Bez kategorii

Szklarnia

   Mama Jacka przekazała nam całe pudełko domowych pierogów. Były zapakowane w opakowanie po jakiś wypiekach. Może pączkach? Popatrzyłam na pudełko i niczym pomysłowy Dobromir wpadłam na pomysł świetnej zabawy…

 

   Szklarnia!!!

   Po wczorajszym spacerze zahaczyliśmy o sklep z żywnością Eko. Oczywiście sklepy ogrodnicze pełne są asortymentu, ale pochodzące z nich nasiona są specjalnie zaprawiane nawozami ułatwiającymi wzrost roślin. Celem jest zebranie dorosłej rośliny lub jej owoców. Tymczasem kiełki nie zdążą wykorzystać nawozu w pełni i wbudować go w tkanki. Ten nawóz wraz z kiełkami zjemy. O zdrowotności kiełków możemy tylko pomarzyć.

   Nasiona nie są drogie. Pękata paczka to 2-2,5 złotego. Oczywiście są i droższe nasiona rzadszych roślin, nie wiem jednak jak smakują. Wolę sprawdzone odmiany: soję, rzodkiew, słonecznik.

  

   Michał cały ranek wysiadywał na szafie w oczekiwaniu na wspólne zajęcia. Wcale nie miałam ich w planie, ale dziecko czekało aż posprzątam w kuchni. Nie było rady. Robimy tę szklarnię teraz…

    Przeczytałam na opakowaniu nasion, że powinny być wysiane w zaciemnionym miejscu. Trzeba było szklarnię jakoś przysłonić. Wzięłam samoprzylepny papier kolorowy i Michał wycinał nożyczkami rozmaite kawałki, którymi potem zakleił pudełko od góry.

  

   Zrobiliśmy w opakowaniu 3 dziurki. W szklarni było jednak za jasno i okleiłam boki pudełka brązową taśmą.

 

   Następnie Michałek rozdzielał kawałki ligniny i układał ją całkiem równo w naszej szklarni. Poprzednim razem do robienia kiełków wykorzystaliśmy watę i ciężko ją było usunąć z korzonków roślin.

 

    Ligninę należało podlać obficie wodą i paluszkami wyrównać, żeby podłoże było gładkie.

 

   Przyszedł wyczekiwany moment – wysiew nasion. Słonecznik był już bez łupin, co mnie zdziwiło. Ziarenka muszą mieć między sobą wolne przestrzenie. Palcami rozkładaliśmy je z miejsc bardziej zagęszczonych ku brzegom pudełka.

  

   Nasza szklarnia już gotowa wylądowała w mało słonecznym kącie kuchni.

 

***

   Kuchnia mojej Teściowej i moja różnią się diametralnie. To nie tylko efekt różnic między regionami z których pochodzimy, lecz przede wszystkim diety tłuszczowej, której Mama jest najwierniejszą fanką. Na polu kulinarnym z pewnością do porozumienia nie dojdziemy 😛 Nie umiałabym jeść ciągle boczku i słoniny rezygnując z jarzyn i owoców. Do tego sól jest zakazana a nam bez niej potrawy nie smakują. Pierogi miały nadzienie ziemniaczano-serowe, bez żadnych przypraw, smażonej na maśle cebulki. Dla mnie było to smaczne, lecz niekompletne danie. Musiałam pomyśleć…

   Zamiast odgrzewać pierogi w gorącej wodzie, co jeszcze odebrało by im resztki smaku, zdecydowałam się wrzucić je na głęboki tłuszcz. Smażone pierożki na patelni rumienią się nadmiernie w swoich najbardziej wystających miejscach, w pozostałych są blade. Pierogi usmażone przez mnie były całe rumiane, złociste. A ich skórka cudownie chrupiąca lecz nie sucha.

   Żeby zaostrzyć smak dania posypałam je rzeżuchą i oprószyłam solą. Roślinki to efekt pracy mojego syna sprzed kilku dni. Farsz razem z ostrą zieleniną nabrał wyrazu. Tak jeszcze nigdy pierogów nie jadłam. Ale smakowało pysznie! Lepsze by były jednak kiełki rzodkiewki, gdyż nie wszystkim może odpowiadać specyficzny zapach rzeżuchy. Ja go jednak lubię od dziecka.

  

   Do moich pierożków dałam też śmietankę. Istna katorga dla wątroby, ale ja uwielbiam pierogi ze śmietaną. Gościom bym tak nie podała: smażona skórka i jeszcze ta śmietana… Ale ja ją wielbię i mogę jeść nawet bez niczego, hormony ciążowe tylko potęgują zachcianki. Przyjmijmy jednak, że pierożki powinny być podane wyłącznie z kiełkami i to rzodkiewki 🙂 Tak jest bardziej prawdopodobne, że potrawa zachwyci swoim smakiem i sposobem podania. Smacznego!

***

2 thoughts on “Szklarnia

  1. Rewelacyjny pomysł z tą szklanią.Dzięki Tobie synek będzie mógł prowadzić obserwacje przyrodnicze. Jesteś cudowną i madrą mamą. Pozdrawiam .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *