Bez kategorii

Przechodze na emeryturę…

   Dziś mieliśmy długo oczekiwaną wizytę u Pani psycholog. Rozmowie przysłuchiwali się różni specjaliści w tym logopeda. I dostaliśmy kolejne zadanie, a mianowicie: nic nie robić :))) No, może nie do końca…Robić, ale to co nas będzie bawić do łez, niekoniecznie będzie naładowane wiedzą. Syn już nie wymaga ćwiczeń w domu. To co robi w przedszkolu i z logopedą w zupełności wystarczy. Już nie mamy za czym gonić…

   I teraz siedzę sobie i myślę, że coś się skończyło, tak nagle. Przynajmniej dla mnie. Jeszcze wczoraj szykowałam kolejne zabawy dydaktyczne na dziś. A już nic nie muszę, już nie ma presji nadrabiania zaległości. Dlaczego zatem tak dziwnie się czuję?…Sama siebie nie rozumiem. Trzeba czasu, żebym okrzepła…

   Przywykliśmy do naszego rytmu dnia, do pracy. Michał doskonale wchodzi w sytuację zadaniową nawet z obcą osobą. Nie jest już uzależniony ode mnie. Nauczyłam go wykonywać ćwiczenia a on dojrzał do tego, że może je robić z kimkolwiek. Mój syn dojrzał a ja muszę się z tym pogodzić, he he he. Trudne…

   Nasze zadanie polega na rozszerzeniu zabaw relaksujących. Brodzenie w kałużach i berek to teraz doskonały sposób spędzania czasu, takich zabaw mamy sobie dawkować więcej, ale spontanicznie. Jeśli zaczynamy układać jakąś grę dydaktyczną to wcale nie muszę podnosić się z fotela do stolika. Już nic nie muszę, tylko przywyknąć. Teraz syn będzie mnie wprowadzał w swój świat wyobraźni. Ciekawa jestem jak to będzie, gdy odwrócą się role.

   Naszej Pani psycholog zależy, żebyśmy skupili się na nowej sytuacji związanej z narodzinami dziecka. Ale skupili się na zasadzie beztroskiej radości. Warto spontanicznie zachęcać Michała do bliskości z Szymonkiem. Na przykład pozwolić starszemu synowi umyć stópki noworodkowi. Moje obecne nauki mają na celu przygotowanie Michała do nowej sytuacji, żeby syn nadmiernie się nie pobudzał przy napływie nowych bodźców. Panie psycholog nie wiedzą jak bywałam pogryziona, podrapana i opluta, gdy dziecko mi się pobudziło do skraju możliwości. Nie widziały jego męki, gdy nie potrafił opanować swojego ciała i umysłu. Nie dopuszczam do takich sytuacji przygotowując Michała do nowych wrażeń. Zdaniem Pań obserwujących moje dziecko warto jednak dać się ponieść spontanicznie sytuacji, nie planować aż tak skrupulatnie. Gdzieś trzeba to wszystko wypośrodkować. Na szczęście Michał bardzo lubi zabawę lalką, więc właściwie dylematu nie mam. Dostał nawet lalę gadającą, więc radość była wielka. Szukam sposobów na to, by Michał był  blisko mnie, gdy będę musiała skupić się na Maleństwie. Nie chcę, żeby syn czuł się odtrącony. To główna obawa o moje dziecko. Z selekcjonowaniem wrażeń Michał radzi sobie coraz lepiej. Z wiekiem zmieniają się gabaryty problemów i ich wzajemne do siebie proporcje.

   Dzisiejszy dzień jest pierwszym w naszym nowym życiu. Przechodzę na emeryturę :))) Wiedziałam, że kiedyś przyjdzie ten moment, tylko tak strasznie dziwnie się czuję. Trudno to opisać. Zebrałam gratulacje za wykonaną pracę, świetną robotę – różnie to nazywano. Wiem, że dokonałam wiele, teraz już mogę być zwyczajnie mamą…

***

  

   

  

3 thoughts on “Przechodze na emeryturę…

  1. Iga jestem pełna podziwu dla Twojej kreatywności i wewnętrznego spokoju. Aż żałuję, że mieszkacie tak daleko i że nie możemy się wybrać na spacer z naszymi synami. Niemniej jednak od dwóch dni jestem i będę stałą czytelniczką. Uściskam Cię i chylę czoło przed tym co zrobiłaś dla swojego dziecka. Jesteś wielka 🙂

  2. od jakiegoś czasu systematycznie czytam Twój blog… pierwszy, który mnie tak zafascynował.,, pierwszy tak inteligentny a zarazem bardzo życiowy… ale dopiero dziś piszę… dopiero dziś, bo to Wasz (a szczególnie Twój) wielki dzień – dzień sukcesu i uwieńczenia tak oddanej i konsekwentnej pracy!Myślę sobie tak, Twój Synek ma wielkie szczęście mając taką Mamę… i nie umniejszając innym mamom (sama mam dwie córeczki) myślę, że jest chyba najszczęśliwszym dzieckiem na świecie – DOSŁOWNIE! Strach się bać, co niejedna osoba, zrobiłaby w tak trudnej sytuacji… i co stałoby się z bezbronnym Maleństwem…PODZIWIAM i czerpię wiedzę (również kulinarną) z Twojego bloga!!! A Tobie życzę przede wszystkim szczęśliwego rozwiązania w terminie, bo szczęście, z tego co czytam, już masz :-))))

    1. Dziękuję za ciepłe słowa. Przed nami dużo pracy, ale na zupełnie innej płaszczyźnie. Teraz mamy po prostu cieszyć się sobą co nie jest łatwe, gdy przez tyle lat była również między nami relacja typu „terapeuta-pacjent”. Patrząc jednak na moje dziecko nie mam wielkich obaw o głębokość naszej więzi. Syn często mówi mi, że kocha mnie „nad zicie” i się do mnie przytula. Prosi, żeby go głaskać po głowie, ja nie odmawiam. Pyta się mnie jak się czuję, co jest rozkoszne. Potrzeba nam jednak więcej swobody. Teraz mamy być po prostu Mamą i Synem. Trudno przywyknąć, gdy już człowiek niczego sam od siebie nie wymaga :))) A wymagał tak wiele przez kilka długich lat. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *