Bez kategorii

Prawie jak dawniej…wycieczka pociągiem.

   W domu cisza…spokój…Cudnie jest. Wczoraj zasnęliśmy objęci po wyczerpującym dniu. Rano usłyszałam czułe „dzień dobry”. Ech…mój domek!

   Michał jest ogromnym miłośnikiem pociągów. Niejednokrotnie odwoziliśmy Tatę na dworzec i dziecko pytało, czy ono również będzie jechać „lokotywą”. Prośby przerodziły się w marudzenie a marudzenie w męczarnie dla nas. Odwiedziliśmy zatem Szymka i wsiedliśmy do pociągu pod szpitalem jadącego w stronę Jacka pracy. W końcu była okazja, by przyjrzeć się tej miejscowości, w której przed moim ukochanym stanęło spore organizacyjne zadanie. Szkoda tylko, że wszystko tak zbiegło się w czasie…

   Pan konduktor okazał się niezmiernie wyrozumiały i pozwolił nam wejść do kokpitu maszynisty, który również wyraził na to zgodę. Michałek widział jak Pan kieruje pociągiem a pod kołami pociągu znikają kolejne kilometry torów. Wszystko było fajnie, dopóki maszynista nie użył sygnału dźwiękowego „Ooooo jeeeeej, za gośno!”.  I humor się popsuł. Cóż, skutek uboczny odzyskania słuchu.

  

   Bilety dostaliśmy jakieś zniżkowe, nawet nie wiem z jakiego powodu. Byłam miła po prostu. Konduktor policzył nam dojazd z innej stancji, niż wsiedliśmy, choć uczciwie przyznaliśmy skąd zaczęła się nasza podróż. W sumie wycieczka kosztowała nas 13,3o zł. Prawie pół dnia spacerów w ciepłym słońcu, zwiedzania zabytków. Piękne budowle ma to miasteczko: zamek podobny do Wawelu, stare baszty, zabytkowe kościoły. Weszliśmy do jednego z nich we trójkę pomodlić się o zdrowie Szymonka. Czuję, że to pomaga, ktoś nad nim czuwa.

   Trochę Michał dał popalić jak to Michał. Minie wiele dni, zanim przywyknie do tego, że babć już nie ma. Wywalił się w parku, choć nie raz upominaliśmy, że zbiegając z górki wywróci się. W końcu daliśmy mu swobodę nauczenia się na własnych błędach i długo nie musieliśmy czekać, gdy dostał solidną lekcję. Już nie musieliśmy upominać więcej…Ot cały Michał. Wszędzie włazi, wszędzie go pełno. Ale rozkoszny też jest, gdy przynosi mi kwiatki, albo biegnie z prośbą „Mamunia, tytulać!”.

  

   Rozmawialiśmy o tym, że nasze życie nie musi się zmienić. Nadal możemy czerpać radość z naszych spacerów, wyjazdów i romantycznych wieczorów. Szymon jest, żyje i potrzebuje czasu, by dojrzeć na tyle, abyśmy mogli Go zabrać do domu. Dziękujemy Bogu, że stan naszego syneczka jest cały czas stabilny i powoli cofają się zmiany w płucach. Mały je już 3 ml mleka i robi kupki. To bardzo ważne u tak maleńkiego wcześniaka. Michał walczył 7 miesięcy, by móc jeść i oddawać stolec. Jesteśmy dobrej myśli, bo dziecko jest bardzo silne. Widać, że było dożywione u mnie w brzuchu i zadbane. Lekarz prowadzący ciąże powiedział, że byłam wzorową mamą…

   Ostatnio los ciężko nas doświadcza. Przekonujemy się jednak, że cokolwiek by się nie działo, świata poza sobą nie widzimy. To chyba jest taka więź, która owocuje staruszkami trzymającymi się za ręce, spacerującymi po jesiennym parku…Czas pokaże…

***

  

  

  
  

1 thought on “Prawie jak dawniej…wycieczka pociągiem.

  1. Cieszę się, że się trzymacie, a dzidzia ma się dobrze… Mam nadzieję, że te trudne wydarzenia zbliżą Was do siebie a nie oddalą. Trzymam kciuki, żeby wszystko było po waszej myśli 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *