Z ŻYCIA WZIĘTE, ZWIEDZAMY

Warsztaty wielkanocne

Noc była ciężka. Szymon kręcił się, ulewał…Wstałam ociężała, z ćmiącą głową, jednak nie zrezygnowałam z pomysłu wyjazdu z dziećmi na warsztaty wielkanocne do GOK-u. Potem jeszcze przyszło mi borykać się z noszeniem Szymona i jego wózka po schodach w domu kultury. Tego dnia byłam umordowana, ale bardzo szczęśliwa. Spędziłam z synami fajny czas, Michał doskonale radził sobie bez mojej kontroli. Zbierał pochwały za ładne zachowanie na różnych stanowiskach, co jakiś czas się meldował.

Sadziliśmy hiacynty w puszkach po fasoli, malowaliśmy laserowo wycinaną sklejkę, jedliśmy żurek i bezglutenowy barszcz biały, ozdabialiśmy styropianowe jajka. Można też było robić koszyczki z papieru i ptaszki z wełny, ale nie skorzystaliśmy. Michał nie chciał, a Szymon – z racji porażonych rączek – nie za bardzo mógł. Za to malowanie palcami zajęło nas na dłuższy czas. Nie trudno się domyśleć, że farbę mieliśmy wtartą wszędzie…

Szymonek wyglądał sam jak wielkanocna pisanka. Pod paznokciami można by rzeżuchę siać…

Na koniec odbyło się wręczenie dyplomów i upominków. I choć widać było, że już naprawdę ciągnę na rezerwie mocy, poszłam odebrać nagrodę za zwycięską palmę i najpiękniejszego baranka. Szymon był tak podekscytowany, że prężył się, stawał na nogi. Pot leciał mi po czole strumieniem, gdy poskramiałam rozbawionego niespełna pięciolatka. Podczas wręczania nagród Szymon podał jurorom dłoń, by zebrać gratulację. Kipiał z emocji. Wygraliśmy wspólnie 400zł w bonach do pobliskiego Selgrosa. (* poniższe 2 zdjęcia pobrane ze strony Gminy Długołęka).

Nagrodę postanowiłam przeznaczyć na chemię gospodarczą, koce i jakąś zabaweczkę dla Szymka. Olśniło mnie z chwilą wejścia na halę marketu. Stało tam piękne krzesło brazylijskie, a my właśnie jesteśmy na etapie kompletowania „centrum huśtania wszelakiego”. Szymon ma uszkodzony móżdżek, a bujanie we wszystkich płaszczyznach jest jedną z form rehabilitacji tej części mózgu. Miałam już dogadany zakup standardowej huśtawki, ale wykonawca wyjechał za granicę. Rozwiązanie dosłownie zostało postawione na mojej drodze. Bony stanowiły niemal połowę ceny zakupu i po szybkiej konsultacji z mężem, nabyłam tę fantastyczną rzecz do terapii dzieciaków.

Na razie pogoda nie dopisuje. Lodowaty wiatr smaga policzki, albo zacina deszczyk. Michał – o dziwo – zachorował na anginę, mnie też mocno rozkładało. Ale jeszcze kilka dni… i nasze życie przeniesie się z salonu do ogrodu. I wtedy będę kipiała mocą. Bo ja żywię się słońcem.

***

 

1 thought on “Warsztaty wielkanocne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *