróg najgorszy. Mój a więc i mojego dziecka. Tak powinno być. Nie jest – więc coś ze mną nie tak. A ja, wyrodna matka, siedzę i się cieszę z zaistniałej sytuacji. Dzieci nie są naszą(rodziców) własnością.A już na pewno nie powinny być zabawką w naszych rękach albo kartą przetargową. Rodziców największym zadaniem jest przygotować , najlepiej jak potrafimy, nasze dzieci do samodzielnego życia.

  9. Taka właśnie z pani katoliczka jak ta przez panią opisana. Tamta może jednak wyznaje pierwsze trzy przykazania?
    P.S. gra o tron o polityce – bez żartów. Chociaż dla domorosłych intelektualistów – może i tak. Tylko niech pani się historii z tego serialu nie uczy – jest to celowo zniekształcony i zmanipulowany obraz świata. Radzę poczytać o tym niewinnym serialiku

  10. Już niedługo dziecko będzie na tyle dojrzałe, że matka nie będzie mogła go cały czas więzić w domu 🙂 (przecież nie będzie do 18 r.ż. siedzieć z matką i babką i nie wychodzić).
    Ja miałam trochę inną sytuację – mieszkam z ojcem, bo moja matka od początku mojego istnienia była niezachwycona tym faktem. Przez 11 lat od rozwodu i zarządzonych alimentów ani razu z nią nie rozmawiałam i dobrze mi z tym 😉 Tylko żeby choć raz zapłaciła te alimenty… Oczywiście nie mogło być sielankowo. Pozbyłam się jej z mojego życia oficjalnie, ale były zasądzone widzenia…. I tutaj jest dokładnie odwrotna sytuacja niż w opisanej historii – ja absolutnie NIE CHCIAŁAM się widywać z matką, a mimo tego były zasądzone widzenia dwa razy w tygodniu – jedno jakoś we wtorki, a drugie w… soboty… Przez to nigdzie nie mogliśmy pojechać (bo przecież ojciec MUSIAŁ doprowadzić mnie na te widzenia), ja nie chciałam z tą osobą nigdzie iść, każde „widzenie” oznaczało głośne ryki, uciekanie, chowanie się, po prostu za nic nie chciałam z nią iść… mimo mojej ogromnej niechęci musiałam się tak męczyć… dopiero po reportażu w telewizji się skończyło (tak, sądy najlepiej rozumieją sytuację dopiero, gdy sprawa ląduje w tv). Potem już miałam spokój z matką, ale sprawa i tak się za mną ciągnęła aż do gimnazjum (rozwód był jak miałam 6 lat). Wszyscy śmiali się ze mnie porównując mnie z matką, która… cóż… wedle relacji wszystkich zamiast pójść do roboty (to akurat na pewno prawda, jej najcięższa praca to ulotki…), dorabiała sobie jako panna lekkich obyczajów. Ech, nie wiem skąd, ale wszyscy o tym wiedzieli i ciągle mi tym dopiekali. Dopiero w liceum zaznałam spokoju, ale i tak nadal się boję, że wszystko wyjdzie na jaw i będą krzywe spojrzenia i dopiekanie… (moja klasa teraz to w 70% osoby dojeżdżające, tylko kilka osób z mojego byłego gimnazjum, reszta z innych szkół).
    Przepraszam. Musiałam się wygadać.

  11. też współczuję tej kobiecie, robi krzywdę swojemu dziecku, chcąc zrobić na złość swojemu byłemu nie zauważa że cierpi jej własne dziecko? nie rozumiem takich kobiet, zamiast cieszyć się że ojciec w ogóle się nim interesuje ale widać że też źle.
    Najprostsza metoda- dzieciak jest już na tyle duży aby mieć własny telefon a abonament dla dzieciaka (przeciez dużo nie potrzebuje, parę smsów do taty i babci czy dziadka, puszczanie sygnałów żeby oddzwonić) kosztuje 15zł w mixie do doładowań jak się skończą minuty z pakietu, NOWY telefon ze sklepu i to z tych modniejszych mały POCKET kosztuje do 200zł wystarczy dla takiego dzieciaka i nie będzie wymówki że matka nie odbiera lub nie ma dziecka w domu. Przecież nie zabierze dziecku prezentu opłacanego przez ojca
    p.s. to się kiedyś na tej kobiecie odbije, teraz dziecko ma pranie mózgu i jest lojalne w stosunku do matki ale z wiekiem nabierze rozumienia i oceniania sytuacji i wówczas ta kobieta będzie miała mega problem i bunt nastolatka który będzie bronił ojca więc krzywdę robi sobie sama tylko z opóźnionym zapłonem, potem będzie płakać że sobie z nim nie radzi jak będzie jej nie słuchał i pyskował bo będzie mieć dość

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *