Z ŻYCIA WZIĘTE

Rzutnik

Gdy byłam dzieckiem, w telewizji leciały dwa kanały. Bardzo wyczekiwana Wieczorynka o godzinie dziewiętnastej, przenosiła mnie do bajkowego świata Smerfów, Gumisiów, Drużyny RR…i pozwalała rozwijać wyobraźnię. To był krótki, intensywny bodziec, który następnie dawał dziecku jasny sygnał do kąpieli i spania.

Niedziela była niezwykle uroczysta. O stałej porze odwiedzałyśmy z Babcią dom Cioci Dany i wspólnie oglądaliśmy – na kolorowym kineskopie – brazylijską telenowelę „Niewolnica Izaura”. To był niezwykły, rodzinny czas. Obiady jedzone w licznym gronie doceniłam dopiero jako dorosła osoba. Dlaczego? Bo ta tradycja zanikła, a ludzie zaczęli się mijać…I mnie to boli, jest cierniem w moim sercu. Jak zjeść razem posiłek, jeśli w korporacjach pracuje się po 10, często i 12 godzin dziennie?

Pamiętam – z czasów, gdy byłam mała – projekcje z rzutnika, którym jednak nie towarzyszyli dorośli. To my, najmłodsze pokolenie, rozkładaliśmy szkaradną maszynę na czynniki pierwsze: zachwycając się wypukłą i wklęsłą soczewką w środku. A potem składaliśmy wszystko sprytnie w całość i przewijaliśmy pokrętłem kolorowe klisze z bajkami. Każda z nich miała pudełeczko o podstawie kwadratu i półprzezroczyste wieczko z karteczką, na której wydrukowany był tytuł i cena. Zabawa zachęcała do czytania, majsterkowania. Nie raz z czarnych klisz wydrapywało się gwoździem bazgroły i wyświetlało je na ścianie. Rzutnik wspominam z wielkim sentymentem.

Teraz, dla chwili wytchnienia, sadzamy dzieci przed telewizorem czy tabletem, nie kontrolując często ani emitowanych treści, ani czasu ich trwania. Nie ma w tym magii, nie ma też jakiegokolwiek bodźca do kreatywnego myślenia. Postanowiłam, jak to ja, przeciwstawić się bieżącym nurtom i wrócić do tego, co było cenne i rozwijające myślenie. Do czegoś, co pozwoli nam pobyć razem i budować sentymentalne wspomnienia – kupiłam rzutnik.

Pudełko pachnie starością, choć samo urządzenie nigdy nie było wykorzystane. Nie nosi nawet najdrobniejszych śladów użytkowania. PRL-0wski projektor został wyparty ze sklepów przez rozwijającą się prężnie telewizją, bo ludzie zachwycili się serwowanymi, gotowymi treściami. Klisze natomiast dawały szeroką możliwość snucia opowieści i to my – odbiorcy – decydowaliśmy o tym, w jakim tempie rozwinie się dana historia. Tyle, że to wymagało czasu i zaangażowania, którymi obecnie coraz mniej chętnie chcemy się dzielić z bliskimi.

Posadziłam wczoraj Jacka z Szymonem na jednym krześle, a Michałka na drugim. W domu panował mrok i tylko jasna projekcja z rzutnika przykuła naszą uwagę. Starszy syn westchnął zachwycony…”Jak w kinie”. Miałam wczoraj chandrę, bo przyszedł w ten moment, w którym wyładowałam swoje emocje i rozsypałam się psychicznie na cząstki. Taki powrót do czasów dzieciństwa rozczulił mnie i wyciszył, a synowie byli przeszczęśliwi. Postawiłam się w roli narratora tego seansu, czasami tylko sprawdzałam czujność Michała, zadając pytania dotyczące bajki. Poznaliśmy losy małpek Moko i Koko oraz rudej wiewiórki z lasu. Klisze pożyczyłam, kilka dostałam od koleżanek. Cały czas jeszcze kompletuję zestaw, który szybko nie znudzi się chłopcom. Rzutnik wyprze telewizor, taki mam plan. Przynajmniej będę miała poczucie, że zrobiłam wszystko, by posadzić całą rodzinę przy jednym stole…

***

6 thoughts on “Rzutnik

    1. Mój kosztował 200zł, ale absolutnie nie żałuję wydanych pieniędzy. Wolę taki prezent dla całej rodziny, niż dziesiątą paczkę lego dla Michała. A potem sru do klocek do odkurzacza… 😀
      U nas to przecież terapia światłem i koloroterapia, więc mam nową stymulację siatkówek chłopców.

  1. O raju 🙂 Mój tato rozwieszał prześcieradło, włączał projektor a ja z bratem przynosiliśmy magiczne pudełko z kliszami. Tato zawsze był narratorem, pomimo tego że znaliśmy wszystkie bajki na pamięć, zawsze oglądaliśmy je z otwartymi paszczami. Super pomysł 🙂 pozdrawiam :-)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *