GOTUJEMY, ZWIEDZAMY

W zgodzie z naturą. Święto pszczoły.

Miłość do przyrody mam wszczepioną od dziecka. Babcia potrafiła pięknie opowiadać o świecie, rozbudzić we mnie fascynację choćby lśniącym – pokrytym resztami miąższu z łupiny – kasztanem. Do dziś je zbieram i chowam po kieszeniach. Dla mnie są absolutnie piękne!

Mama miała działkę na Strachowickiej oraz balkon na trzecim piętrze bloku, zawsze pełen kwiatów. Kiedy kupiła dom z wielkim ogrodem, skutecznie zniechęciłam się jednak do pielęgnowania roślin. To było nie do ogarnięcia! Teren winien być przygotowany tak, by opieka nad drzewami, krzewami  i kwiatami nie była uciążliwa. Dlatego też mój ogródek po części wyścielony jest grubą włókniną, co w znaczącym stopniu ograniczyło rozwój chwastów. Pozostaje mi wyplewić jedynie pojedyncze siewki. Podobną funkcję spełnia gruba warstwa kolorowego żwiru rzecznego, usypanego wokół piennych porzeczek i kępek poziomek. Dawno zrezygnowałam z kory, w której chętnie namnażają się pomrowy i pomrowiki, by potem obżerać moje pyszne owoce malin, wielkie poziomki i truskawki.

Staram się raz dziennie przejść przez posesję i zebrać te obślizgłe, obrzydliwie lepkie stworzonka. Czasem stawiam miskę z piwem, do której schodzą się ślimaki. Najlepszym sposobem okazało się jednak przygięcie do ziemi jednej gałęzi malin. Nagie mięczaki licznie schodzą się do owoców, a wtedy mogę wyzbierać te darmozjady. Robię to w rękawiczkach, a potem jeszcze dokładnie myję ręce. Śluz ślimaków zawiera potem niebezpieczne dla zdrowia ludzi i zwierząt nicienie.

Do naszego zielonego skweru zapraszam za to żaby i jaszczurki. To moim mali pomocnicy w walce ze szkodnikami. Kiedyś znalazłam żabkę, która zaklinowała się w siatce. Rozcięła ogrodzenie, nie mogło być inaczej! Szacunek do przyrody jest szacunkiem do samego siebie.

W lecie stawiam pojemniki z wodą oraz płaskie głazy, pod którymi małe zwierzęta mogą znaleźć schronienie. Któregoś wieczora zaniepokoiło nas dudnienie na tarasie. Postanowiłam z Jackiem złapać intruza na gorącym uczynku…Wszystkiego się spodziewałam, tylko nie…wielkiej żaby, uparcie forsującą szybę w drzwiach balkonowych. W poprzednich latach jakiś niestrudzony płaz aż trzykrotnie przychodził do domu i odpoczywał na posłaniu psów. Nam takie „dziwne” sytuacje zdarzają się regularnie…

Zaprosiłam do naszego życia również murarki ogrodowe. Niewiele wiedziałam o tych małych, łagodnych pszczołach. Zachęcona jednak podpowiedziami Czytelników bloga, zgłębiłam ten temat i pokochałam te pracowite, pożyteczne owady! Zaczęłam od 700 kokonów zakupionych w internecie, zbudowaliśmy wspólnie – z mężem i starszym synem – hotel dla pszczół. Obecnie wszystkie parcele w trzcinie są zajęte. Musiały odwiedzić nas jednak sikory, bowiem owady przy wylotach rurek zostały wyskubane. Takie prawo natury…

Murarkami podzieliłam się z kolegą Jacka, zawieźliśmy mu domek z rurkami i szyszkami, który Michał wykonał z Tatusiem podczas Święta Pszczoły w ogrodzie botanicznym we Wrocławiu.

By móc przystąpić do wykonania hotelu dla owadów, nasza rodzina rozwiązała niełatwy test. Oto kilka najciekawszych informacji, które znalazłam na temat pszczół miodnych:

– Największe pszczoły mają 4 centymetry, najmniejsze 2 milimetry.

– Królowa jest płodna. Robotnice to samice, które nie rozmnażają się. Trutnie, to osobniki płci męskiej. Zdychają zaraz po zapłodnieniu królowej.

– Królowa może żyć nawet 5 lat, składa 3 tysiące jaj dziennie.

– Podczas minuty pszczoła wykonuje 11400 tysięcy ruchów skrzydeł.

– Na 1 kg miodu potrzeba…4 – 20 milionów kwiatów w zależności od gatunku rośliny.

– Jedna robotnica w ciągu życia produkuje 1/12 łyżeczki miodu.

– Podczas jednego wylotu pszczoła zbiera nektar nawet ze 100 kwiatów.

– Pszczoły nie rozpoznają koloru czerwonego.

Przekazując Pawłowi hotel dla owadów, dołączyłam do niego taki żartobliwy wierszyk: „Dla tych trzmieli szemrzących nad lawendy łanem, dla tych pszczół ozłoconych słońcem nad ranem…By gałęzie od gruszek do ziemi się gięły, a Iga i pszczoły za serce ujęły”. Kolega z pasją opowiadała mi kiedyś o krzakach lawendy na swojej działce, które aż huczały od odwiedzających je trzmieli. Narzekał natomiast na starą gruszę, która nie obrodziła w tym roku. Na wiosnę nasze pszczoły zajmą się drzewem należycie. Do wolnej przegródki w sklejce, napakowaliśmy z Jackiem puste rurki trzcinowe, zebrane podczas rodzinnego spaceru nad staw i te, które już były zasiedlone przez murarki. Nowe pokolenie owadów, zajmie puste trzciny z końcem maja. W podziękowaniu otrzymaliśmy od Pawła pyszne pomidorki, cukinię i inne dary natury z ogródka kolegi.

Obeszłam jego ukochaną działkę kilkukrotnie, obejrzałam dokładnie wszystkie rośliny…moją uwagę przykuła sterta chwastów, przygotowanych do wyniesienia na kompostownik. Znalazłam na nich doskonałe sadzonki truskawek, których rodzice Pawła się właśnie pozbyli. Oooo nie! Wybrałam kilka najsilniejszych i zabrałam do domu. Obecnie to mocne, zdrowe rośliny. Truskawki mają tendencje do starzenia się po jakiś trzech  latach. Wyrzucanie młodych osobników to wielki błąd, bowiem służyć mogą do zastąpienia słabo owocujących już krzaczków. W ogrodzie trzeba planować i myśleć nie tylko o bieżącym sezonie, ale również o przyszłych latach. To pozwoli nam na osiąganie dużych zbiorów.

Nasza Kurlandia kipi od plonów. W tym roku maliny osiągnęły wysokość 190 centymetrów i były pełne czerwonych, soczystych owoców.  Z zachwytem patrzyłam na te gigantyczne rośliny oraz na pracę pszczół, które żywiły się ich nektarem. Rośliny dokarmiam jedynie naturalnym nawozem z dżdżownic kalifornijskich, przy okazji zasilania trawnika. Ale jest jeszcze coś, co robię regularnie i z olbrzymią radością: rozmawiam z moimi roślinami, kieruję w ich stronę wiele ciepłych myśli. Uszczęśliwiają mnie! Sądzę, że człowiek wysycony pozytywnymi emocjami, emituje jakieś pole energetyczne, a ono pobudza wzrost organizmów. Można oczywiście śmiać się z moich teorii, ale to ja mam maliny wyższe od płotu. Ha!

W tym roku wyleczyłam też złamany krzew porzeczki, który nie przetrwał nawałnicy szalejącej w wakacje nad naszą wioską. Jeszcze padało, gdy opatrzyłam niemal całkowicie zerwany pień. Złożyłam go tak dokładnie, jak tylko potrafiłam i szczelnie owinęłam taśmą „na gada”. Mimo złamania oraz tego, że połowę kwiatów ściął wcześniej ostatni, wiosenny przymrozek, roślina pełna była soczystych owoców. Pamiętam, jak białe kwiatuszki leciały na ziemię niczym śnieg, a łzy napływały mi do oczu. Nie oglądałam pogody i tamtej nocy nie otuliłam roślin włókniną…Gdyby mróz nie poczynił tylu strat, pewnie trzeba by podpierać gałęzie. Może i dobrze się stało.

Czasami i tak brakowało mi cierpliwości do zbierania licznych owoców, które jedliśmy z lodami albo topioną czekoladą.

A tutaj poziomka. Bywały i bardziej pękate okazy. Trzeba tylko podlewać w najbardziej suche dni.

Nadwyżki zbiorów posłużyły do sporządzenia nalewek na bazie spirytusu, miodu i naturalnych przypraw.

Zasypuję maliny cukrem, dodaję miód i zalewam spirytusem. Na ten duży słoik porzeczek: pół kilo cukru trzcinowego, 300ml spirytusu i 3 kopiate łyżki miodu plus goździki. Potem jeszcze dodałam sporo miodu. Kierowałam się smakiem, a nie recepturą. Na mniejszy słoik z malinami  potrzeba 1/4 szklanki po Nutelli cukru, 4 kopiate łyżki miodu i 200 ml spirytusu. Wszystko zależy od owoców. Maliny roztrzepałam wraz z płynem i dodałam kolejne, aż przestały się mieścić w naczyniu. Malinówka ma być gęsta, miodowa i mocna. Doskonale nadaje się do lekko ostudzonej herbaty. Nalewka porzeczkowa jest winna, lejąca, lekka. Sączymy ją w chłodne wieczory z Mężem, bo alkohol nie uderza do głowy, a jedynie rozgrzewa – zmarznięte jesiennymi chłodami – ciało.

Mamy początek listopada. Ogród przygotowałam do zimy…Krzewy malin przycięłam na wysokość 10-15cm. Wybujałe porzeczki uformowałam. One kwitną na pędach dwuletnich, dlatego trzeba być ostrożnym przy skracaniu gałęzi. Fuksja nadal kwitnie, ale już niedługo przytnę ją o 1/3 i wyniosę do chłodnego, widnego pomieszczenia. Powiesiłam już karmnik i zlatują się sikory. Kiedy przyjdzie wiosna, wzgardzą nasionami i zaczną wyłapywać owady – takie są moje obserwacje z trzech ostatnich lat. Ptaki  na wsi wcale nie rozleniwiają się podczas dokarmiania! Może w mieście jest inaczej, bowiem dostęp do naturalnego pokarmu jest nieduży.

Klakier śpi w budzie na naszym balkonie, wspaniałe kocisko: mądre i łase na pieszczoty. Do zdewastowanego busa, znajdującego się na pobliskiej posesji, zaniosłam posłanie dla dzikich kotów. Muszę zakleić też niektóre szyby, wybite przez wandali, żeby zwierzęta mogły tam w cieple nocować. Nie zmienię całego świata, mogę jedynie odpowiadać za siebie, a miłość do przyrody zaszczepiać we własnych dzieciach…

***

 

3 thoughts on “W zgodzie z naturą. Święto pszczoły.

  1. Bardzo ni się podoba Pani podejście do przyrody. To ważne, żeby uczyć dzieci miłości do zwierząt i roślin. W obecnych czasach jest coraz mniej dzieci wrażliwych na piękno otaczającej nas przyrody.

  2. Witaj. Pszczoły raczej muszę trzymać z daleka od ogrodu, zresztą nie miałyby w nim spokoju przy mojej zwierzynie. Maliny były u mnie też piękne,a szczególnie białe. Porzeczki mają swoich amatorów…psich. Dla człowieków zostają te na czubkach. Domki robiłam, a jakże… prawdziwe wille, ocieplane styropianem. Wylądowały tydzień temu na działkach. Podobno nawet po dwa koty w nich siedzą. Pozdrowienia od podkarpackiej mieszkanki.

Skomentuj ~Kasia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *