Z ŻYCIA WZIĘTE, ZWIEDZAMY

Sylwester. Pałac w Pawłowicach

Jacek dostał bony z pracy, mogliśmy sprawić sobie jakąś przyjemność na koniec roku. Postanowiłam zakupić sukienkę sylwestrową. Obeszłam z Mężem wszystkie wyprzedaże i…nic mi się nie podobało. Nie lubię ognistej czerwieni, cekiny gryzą, na koronki mam za dużo sadła po zimie…I tak dalej i tak dalej. Kiedy wyświetliła mi się internetowa strona wiejskiego sklepu z używaną odzieżą, oferująca towar na wyprzedaży minus trzydzieści procent, coś mnie tknęło. Poszłam.

Znalazłam takie cudo, że aż nie mogłam uwierzyć we własne szczęście! Wydałam całe czternaście złotych na zwiewną, przepięknie odszytą suknię, ozdabianą delikatnymi falbankami od biustu po jedno kolano. Była skrojona idealnie pod moje wymiary, jakby czekała na mnie, by sprawić mi radość przed Nowym Rokiem. Moja wymarzona suknia Kopciucha.

Starczyło na buty. Delikatne pantofelki Deichmanna z miniaturowymi cyrkoniami i na zgrabnym obcasie. Były wygodne niczym kapcie, nawet nie brałam ze sobą na bal innych szpilek na zmianę. Włosy miałam uczesać na grubej szczotce, ale z pomocą przyszła Kasia (ta sama, która organizowała Szlachetną Paczkę dla Witka). Byłam pewna, że z zawodu jest fryzjerką, ostatecznie czesał mnie…technolog żywności. Okazało się to przy entym loku zakręconym na rozgrzanej prostownicy. Ha ha ha. Super mieć Przyjaciół, którzy bezinteresownie poświęcą Ci w Sylwestra trzy godziny swojego życia. Kasia sprawiła, że mój dzień stał się lepszy, odwdzięczyłam się domowym ajerkoniakiem. Poprawiłam przepis mojego Dziadka i likierem wszyscy się zachwycają. Jest gęsty i nie za mocny.

Modliłam się, żeby Szymon nie dostał kataru. Oczywiście Mały zaczął się glucić w święta. Uratowała mnie jakaś obca dziewczyna z facebook’a, która pożyczyła mi Nebbud. Udało się powstrzymać – zalewającą płuca – wydzielinę. Do Pałacu w Pawłowicach pojechaliśmy naszą zaczarowaną dynią, tyle że magia była jakaś słaba i mimo wybujałej wyobraźni, nadal pod domem widziałam dziewiętnastoletnie Tico z wgniecionymi – przez jakiegoś idiotę – drzwiami. Miałam jednak pewność, że nikt nam grata w nocy nie ukradnie Spokój jest dla mnie bezcenną wartością.

Restauracja Dąbrowa jest częścią pałacu, należącego do Uniwersytetu Przyrodniczego. Bal Sylwestrowy odbył się na wielkiej sali, którą pamiętam zarówno z wesela, jak i wykładów. „Nie jest Ci dziwnie bawić się ze mną  tutaj, gdzie kiedyś byłaś z Łukaszem?” – spytał niespodziewanie Mąż. „Nie, nie jest. Trwało to wieki, ale zbudowałam taką rodzinę, o jakiej marzyłam. Dlaczego mam się czuć źle? Jestem szczęśliwa, naprawiłam błędy”.

Początkowo zabawa miała się odbyć w piwnicy, w samej restauracji i z zaskoczeniem przyjęliśmy fakt, że impreza została przeniesiona do sali balowej. Zasiedliśmy przy masywnym stole wraz z czterema innymi parami. Po wejściu do wysokiego gmachu gorąco uściskałam Panią Ewę i Paulinę, które od nastu lat kojarzą mi się z tym miejscem, wielką serdecznością i doskonałym gustem. Przy okazji zostałam skomplementowana za włosy i z olbrzymią radością mogłam oznajmić, że uczesała mnie Przyjaciółka. Końcówka roku 2016 ogromnie mnie podbudowała. Pokazała, jak wiele życzliwych osób zgromadziło się wokół naszej rodziny. Dostaliśmy duże wsparcie, mocno się psychicznie wzmocniliśmy. Kurlandia nie jest od tego, by dawać gotową receptę na szczęście. Każdy z nas ma inne marzenia i zupełnie czegoś innego pragnie.  Bloga piszę z jednym, nadrzędnym i uniwersalnym przesłaniem: wstań z fotela i walcz! Cokolwiek postanowisz, nigdy się nie poddawaj, bo to Twoje życie i Twoje szczęście!

Na początek zaserwowano nam pyszną polędwicę w sosie czereśniowym z kluseczkami śląskimi, a potem donoszono kolejne półmiski z przepięknie ustrojonymi: swojskimi wędlinami i pasztetem, galaretkami mięsnymi, serami, sałatkami, tatarami z wołowiny i z łososia, faszerowanymi jajkami, śledziami. Dania były przybrane soczystymi owocami, rakami – przypominały dzieło sztuki! Potem piliśmy barszcz i podziwialiśmy chrupiące, pieczone pierogi, których nie mieliśmy już siły spróbować. Na bocznej sali był bufet z ciastem i zimnymi napojami. Odkryłam eklerki i modliłam się, żeby mocno dopasowana suknie nie strzeliła na szwie. Ha ha ha. Poznaliśmy właściciela wrocławskiego baru sportowego, który był oszołomiony doskonałą organizacją pawłowickiego balu, biorąc pod uwagę niski koszt biletów wstępu. Kocham to miejsce!

Wieczór umilały nam pokazy iluzjonisty. Nie mieliśmy pojęcia jak magik wykonał niektóre numery i bawiliśmy się jak dzieci. Butelka czerwonego wina szybko zaświeciła dnem i humor nam się wyostrzył. Zapomniałam nawet, że nie potrafię tańczyć. Mąż – z uporem maniaka – uczył mnie obrotów. Po którymś tam kieliszku to podrygiwanie w parze nawet zaczęło nam wychodzić. Ha ha ha. Stare i nowe polskie piosenki, disco italiano, disco polo, światowy pop – każdy znalazł w repertuarze coś dla siebie. Za mało było jednak tańców wolnych, nastrojowych. To byłby dobry muzyczny akcent dla wielu osób w podeszłym wieku, zgromadzonych na sali, a i ja chętnie poprzytulałabym się w tańcu do Małżonka.

O północy wznieśliśmy szampanem toast. „Życzymy Wam tego, czego sami sobie życzycie!” I dodam jeszcze: nigdy się nie poddawaj, musisz znaleźć siłę, by podnieść się z kolan i walczyć o swoje szczęście.

Zostaliśmy zachęceni przez poznanych uczestników zabawy do wyjścia na dziedziniec, by obejrzeć sztuczne ognie. Takie kolorowe rozbłyski nad pałacem to był niezapomniany widok. Piękne są te barwne eksplozje, ale groźne. Jedna z petard wystrzeliła w bok, przypalając kurtkę rosłego mężczyzny i lekko raniąc jakąś kobietę w nogę. Nie lubię amatorskich fajerwerków, schowaliśmy się z Mężem za filarem – tak na wszelki wypadek.

Jacek stwierdził, że jestem Króliczkiem Duracelem, bo on o godzinie trzeciej ledwo się bujał i ziewał, a ja mogłabym jeszcze z godzinę czy nawet dwie poszaleć. Auto zostawiliśmy pod pałacem, do domu wróciliśmy taksówką. I tak zamówiliśmy ją pół godziny później, niż pierwotnie planowaliśmy. Żal było opuszczać taką fajną imprezę, ale zmęczenie zaczęło Mężowi mocno doskwierać, a przecież nie o to chodzi, by się zamęczyć już na wstępie Nowego Roku. Byliśmy bardzo wdzięczni mojej Mamie, że zajęła się dziećmi. To był wspaniały prezent: kilka godzin wolności.

Nie mam jakiś szczególnych postanowień, poza wypracowaniem mięśni brzucha. Po prostu nic więcej bym nie zmieniła…

***

1 thought on “Sylwester. Pałac w Pawłowicach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *