Bez kategorii

10 jaj

Wczorajszy maraton filmowy zadziwił  nas samych. Tak się wciągnęliśmy w historie Dextera, że obejrzeliśmy 4 odcinki pod rząd. W końcu poleżałam i odpoczęłam, a Dzidziuś tak się w brzuchu przekręcił, że wypchał wielką gulę, którą nawet Tatuś czuł pod ręką. Super było 🙂

Na kolację zaserwowałam barszcz z pasztecikami. Krokietów mam powyżej dziurek w nosie. Stać mnie na więcej. Ale najważniejsze jest w tym wszystkim to, że wspomniane paszteciki robiliśmy razem a potem mój kochany jeszcze pozmywał i naprawdę odpoczęłam jak nigdy.

I tak sobie myślałam nakładając farsz do ciasta jakie mam wielkie szczęście. Nie dość, że znalazłam partnera, z którym wspaniale dzieli się radości i troski dnia codziennego, jest wspaniałym ojcem dla Michała, to jeszcze łączy nas tyle zainteresowań. A nawet jeśli Jacka coś nie interesuje to potrafi zaangażować się tylko po to, żeby mi pomóc, albo zwyczajnie ze mną pobyć. Czuję, że jestem szczęściarą. Uśmiech mi z twarzy nie schodził, gdy lepiliśmy te paszteciki razem.

Najpierw ugotowałam barszcz. Potrzebne były:

3 marchewki
2 pietruszki
1 cebula
kawałek selera
zielona część pora
5 buraków
kawałek łopatki wieprzowej
sól, pieprz, majeranek, 1 liść laurowy, 3 duże ziela angielskie
3 łyżki śmietany
szczypior

Ostatnio znalazłam w zamrażarce kawał mięsa. To była łopatka wieprzowa. Prezent od Mamy Jacka. Całe nieszczęście polega na tym, że my nie jemy tłusto… Jak widzę kawał mięsa, gdzie jest więcej białego niż różowego, to w życiu nie przyszło by mi do głowy, żeby je kupić. Ale to mięso dostaliśmy, więc musiałam je jakoś zagospodarować. Obcięłam co większe tłuste kawałki i wrzuciłam resztę do dużego garnka. Dorzuciłam pierwsze pięć jarzyn z listy. Ugotowałam wywar z solą i odrobiną pieprzu. Można też dodać relikt w postaci jednego rosołku jak ktoś lubi gotowe przyprawy.

Wywar wieprzowy często jest mętny szczególnie, gdy mięso było mrożone lub się za mocno gotowało. Musiałam coś na to porazić 🙂 Wrzuciłam 5 dużych buraków pokrojonych na pół. Gotowałam do czasu aż zmiękną. Barszcz był przepięknie czerwony, ale nie był przejrzysty. Hmmm…No to zrobimy dziś inaczej. Zabieliłam go śmietaną, którą wraz z odrobiną zupy przelałam przez sitko (taki mój sposób na oporną śmietanę, nie ma wtedy grudek). Skosztowałam. Dobry, ale…aaalleee…dziś podam go inaczej. Zrezygnowałam z czosnku. Dodałam majeranku i pieprzu do smaku. I szczypior. Nie miałam, ale na drugi dzień już kupiłam. Posypałam nim zupę. Była kremowa, pyszna w smaku. Trochę inna niż zwykły barszcz. Mogłam dolać też trochę chudego mleka. Zupa była by bardziej różowa zyskując atrakcyjny wygląd. Kilka buraków starłam na tarce z dużymi oczkami, żeby zagęścić zupę. Z pozostałych zrobię sałatkę do kolejnego obiadu.

Kiedy jarzyny przestygły zawołałam małego pomocnika. Wyciągnęłam maszynkę do mięsa, a Michał mielił je razem z jarzynami z zupy (marchewką i pietruszką), smażoną na odrobinie masła cebulą i namoczonymi we wrzątku kapeluszami grzybów. Nie dawałam reszty jarzyn, farsz miał być typowo mięsny. Lista składników:

łopatka z zupy
marchewka pietruszka z zupy
1 cebula
1 łyżeczka masła
3 kapelusze podgrzybków
majeranek, sól i pieprz w razie potrzeby, kminek

Jeśli nie mamy grzybów, trudno. Pomijamy ten składnik. Pamiętałam, jaki smak ma ciasto z pasztecików. Raczej neutralny. Pomyślałam jaki smak ma barszcz i mnie olśniło. Tak! Kminek! Cały smak pasztecika oparłam na tej przyprawie a majeranku dałam niewiele. Kminek zmieliłam wraz z ostatnimi kawałkami mięsa z łopatki. Lekko rozdrobnił się maszynce. Jaki ten farsz wyszedł pyszny, pachnący! Cudny.

Potem zajęłam się ciastem. Musiało ono ze dwie godziny odleżeć w lodówce. Potrzebne były:

40 dag mąki pszennej
20 dag mąki krupczatki
4 żółtka
2 jajka całe
20 dag masła (minus łyżeczka do smażenia cebuli do farszu)
4 łyżki śmietany
mała paczka proszku do pieczenia
sól
2 łyżeczki cukru pudru
kminek!!!

Masło roztopiłam i zmieszałam wszystkie składniki wraz z kminkiem. Odstawiłam do lodówki. Poszłam odpocząć 🙂 Kiedy Michał poszedł spać zabraliśmy się z Jackiem za lepienie pasztecików. Ciasto rozwałkowałam na jakieś 3 milimetry. Dzięki proszkowi do pieczenia zwiększy swoją objętość w piecu. Wycinałam małe krążki (mogą być z jakiegoś kieliszka) i robiłam jednakowe kulki z farszu. Jacek lepił paszteciki jak pierogi. Narzekał, że daję za dużo mięsa i ciasto ciężko się zamyka 😛 Ale dał radę  wspaniale.

Paszteciki wstawiliśmy do piekarnika na 180 stopni  i piekliśmy z 15 minut, aż się ładnie zarumieniły. W domu pachniało mięsem i kminkiem, coś wspaniałego. Podałam paszteciki wraz z przygrzanym barszczem. Bez dokładki się nie obyło :))).

 
***

   Paszteciki jadłam kiedyś u Babci Michałka. Zawijała je na kształt walców. Zadzwoniłam po przepis i dodałam od siebie kminku. Można paszteciki podawać z rosołem. Wtedy należy go gotować na ładnym kawałku wołowiny. A do farszu dodałabym wtedy czosnku i majeranku.

Ciasto można lepić na wiele sposobów. Ja ostatnią porcję zrobiłam z kwadratowych kawałków, które zlepiłam różkami.

  

Wyszły śliczne. Dużo łatwiej się zawija farsz niż w przypadku kształtu pierożków.

 

   Zupę podałam ze szczypiorem. Świetnie zaostrzył smak różowego barszczu. Dodałam też trochę śmietanki. A tak prezentował  się obiad:

 Smacznego!

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *