Bez kategorii

Przyszedł zając za zającem…

Przed samymi świętami odwiedził nas Boguś – jeden z przyszywanych Wujków Szymona. Prywatnie bardzo serdeczny człowiek, który jako z jeden z pierwszych, zaadoptował do swojego serca naszego maluszka. Gość zapowiedział się z pakietem jajek ze swojej fermy ekologicznej, która usytuowana jest w jednym z najpiękniejszych i najczystszych rejonów Dolnego Śląska. Szczęśliwe kury chodzą po wybiegu wybierając wszelkie ziarenka i żyjątka, dzięki czemu znoszone przez ptaki jaja są przepyszne.

Ale Boguś, poza pakietem smacznych jajek przytargał dwa wory pampersów i zabawki dla Szymona. Ręce mi opadły…Chciałam jakoś miło się zrewanżować…Miałam jednak w garnku tylko domowy rosół, za który Gość podziękował („Drewno do lasu ciągnęłam”…- pomyślała blondynka). Ręcznie malowane pisanki wcześniej rozdałam. Zero wypieków do kawy, a ta z kolei tylko siedemdziesiąt procent zbożowa. No czystki! A potem mnie olśniło, że ten spełniony w biznesie człowiek na pewno nie ma: ręcznie robionej palmy, która wygrała konkurs gminny. Obiecałam sobie, że ją komuś życzliwemu ofiaruję (mnie czeka przeprowadzka i by się zniszczyła) i postanowiłam Bogusia obdarować.

Czułam wielką radość, że pierwszy raz zrobiłam coś miłego dla niego! Nigdy nie dał się zaprosić do restauracji choćby na filiżankę kawy za to, co robi dla naszego dziecka. Zawsze twierdzi, że pomaga, bo „trzeba się z innymi dzielić” i mówi to z rozbrajającym uśmiechem. Taki naprawdę skromny człowiek, za co z Jackiem darzymy go szacunkiem. A ja włożyłam w moją palmę ogrom pracy, a przede wszystkim serca. Boguś o tym wiedział i z mieszanymi uczuciami przyjął mój prezent. (W sumie, to mu go wcisnęłam na siłę, ha ha ha). A ja wiem, że dobrze wybrałam nowego właściciela dla mojej zwycięskiej wiązanki. Radość z tego, że mogłam sprawić radość życzliwemu człowiekowi…bezcenna.

Boguś postawił podarunek na honorowym miejscu.

A dziś przyszła nasza Ola i przyniosła mi…domowy pasztet. No kochana jest! Ja nie zdobyłam rodzinnego przepisu i zrezygnowałam z pieczenia. Ola za to upiekła o jedną blaszkę pasztetu więcej dla nas. Nie spodziewałam się. Chłopcy dostali ciuszki, jakieś słodycze (to się starszy brat ucieszył, że zgarnął całą pulę). Ja dla dzieci Oli uplotłam wcześniej trzy palmy z makami, w które wkomponowałam pięknego motyla.  Jak kogoś lubię, to sprawia mi przyjemność sklecenie jakiegoś cudeńka, choćby zajęło mi to kilka wieczorów. Zrobiło mi się tak miło, że i ja dostałam coś, w co trzeba było włożyć sporo pracy i serca. Poczułam się wyjątkowo: Ktoś o mnie pomyślał i włożył sporo pracy, żeby sprawić mi radość.

Na razie goście się wymieniają jak w kalejdoskopie, a moja Mama pichci w kuchni. Dziś poszła z Michałem na spacer i szybko wróciła do domu. Bałam się, że coś się stało, a Mama wykupiła pobliski sklep z papierowych chusteczek (dla mnie do zdobień) i przybiegła mi je pokazać, bym się cieszyła. Wzruszyła mnie, nawet potem buziaka bez powodu ode mnie dostała. Naprawdę jest fajnie, taką Mamę zawsze chciałam.

Dobrze czujemy się w naszej Kurlandii…Z naszymi zasadami, sposobem na życie i szczęście. Z ludźmi, którzy nas lubią takimi, jacy jesteśmy. A Jacek ze wzruszeniem powiedział mi ze dwa dni temu, że lubi nasze życie i wspólnie ustalone reguły i nie chce żadnych zmian…Miła deklaracja szczególnie, że zbliża się nas ślub…

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *