Z ŻYCIA WZIĘTE

Urodziny Michałka

Dwudziestego czwartego lipca 2007 roku, po czterech dobach ciężkiego krwotoku, rodzi się mój wymarzony syn. Wtedy jeszcze nie wiem, że z infantylnej, rozpieszczonej Ilony przeobrażę się w rozgarniętą, pewną siebie Igę. Gdyby poród odbył się o czasie…gdyby dziecko było zdrowe…nie było by mnie takiej – jaką siebie lubię. Nie było by mojego życiowego doświadczenia i radości życia, która wypełnia mi żyły. Ja po prostu musiałam przetrwać to wszystko, by podążać właściwą ścieżką: z kochającym, szanującym mnie Mężem i dwójką dzieci, które wielbię za to, że są.

Wydałam na świat stworzenie pewne siebie, krnąbrne i pyskate, uczuciowe, dobre, kochające. Z głową pełną zainteresowań, z ciekawością świata i pędem do wiedzy. Ruchliwy, wytrwały fizycznie, niepoukładany Michałek – dziecko z milionem pomysłów na minutę, kreatywne, pogardzające monotonią. Ma wszystkie moje zalety i wszystkie moje wady. I jedyne, czego pragnę, to wychować syna na dobrego człowieka, który będzie szanował innych ludzi.

Pamiętam kiedyś taką sytuację na plaży…Patrzyłam jak nasze dziecko bawi się w wodzie. Jestem matką, jestem ratownikiem: nie spuszczam syna z oka, ale daję mu przestrzeń na samodzielne działanie i decydowanie. Dostrzegłam, że dziecko rozmawia z obcą kobietą…Ta wyszła z Michałem na piasek, więc podeszłam do nich zaniepokojona. Przedstawiła się jako psycholog i oznajmiła, że koniecznie musi się podzielić ze mną swoją refleksją. „Widać, że Pani dziecko jest w domu otoczone miłością. Jak opowiada o rodzicach i braciszku, o zwierzętach…Jaki jest ufny…Widać, że wychowuje się w kochającym domu, że nie zna zła”. Tak: widać! Michał ma dobre wzorce, jego dom rodzinny jest bezpiecznie uwitym gniazdem. Dziękuję Bogu, że urodziłam Michała w tak dramatycznych okolicznościach, co poskutkowało lawiną niespodziewanych zdarzeń, na końcu której było moje satysfakcjonujące małżeństwo z Jackiem i zbudowanie cudownej rodziny. Dziękuję Ci Panie Boże za ten krzyż, który teraz noszę z uśmiechem na ustach i pogodą w sercu.

Zaprosiliśmy gości Michałka na gorącą szarlotkę z lodami do Pałacu w Pawłowicach. Na wspólnym spacerze po ścieżce dydaktycznej, nasze dziecko mogło nacieszyć się najbliższymi kuzynami: Olkiem i Patrykiem oraz Maciejem – synkiem obecnej partnerki jego Ojca. Chłopcy ganiali z patykami, a potem na długo zatrzymali się przy ogrodzeniu, przez które widać było zadbane kury i małego kotka. Oj nie dali kocięciu odpocząć w wydrapanym, chłodnym dołku…Nawet Szymon pomrukiwał, żeby go zawieźć do zwierząt i wpatrywał się w drób jak zahipnotyzowany. Potem udaliśmy się na tył pałacu, gdzie nasze dziecko chciało pobierać po dwadzieścia złotych za wejście na schody, które to nazwało „świetlistą świątynią”. Ojciec wyskoczył z dychy, po czym ukróciłam ten grabieżczy proceder.

Michał został obdarowany ciuchami, grą „Listonosz” i cudownym znaleziskiem mojej bratowej: publikacją „Mapownik”. Wspaniała książeczka – blok rysunkowy, przybliżająca dziecku geografię. Zachęca do wspólnych rozmów z rodzicem, szukania odpowiedzi w atlasach, na globusie i w internecie. Michał zabrał „Mapownik” na urlop. – „Jak nazywa się największa góra świata?”. – „Mołtewerest”. – „Tak, dobrze. A największe góry w Polsce?”. „Taaaa-trrrryyyyyy???”. – „Tatry. Rozejrzyj się wokół”. Do kompletu syn dostał od nas kompas, kurtkę trekkingową, bluzę i plecak turystyczny, a Dziadkowie uzupełnili – zestaw do górskiej wędrówki – o porządne, ogumowane, wysokie nad kostkę buty. I chodziło dziecko po górach ponad 20 kilometrów dziennie.

Taaaak, ten wcześniaczek z 26 tygodnia, urodzony z masą 740 gramów! Ten sam, który w wieku 9 miesięcy miał diagnozę, że nigdy nie wstanie z łóżka. Nasz syn – wypłakałam morze łez, żebyśmy mogli być właśnie w tym punkcie naszego życia. Ale było warto, nauczył mnie być matką.

***

 

 

 

 

 

 

 

28 thoughts on “Urodziny Michałka

  1. „Krzyż” Niestety nie mogę się zgodzić z takim określeniem takich sytuacji,
    no niby dlaczego to Pani, czy Ja mamy dźwigać krzyż?
    Nie mogę się zgodzić z zadowloeniem z posiadania takiego krzyża,
    bo ja bym go chetnie komuś innemu oddała i wolała mieć zdrowe żywe dziecko…
    Ja się zmieniłam,
    niestety nie na lepsze…

    1. Bo to ciężka próba…Ciężka próba sił, wytrwałości, wiary, miłości i mądrości. To od nas zależy, jak ustosunkujemy się do takiego wyzwania. My przyjęliśmy postawę walczącą i wzajemnie się wspieraliśmy z Mężem. Ale rozumiem ludzi, którym brakuje sił, bo to wyzwanie jest olbrzymie, trudne i niewdzięczne. Wiem, że nie każdy jest w stanie ten ciężar udźwignąć. Mówi Pani o „godzeniu się na krzyż”. A czy ktoś nas pyta? Nie. Po prostu rodzi się skrajny wcześniak i trzeba jakoś z tym żyć. Ja uważam, że dzieci mnie wiele nauczyły. Że ich choroba nauczyła mnie być rozsądną matką, która nie wymaga od dzieci cudów i kocha je takimi jakie są. Życzę ogromu mocy, wiem, że jest Pani ciężko. Rozumiem to.

    2. Czy to znaczy, że ci wszyscy, którym dzieci poumierały, powinni podziękować Bogu za taką próbę? Że dał im taki krzyż? Powinni czuć się uprzywilejowani? A dziecko? Też powinno być wdzięczne Bogu?

  2. Jesteście cudowna Rodzina 🙂
    Wspaniale ze jest ten blog 🙂 dziękuję że mogę go czytać- jest inspirujący, wywołuje uśmiech, wzruszenie, refleksje i płynie z niego wiele życiowej mądrości.
    A dla Michałka najpiękniejsze życzenia 🙂

  3. wpałam się rozluźnić i udało się 🙂 Dziękujęi za to, jaka jesteś i za to, że jesteś. Chciałabym mieć trochę tej Twojej pozytywnej energii :), pozdrawiam

  4. DYRDYMAŁY !
    ZAJEŻDŻA KSIĘŻOWSKIM KAZANIEM.
    KOGO TO W OGÓLE OBCHODZI ?
    WSZYSCY MAMY JAKIEŚ PROBLEMY, ZE ZDROWOTNYMI NA CZELE .
    TERAZ POWSTAŁA DZIWNA MODA NA EKSHIBICJONIZM – PUBLICZNE OPOWIADANIE O SPRAWACH OSOBISTYCH, NAWET NAJINTYMNIEJSZYCH.
    DLA WZBUDZENIA LITOŚCI ?
    NIE ROZUMIEM TEGO I NIEAKCEPTUJE .

  5. Od kilku miesięcy czytam Pani blog i jestem pełna podziwu dla Pani upory i wytrwałości miłości dla tych wspaniałych smyków , życzę Michałkowi dużo zdrowia i ciekawości świata sama mam synka Michała więc wiem że chłopcy o tym imieniu są uparciuchami i wytrwale dążą do określonego przez siebie celu 🙂

  6. Bardzo pozytywny i słoneczny wpis! Sama przyjemność czytać!
    Tak dobrze, kiedy człowiek dzieli się swoją radością, jej robi się wtedy więcej!
    Sto lat dla Michałka i zdrówka dla jego rodziców i całego rodzeństwa!

  7. Mam podobne doświadczenia, mój syn urodził się zdrowy, ale później …. zapraszam do poczytania jolla2402.blogspot.com. Cały czas czuję, że choroba mojego dziecka tak naprawdę była dla mnie. Pozdrawiam.

Skomentuj Iga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *