Bez kategorii

Szyyyyymooooon….

Ostatnio spędzałam niemal pół doby z Szymkiem. Dokonałam niezwykłych obserwacji i jestem absolutnie zachwycona naszym dzieckiem. Powiedziałam do Jacka, że ja go nie tylko kocham, ale zwyczajnie lubię…

Budzi się. Pojawia się szparka w jednym oku…I tu są dwie opcje: opcja z mamą (wtedy oko zamyka się), lub ta bez mamy. W drugim przypadku dziecko otwiera drugą powiekę, rozchyla ślepia na kształt pięciozłotówek i najzwyczajniej w świecie zaczyna się pruć. Ha ha ha. Co prawda bezgłośne ze względu na tracheostomię, jednak mimika i ruchy ciała wskazują na wysoko posuniętą irytację.

Bywa, że synek zaczyna się wściekać i wtedy mówię do niego spokojnym głosem…”Szyyyymoooon, Szyyyyymoooon”, a kiedy to nie pomaga, układam dziecko na moich przedramionach przodem do siebie i na twarzy Szymka pojawia się natychmiast zadowolenie. Nawet Pani pielęgniarka była pod wrażeniem: Mama opatentowała sposób na poskromienie małego wymuszacza.

I jeszcze noszenie na rękach. Moje dzieci lubią dokładnie tę samą pozycję do zasypiania. Plecami do mamy, jedna ręka spuszczona i jedna noga zgięta. Chwila noszenia po pokoju i rodzice mają czas dla siebie. Tat, tak: pokoju. Jesteśmy na izolatce. Nie ma już specjalistycznego sprzętu z intensywnej terapii (tzn jest, ale w kącie, wyłączony). Wszystko robię sama i z nieukrywaną satysfakcją mogę powiedzieć, że robię to bardzo dobrze! Podpytuję pielęgniarki jak mi idzie, bo wiem, że zgarnę pochwały. Czerpię więc z tego przywileju garściami, he he. Jacek po pracy dołącza do nas. Jest późny wieczór i razem kąpiemy synka. Tato również Maluszka usypia. Niech to będzie „ich” czas.

Skorzystałam z  rad sympatycznej Pielęgniarki Danusi i wczoraj przestałam robić się z siebie kogoś na kształt Zosi Samosi. Tym bardziej, że Tata garnie się do opieki nad dzieckiem. Zmęczenie i niecierpliwy charakter powodowały u mnie (nazwijmy to) „lekkie” wybuchy gniewu, gdy nieporadny Tata stał nad uchyloną szufladą i nie mógł znaleźć kremu do niemowlęcej pupy. Ja w tym czasie wysiałam w pozycji małpoluda nad zdecydowanie za wysokim łóżeczkiem, a niemowlęca pupa wisiała z kolei w powietrzu czekając…długo czekając…aż kremik się znajdzie. Wtedy mamusia jednym sprytnym (i nieco złośliwym) ruchem ręki odgoniła Tatusia i sama po krem sięgnęła. Ot cała ja. Ale nieee, zmądrzałam. Pani Danusia może być ze mnie zadowolona. Ja z kolei jestem bardzo dumna z Taty, który wczoraj dziecko sam wykąpał i ubrał.

I co z tego, że zaraz po tym Szymon obrzygał świeżo założony opatrunek tracheostomii i całą procedurę trzeba było zaczynać od nowa. Z Tatem jest raźniej. Przynajmniej jest z kim dzielić frustrację, gdy Młynarczątko wywija takie numery. Ha ha ha.

Szymon w końcu (!) przestaje istnieć w kartotece pod nazwiskiem moim (czyli mojego byłego męża), ku nieukrywanej radości Tatusia Jacka. Ta sprawa wyraźnie gniotła Tatę. I o to z pacjenta Intensywnej Terapii Szymona Głodzika nasze dziecko w ciągu 7,5 miesiąca ewoluowało do rozkosznego (choć jeszcze nie pozbawionego wszystkich dolegliwości) Szymka Młynarczyka. Zdecydowanie mamy zamiar trzymać drugiej wersji, żyć długo i szczęśliwie.

A w szpitalnym bufecie spotkałam Pielęgniarkę ze szpitala, w którym uratowano życie Szymkowi po urodzeniu. Ponoć pytała o niego Lekarka, która nasze dziecko dwukrotnie reanimowała oraz Lekarz prowadzący. Strasznie to miłe, ponoć śledzą nasze losy na blogu jak również w gazetach. Zadzwonię do szpitala w sobotę, gdy Szymon będzie spał smacznie w swoim łóżeczku. Co powiem? Nie wiem…To trudne. Wzruszenie ściska mi gardło. Powiem…żeby pracowali tak ciężko jak do tego pory, bo dzięki temu wiele rodziców jest szczęśliwych. Żeby nie poddawali się, bo bywają dzieci, które kurczowo trzymają się życia i nie można ich skreślać choćby w myślach. Obaj moi synowie mieli nie żyć. Oba mieli być ciężko „uszkodzeni”. A Szymon słyszy nawet szept, wodzi wzrokiem za zabawkami, smuci się i cieszy, wymusza zaopatrzenie swoich potrzeb, z których żadna nie może czekać, bo pojawia się „brew Iwana Groźnego”. Jest ślicznym (po Tatusiu na szczęście) małym chłopczykiem, który mając jakieś 5 procent szans na przetrwanie, wygrał walkę o swoje życie.

Wychodzimy w sobotę…

***

13 thoughts on “Szyyyyymooooon….

  1. Igus, czytam…ciesze sie i rycze, jak bobr…rycze ze szczescia i z wzruszenia…jak to wspaniale, ze Szymus wychodzi do domku i bedziecie juz wszyscy razem…pamietam go…tego malego „kurczaczka”…i ta niepewnosc…na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo i nasz dzielny, waleczny bohater wygral!!! oby juz teraz bylo tylko dobrze, tego Wam Igus zycze z calego serca…pozdrawiam

  2. bardzo sliczny ten Wasz Szymonek 🙂 gdyby nie opatrunki to nie daloby rady poznac ile przeszedl, wjest duzy i grubiutki, wyglada naprawde zdrowo. A jakie ma bystre oczy! Oj warto miec uparta matke 🙂

  3. Izuś, śledzę historię Szymusia od samych narodzin… Płaczę z Wami i się śmieję, a teraz siedzę i płaczę z radości, że „szkrabik” już taki duży :))) Życzę Wam spokojnych Świąt Bożego Narodzenia i duuuuużo radości. Cieszę się , że w końcu będziecie razem. Całuski dla obu syneczków :)) Pozdrawiam bardzo cieplutko 🙂
    Gośka G.

  4. Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia pragniemy złożyć Waszej rodzince i wszystkim czytającym tego bloga serdeczne życzenia:
    Świąt wypełnionych radością i miłością,
    niosących spokój i odpoczynek;
    Nowego Roku spełniającego wszelkie marzenia,
    pełnego optymizmu, wiary, szczęścia i powodzenia.
    WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

  5. jesteście naprawdę wspaniałymi rodzicami:) życzę Waszej Czwóreczce wszystkiego dobrego!a Szymonkowi samych słodkich snów w domowym(!) łóżeczku i cudownych pierwszych chwil u siebie.nareszcie:)

Skomentuj ~Pamela Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *