Bez kategorii

W Stolicy

   To była jedna z najpiękniejszych wypraw w moim życiu!!! Do Warszawy udaliśmy się na spotkanie z mediami, które wesprą naszą akcję zbiórki funduszy na leczenie Szymona. Na miejsce dojechaliśmy z czwartku na piątek o północy. Przywitała nas serdecznie Ula – koleżanka z Internetu, która zaoferowała nam nocleg. Okazała się bardzo energiczną, rozmowną kobietą, która bardzo troszczyła się, byśmy byli zadowoleni z przyjazdu. Przed pierwszym piątkowym nagraniem udało nam się spędzić ze sobą jeszcze trochę czasu, a dzięki Uli zszedł ze mnie stres przed wizytą w studio. Po miłym przedpołudniu pojechaliśmy do Interii TV.

   Tam powitała nas Małgosia, która bezinteresownie zaangażowała się pomoc Szymkowi. Wykonała przy tym wiele pracy, zdobyła najcenniejsze fanty na licytację. To Ona poprosiła Karolinę Woźniacką o poparcie zbiórki funduszy dla Szymka. Okazała się być piękną, szczupłą kobietą o bardzo pogodnym usposobieniu. Poznałyśmy się dzięki jej siostrze, która niedawno urodziła wyczekiwaną dziewczynkę. Bardzo kibicowałam tym narodzinom. A teraz obie siostry kibicują nam i wspierają.

   W studio byłam oszołomiona światłami, które otaczały mnie z każdej strony. Dostałam mikroport od Marcina, z którym ostatnio rozmawiałam kilkukrotnie przez Internet. Wręczył mi obiecany pakiet fantów, powiedział, że będą kolejne. A ja myślałam głównie o tym, że ma oczy, które przyjaźnie patrzą na świat cokolwiek mówił. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaką wagę przykładam do ludzkiego spojrzenia. Ono jest zawsze szczere.

   Wywiad przeprowadzała Emilia, której udało się łatwo rozładować moje napięcie. Świadomość tego, że dziennikarzom  też czasami zdarza się zaciąć sprawiła, że zaczęłam rozmawiać swobodnie. Wywiad przebiegł dość gładko. Coś zaplątałam w jednym pytaniu, straciłam wątek. Ale materiał będzie odpowiednio pocięty. Potem pożegnałyśmy się na wizji a ja powiedziałam kilka zdań całkiem od siebie. Okazało się, że będą one puentą całego wystąpienia. Śmialiśmy się, że udzielam najlepszych odpowiedzi wtedy, gdy sądzę, że kamera jest wyłączona. Co robi z człowieka stres… Nie ma co ukrywać, nie jestem stworzona do pracy w mediach a na występ zdecydowałam się tylko po to, by pomóc synowi.

   Najlepsze  jednak miało nastąpić. Marcin pozwolił Michałowi pobawić się kamerą. Kazał nam zasiąść na fotelach i instruował naszego syna, co ma robić. A Michałek co chwilę upominał „Mamo uchechaj się”. Trudno było się nie śmiać patrząc na radość Michała,  który potem dostał z wykonanego przez siebie nagrania płytę. Cieszył się: „mam tezent!”. Powiedziałam mojemu synkowi na wizji, że cieszę się z tego, że jest moim dzieckiem. Wiele czasu zajęło mi dojrzenie do tych słów. Ale jestem z Michała bardzo dumna. Wykonał bardzo ciężką pracę by mieć to, co inne dzieci dostają od łaskawego losu bez żadnego wysiłku. Cudny chłopiec, wszystkim bardzo dziękował. My też. Michał bardzo się cieszył podczas odtwarzania nagrania.

  

  

   W drodze powrotnej minęliśmy Centrum Kopernika. Nie mogliśmy przepuścić takiej okazji, by Michałka czegoś nowego nauczyć. Bawiliśmy się  przy tym wspaniale, wykonując różne eksperymenty. Zrobiliśmy  wielką bańkę mydlaną, miksowaliśmy przy konsoli didżeja, leżałam na łóżku fakira. Michał wszystko oglądał i wszystkiego dotykał. Ale to było dla niego wspaniałe doświadczenie. Wiadomo, że nasz synek potrafi tyle, co zobaczy, gdyż kanał przepływu informacji ucho-mózg nie działa w pełni sprawnie.

      

    

   Miałam ochotę przywłaszczyć sobie to urocze lusterko, idealne dla kobiety po porodzie…He he he. Jedno spojrzenie i pięć kilo mniej.

 

   A potem spontanicznie zorganizowały się moje koleżanki ze świata wirtualnego. Spotkaliśmy się pod kolumną Zygmunta, byłam trochę spóźniona. Ale była radość, gdy wyściskałam najlepszą przyjaciółkę, w końcu mogłyśmy się zobaczyć. Moja Madzia przywitała mnie tak, że naprawdę byłam oszołomiona. W duchu powtarzałam sobie tylko „jestem twarda, nie będę ryczeć,nie będę ryczeć…”.

  

To jej córeczka namalowała Szymkowi Aniołka, mogłam też zobaczyć męża, o którym tyle słyszałam. Dobrali się tak jak my z Jackiem: kobieta uczuciowa, energiczna a partner zrównoważony, konkretny. Widać, że się bardzo kochają…

    Poszliśmy razem na kolację, w chłodzie zasiedliśmy w ogródku przed lokalem. Ale komu było by zimno? Michałek upatrzył sobie jedną z nowych Cioć i nie odstępował jej na krok.

  

   Bardzo zaskoczyła mnie koleżanka, którą najsłabiej znałam z całej tej paczki. Okazała się fantastyczną, bardzo szczerą dziewczyną. Rozmawialiśmy o wrażeniach z pierwszego nagrania oraz o wszystkim, co nam tylko przychodziło do głowy. Było mi gorąco z emocji. Mi – takiemu zmarzluchowi.

  

  

   Wieczorem siedziałam przed telewizorem a Jacka niepokoił mój głośny oddech. A ja po prostu odreagowywałam wszystkie przeżycia, ciężko mi było złapać powietrze. Było cudownie!

   W sobotę brałam udział w programie dotyczącym wcześniaków. Do  Polsatu udaliśmy się godzinę przed czasem. Pani Monika Zalewska zaprosiła nas do Viproom’u, gdzie wisiał wielki telewizor a chłopcy mogli oglądać moje wystąpienie. Parę razy przechodziła się po nim Paulina Sykut, za którą mój Jacuś wodził wzrokiem, ha ha ha. Długie nogi i wysokie szpilki, wcale się mu nie dziwię. Potem rozmowa z Panią Moniką przeniosła się do wielkiego studia, gdzie na pierwszym stanowisku trwał program na żywo. My czekaliśmy na wejście na antenę o 14:45. Pan prof. Januszewicz okazał się być bardzo przyjaznym, skłonnym do żartów człowiekiem. Powiedział „Spokojnie…ogląda nas tylko sto tysięcy osób”. Myślałam, że spadnę z fotela. Powiedział też, że ewidentne zmiany było by widać u Szymka już teraz i że skoro ich nie ma, będziemy w gronie szczęśliwców. Oby.

   Dostałam wiele smsów ze słowami wsparcia. Bardzo mi było miło, że znajomi pamiętają o mnie. Bałam się, że będę się jąkać, tracić wątek. Ale zachowałam zimną krew. Na szczęście powiedziałam wszystko, co zaplanowałam. Udało mi się nawet wtrącić, że znam rodziców zmuszonych względami finansowymi do oddania swoich dzieci do ośrodka całodobowej opieki. 

   Potem zadzwoniłam do kilku osób. Kochana Babcia powiedziała, że była ze mnie bardzo dumna. Ponoć pięknie wyglądałam i składnie wypowiadałam się. A ja miałam bluzkę za 15 złotych, ha ha ha. I ogromną motywację do działania!

   Po programie znów spotkaliśmy się z moimi koleżankami. Michał narysował Ciociom portrety, co nie jest dla niego łatwe, bo większą wprawę ma w malowaniu farbami. Kilka bazgrołów zachwyciło jednak dziewczyny, które zwyczajnie doceniły starania malucha a nie ich efekty. Ha ha ha. Świetne mam koleżanki. Jacka też do siebie szybko przekonały, co mnie samą aż zaskakuje. Z natury mój mężczyzna nie jest ufny.

   

   Wieczorem oglądaliśmy programy muzyczne a ja znów oddychałam z trudem. To jest skutek oboczny tego, że człowiek nie płacze wtedy, kiedy potrzebuje. Obiecałam sobie, że ryczeć nie będę. W końcu ze mnie twardziel, tak? No! Ale byłam pełna emocji, tyle dobrego nas spotkało.

   W niedzielę czekała na nas ostatnia niespodzianka. Udało się namówić na spotkanie Panią Dorotę Zawadzką. Znamy się od dawna, wie o moich porażkach i sukcesach. Z satysfakcją mogłam powiedzieć, że uporaliśmy się z kłopotami emocjonalnymi Michała a ja od dawna czerpię ogromną radość z bycia mamą. Nasz syn wręczył Superniani piękną czerwoną różę…

  

   Teraz mogłam podziękować osobiście za wsparcie. Pani Dorota zrobiła gest, który nas zwyczajnie rozbroił. Ofiarowała na akcję dla Szymona swoją suknię ślubną. To taka fajna, ciepła osoba. Przyszła na spotkanie w swetrze, z rozwichrzoną fryzurą. Tak bardzo się cieszę, że nie pomyliłam się w ocenie Pani Doroty. Dla mnie to spotkanie było ogromnie wzruszające.

  

    Na koniec pobytu rozkleiłam się w końcu. Wyściskałam Ulę, ucałowałam jej córcię. A potem długo w aucie płakałam. Ze szczęścia. „Jacek, dałam radę, jestem z siebie dumna” – szlochałam. „Wiedziałem, że sobie poradzisz” – powiedział z przekonaniem mój narzeczony. „Cieszę się, że Ciebie mam Iga”. Opuściłam moją Kurlandię, by w wielkim świecie zawalczyć o syna. To było dla mnie olbrzymie wyzwanie. Ale dałam radę, wracałam ogromnie wzruszona i szczęśliwa…

***

5 thoughts on “W Stolicy

  1. Cieszę się, że wyjazd się tak fajnie udał 🙂 Nie mogę się doczekać zdjęć, a jeśli posiadasz to poproszę też o linki do wywiadów, których już udzieliłaś, chętnie obejrzę. U nas żniwo zbiera choroba, ale nie jest źle. Ściskam Cię mocno :*www.moiquisourit.blox.pl

  2. Oglądałam również Polsat News 🙂 Śliczna bluzeczka, wcale nie widać, że taka TANIA :)) Oby Szymonek szybciutko wracał do zdrowia. Nie możemy się doczekać zdjęć Szymonka już z Waszego domku 🙂 Silny chłopczyk. Tyle przeszedł… Chyba najgorsze już za nim 😉 Wierzę w to, że będzie w pełni sprawny jak Michałek. Ściskam Was mocno 😉 Pozdrawiam, Iza

  3. Oglądałam również Polsat News 🙂 Śliczna bluzeczka, wcale nie widać, że taka TANIA :)) Oby Szymonek szybciutko wracał do zdrowia. Nie możemy się doczekać zdjęć Szymonka już z Waszego domku 🙂 Silny chłopczyk. Tyle przeszedł… Chyba najgorsze już za nim 😉 Wierzę w to, że będzie w pełni sprawny jak Michałek. Ściskam Was mocno 😉 Pozdrawiam, Iza

  4. Gratulacje Igo! Dałaś radę w wielkim świecie ;-)Ten post emanuje radością:)Jeżeli masz linki do programów, w których wystąpiłaś, zamieść proszę na blogu – chętnie obejrzę.Pozdrawiam serdecznie, Małgosia

  5. dalas rade Iga i tyle…jestes przeciez silna kobieta, co nie raz juz udowodnilas; a w walce o swoje dzieci zrobisz wszystko co w Twojej mocy, a nawet wiecej…jestes poprostu WIELKA!!! pieknie wygladalas, a wywiad super…i ciesze sie, z slow profesora i mam nadzieje, ze Szymus bedzie zupelnie zdrowy, jak jego brat…zobaczysz, bedzie dobrze…jestem z Toba i jestem dumna z Ciebie i z tego co robisz…pozdrawiam

Skomentuj ~Zu-Zanka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *