Uważam się za wielką szczęściarę!
Owszem…rozwiodłam się, ale za to znalazłam rodzinnego, uczuciowego mężczyznę o jakim marzyłam – Jacka. Taaaak…mam niepełnosprawne dzieci. Ale one żyją i całkiem dobrze się czują, robią postępy. Ileż naszych znajomych odwiedza swoje dzieci na cmentarzu… Cztery lata czekaliśmy na klucze do mieszkania, ale za to mamy dużo większy dom z ogrodem. Wychowałam się z dala od matki, za to posiadłam całą wiedzę mojej Babci i nauczyłam się myśleć kreatywnie. Nie mogę podjąć pracy zawodowej, za to miałam czas by szyć, dziergać i robić coś z niczego. Mogłabym długo jeszcze opowiadać o swoim szczęściu, bo dostrzegam je wszędzie wokół, w każdym drobiazgu niesionym przez los.
Jak się okazuje, posiadam cenną umiejętność doszukiwania się fartu w swoich życiowych niepowodzeniach. Nie sądziłam jednak, że ktoś to zagadnienie wyjaśnia naukowo…Warte obejrzenia, daje do myślenia:
http://www.rozwojowiec.pl/2781/szczesciarze-vs-pechowcy/
***
Jak się ciesze ze tak postrzegasz świat 🙂 Jak mowie ze mój rak mimo wszystko dał mi dużo szczęścia to patrzą na mnie dziwnie. A mogłam umrzeć albo co gorsza nie zauważyć że życie mi między palcami ucieka a dzięki niemu – łeb do słońca 🙂
I tak trzymaj!
I to jak pięknie szyjesz!:)