Bez kategorii

Prezent z dedykacją…

   Przerysowałam…przerysowałam auto mojego Jacka, o które tak pedantycznie dba…Z mojej winy, szkoda na 600zł. Oczywiście nie odbyło się bez wybuchu rozpaczy, że za dużo złego mnie w życiu spotyka, że jestem do niczego i zawiodłam. W porywach histerii wykrzyczałam też, że nie chcę ani Narzeczonego, ani dzieci, ani auta, tylko chcę mieć święty spokój i trzasnęłam słuchawką. Po czym kochany Jacek ze spokojem wysłał mi wiadomość o takiej treści…”Za bardzo się przejmujesz. Dla mnie jesteś najcenniejszą kobietą jaką znam i wiem, że cudowniejszych nie ma. Chcę się z Tobą zestarzeć Iga!”. Jakby na mnie nawrzeszczał to mogłabym zrzucić część winy za swoje „nieszczęście” na niego, a tak dźwigałam swoją porażkę sama. Zawaliłam i źle się z tym czułam, ale zdobyłam cenną informację na temat mojego związku. Ja wiem, że Jacek przeżywa każdą rysę na sprzęcie (czy to auto, czy też telefon, bardzo o wszystko dba), ale nie zrobi nic, by mnie urazić. Jestem otoczona miłością i troską, dlatego mimo wszelkich trudności i tak jestem w stanie o sobie powiedzieć, że mam wielkie szczęście w życiu.

   Powieki miałam napuchnięte od płaczu. A kiedy stres minął, odreagowałam poczuciem ogromnej senności. W perspektywie jednak było spotkanie z koleżanką z internetu i wykrzesałam z resztki sił, by pojechać do centrum. Wybrałam autobus, tak na wszelki wypadek. Ha ha ha. Po drodze poszliśmy jednak z Michałkiem na pocztę.

   Tam czekała spora przesyłka a ja zamawiałam tylko grzechotkę do rehabilitacji oczu dla Szymka. Rozpakowałam tajemniczą paczkę na przystanku, czekając na łaskawe pojawienie się autobusu. Z naszej części miasta ciężko się wydostać. Wsadziłam dłoń w wydrapany otwór koperty, by rozerwać szczelne opakowanie. Miękkie. Hmmm…?

   Moim oczom ukazał się chłonny ręcznik frotte w kolorze błękitu niemowlęcego, elegancko odszyty. Na dole znajdował się cudny, granatowy lampas z motywem niedźwiadków a nad nimi wyhaftowane soczystą czerwienią imię Michałek.

   Z drugiej eleganckiej torebki wystawał biały kocyk. Dotknęłam…puszysty i delikatny. Widniał na nim napis „Szumuś. 5.05.2012r. Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi, bo nie jesteś sam…”  Nawet teraz, gdy to czytam, łzy napływają mi do oczu. A wtedy na przystanku…zrobiło mi się tak bardzo miło. Mimo wszelkich nieszczęść zawsze się znajdzie powód do radości. A nas otaczają wyjątkowi ludzie i to jest dla mnie niezwykle budujące.

  

   Apel w sprawie syna spotkał się z odzewem. Naprawdę nie spodziewałam się, ilu ludzi śledzi nasze losy i deklaruje chęć pomocy w rehabilitacji Szymona, wpierając nas choćby najdrobniejszą kwotą. Dostaliśmy również wsparcie od Salonu Haftu, który przeznaczył na aukcję charytatywną podobne dwa przedmioty (kocyk oraz ręcznik) z dedykacją wskazaną przez zwycięzcę licytacji. Aukcje charytatywne odbędą się we wrześniu, gdy zakończy się sezon urlopów. Nie sądziłam, że i Michałek dostanie niespodziankę, za co bardzo dziękuję. Syn się ucieszył i pytał „Maaaaamo, gdzie jest mój zezebki (niebieski) recznik?”. Pewnie zabierzemy go w przyszłym tygodniu „ba (na) basen”…

   Pani Magdaleno, serdeczne podziękowania dla Pani. Ogrom Pani życzliwości niech zaproponuje pomyślnym rozwiązaniem Pani osobistych spraw. Trzymam mocno kciuki, bo wiem, że ma Pani wielkie serce i jest niezwykle ciepłą osobą. Inaczej jednak definiujemy pojęcie „drobiazgu”, ha ha ha. Dziękuję w imieniu Chłopców i naszym.

   Na spotkanie z koleżanką udałam się więc z dwiema torebkami w ręce. Po drodze kupiliśmy tylko mały, niebieski wiatraczek, żeby Michał obdarował swojego nowego kolegę. Szymon – co za zbieg okoliczności – okazał się bardzo zrównoważonym i mądrym małym chłopczykiem. Do tego ma cudną buźkę i oczy jak guziczki. Miałam w dzieciństwie misia z takimi właśnie ciemnymi ślepiami, był uroczy.

   Michał wyciągnął z plecaka wiatraczek. Z żalem w oczach się z nim rozstał, ale kolegę obdarował. Potem podzielił się z Szymkiem jednym balonem, wyciągnął też banana i spytał uczestników spotkania, czy chcą się poczęstować. No naprawdę duma mnie rozpierała. Kilka dni temu dziewczynka w przedszkolu rozdawała lizaki z okazji swoich urodzin a Michałek spytał, czy może wziąć jednego dla swojej mamy. Stałam wtedy w drzwiach i naprawdę odjęło mi mowę. Mój syn jest wspaniały! Byłam też pod wrażeniem osoby małego Szymonka, kochany chłopiec.

   Jego Mama okazała się być pokrewną mi duszą. Nie było momentów niezręcznej ciszy. A ja się śmieję, że męża mam z internetu, to i przyjaciółek mogę z tego źródła nazbierać. Ha ha ha. Iza potrafi opowiadać a to cenna umiejętność. Namówiła nas na wyprawę do Kolorowych Jeziorek, sama jedzie tam w najbliższym czasie. Podobnie jak my spędza wypoczynek aktywnie, a „Szymonisław” chłonie wiedzę zdobytą podczas wspólnych wypraw z rodzicami.

   A potem dołączył do nas Jacek, był już późny wieczór. Wróciliśmy razem autobusem a trzy przystanki zdecydowaliśmy się przejść pieszo. Wspaniały był taki nocny spacer. Chłód zachęcał nas do szybkiego marszu. Michał wylądował u Taty na karku a ja miałam radość z tego, że potrafimy cieszyć się swoim towarzystwem, choć dochodzi dwudziesta druga i większość ludzi szykuje się do spania. My wybraliśmy jednak  nasz spacer, żyjemy po swojemu…I tak jest dobrze.

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *