Bez kategorii

Pożegnaliśmy Stary Rok.

Ciężki to był rok…Z kilkoma bardzo istotnymi problemami musieliśmy poradzić sobie równolegle. Bywało, że byliśmy na krawędzi wytrzymałości. Nasz związek również wystawiony był na bardzo ciężką próbę. Powiedziałabym nawet: dramatycznie ciężką.

Ale przetrwaliśmy. Mimo wszystko przetrwaliśmy! Dobrany z nas duet najwidoczniej.

Nie mogę powiedzieć, żebym euforyzowała się swoim życiem jak przed piątym maja. Wtedy czułam, że lepiej już być nie może. Miałam wszystko o czym marzyłam. Każdy dzień, który spędzamy teraz jako czteroosobowa rodzina, każdy postęp Szymona- choćby najdrobniejszy – odbudowuje w nas poczucie bezpieczeństwa i radość. Jest we mnie coraz więcej spokoju. Coraz częściej się uśmiechamy. Wiele z tych chwil zawdzięczamy dzieciom, które potrafią nas czymś zaskoczyć (Chociaż nie jeden raz dają tak popalić, że człowiek w środku osiąga temperaturę wrzenia. Zdarzało nam się też eksplodować, nie przeczę). Michał ma fenomenalne teksty, Szymek śmieje się do nas otwierając szeroko buzię. Mamy też wspaniałych ludzi wokół siebie, którzy wspierali nas dobrym słowem. Wielu z nich bardzo zaangażowało się przy zbiórce funduszy na leczenie i rehabilitację Szymona. Wspólnie cieszyliśmy się kolejnymi zdobytymi na licytację fantami i sukcesami Maluszka. Kilka osób wolało pozostać anonimowymi darczyńcami, co również uszanowaliśmy. Pomagali Oni bezinteresownie, dla Szymka, po prostu.

Byli też tacy, których wyraźnie gniotło nasze zaangażowanie. Zawsze jednak powtarzam: nikomu nie bronię ruszyć się z fotela i zacząć działać! Każdy z nas ma wolną wolę i nie będziemy przepraszać za to, że mamy dużo determinacji i siły, by pomóc naszym synom. To, że nasze dzieci mają w perspektywie czasu szansę na pełną sprawność nie oznacza, że mniej zasługują na pomoc medyczną, że nie maja prawa do rehabilitacji na wysokim poziomie. Według nas każde nieszczęście dziecka wymaga interwencji, każde łzy matki są jednakowo gorzkie. I nie będziemy brali udziału w klasyfikowaniu dzieci na niepełnosprawne i „niepełnosprawniejsze” (pozwolę użyć sobie takiego sformułowania). Szymon bez specjalistycznych ćwiczeń nie ma szans na dogonienie rówieśników. To jest niepodważalny fakt, niepełnosprawność została orzeczona przez specjalistów. Dlatego intensywnie działamy, modląc się, żeby Szymon nie miał już  żadnych deficytów w rozwoju w perspektywie kolejnych lat. Jest na to szansa, pewności nie ma…

Zawsze starałam się jednak mówić o pozytywnych aspektach dnia codziennego. O umiejętności budowania radości życia z drobiazgów. Niewiele osób wie, jak ciężko przeżywaliśmy każdy występ publiczny, każde wyjście z naszej hermetycznej i szczęśliwej Kurlandii. Niewielu osobom przyznałam się, że miałam ciężki rozstrój żołądka podczas programu na żywo, że wymiotowałam przed każdym stresującym wystąpieniem. Padł nawet żenujący zarzut, że promujemy się na chorobie naszych dzieci. Zdrowo myślący ludzie potrafili zrozumieć, jak bardzo marzymy o odrobinie spokoju, by cieszyć się naszą rodziną kameralnie, jak dawniej. Przyszedł moment, że byliśmy chorzy ze zmęczenia, bo zorganizowana przez nas akcja przerosła znacząco naszą wydajność fizyczną, psychiczną i czasową. Niektórym zdrowego rozsądku zabrakło.

Ten rok pokazał, czyj uśmiech był szczery, a troska nieudawana. Ten piekielny rok nauczył mnie też, żeby nie przejmować się rzeczami, które nie są istotne. By nie płakać przez ludzi, którzy absolutnie nie są tego warci. Na prawdę nie sądziłam, że tak dobra i czysta w założeniu idea, jak pomoc choremu dziecku, może sprowokować ludzką agresję. Nie zejdziemy jednak z obranej drogi ze względu na czyjąś zawiść czy niepohamowaną frustrację. Robimy swoje. Liczę się z tym, że nie jestem lubiana przez wszystkich. Nie muszę. Naprawdę już niczego nie muszę…Moje dzieci żyją, a partner wytrwał przy mnie. Są wokół nas ludzie, którzy nie pozwolą się nam poddać. To bardzo, bardzo dużo: doskonały fundament do mojego nowego życia, w które oczywiście wbudowany jest strach o brak postępów Szymona, jednak może być nie mniej satysfakcjonujące jak to dawne. Resztę będziemy budować z czasem.

Wszystko wymaga bowiem czasu… Mam wrażenie, że zostałam wyładowana z energii do zera i teraz bardzo powoli nabieram mocy. Ułatwi to fakt, że skończyła się przerwa świąteczna i Michał wraca do przedszkola. Muszę czasami odpocząć od niego, stęsknić się. Wtedy dużo łatwiej kontroluje czarci charakterek, a ja znajduję w sobie cierpliwość dla niego. Jacek ma też dwa tygodnie urlopu ojcowskiego. Nareszcie nacieszymy się sobą. Początek jest dobry, a azymut działań właściwy. Potrzebuję tylko tego czasu…

Oglądałam ostatnio program z ciepłych krajów. I łzy naszły mi do oczu. Zdziwiłam się własną reakcją. Tak bardzo chciałabym zobaczyć ciepłe słońce i wygrzać się na rozgrzanym piasku. Pierwszy raz pojawiło się marzenie, które dotyczyło tylko mnie. Chciałabym tego jasnego słońca i ciepła. I rafę koralową…żeby zanurkować. Patrzeć na pływające, kolorowe ryby, zbierać muszle na plaży. Zaczerpnęłabym słonego, wilgotnego powietrza, które pachnie morzem. Patrzę natomiast na brzydkie, szare ulice i na skurczony słupek rtęci. To nie jest widok moich marzeń. Akumulatory będę ładować długo…ale sukcesywnie. Mam nadzieję. Byle dotrwać do wiosny…

***

5 thoughts on “Pożegnaliśmy Stary Rok.

  1. To bardzo odwazne przyznac sie publicznie, ze sie jest czasem zmeczona dziecmi, troskami, wieczna walka o zdrowie synow, o ich postepy. To odwazne, ale i bardzo zdrowe! Na szczescie nie jest Pani robotem, nikt z nas nie jest, nawet mamy zdrowych dzieci, ktore zmagaja sie tylko ze zwyklymi przeziebieniami maluchow. Zycze Pani wspanialego roku, wytrwalosci, milosci, ktora nigdy nie ostygnie i przede wszystkim zdrowia dla Pani, partnera i Pani wspanialych dzieci! Niech nigdy nie wysiadaja Wam akumulatory ani nie mija wiara, ze moze uda sie wkrotce spelnic marzenia i pojechac na urlop w cieplejsze rejony 🙂 Pzdr 🙂

    1. Nie ma w tym odwagi. Ja jestem zwykłym człowiekiem: kocham swoje dzieci, ale czasami zdarza mi się popełniać błędy. Okazujemy dzieciom wiele zainteresowania i uczucia, ale niekiedy bywa, że i nam nie starcza sił, by poskromić małego, upierdliwego ludzika :)))

      1. Dokladnie tak, czasem nie starcza sil – ale jednak zycie musi jakos isc dalej, wiec sily w koncu sie znajduja. Ale troche oddechu tez potrzeba, chocby po to, by nabrac dystansu do siebie i otoczenia (tez do ukochanego i dzieci) i z radoscia wrocic do swojego zycia codziennego. Takich chwil wytchnienia zycze jak najwiecej – sobie samej tez 🙂 Pzdr.

  2. Czytając to mam wrażenie, że może i zmęczona ale jednak niezwykle silna kobieta napisała ten post.

    Ludzie jak to ludzie, często uważają, że im się wszystko należy,a inni tylko marnują ich pieniądze etc. ale do czasu.. Nie usprawiedliwiam nikogo ale myśle, że brak pewnych doświadczeń powodują te głupie wypowiedzi i absolutnie nie życze im tego typu sytuacji! Bo koszmarem musi być codzienny strach i walka o życie dzieci.
    I niezwykle ciesze się, że jest też cała masa ludzi, którzy często też mimo swych ograniczeń i tak starają się pomóc.

    Szymuś i Michał na pewno nie jeden raz w tym roku was zaskoczą! 🙂
    A i urlop przyjdzie w swoim czasie 🙂
    Pozdrawiam.

  3. Szczerze podziwiam Panią i zazdroszczę Pani wytrwałości, uporu i przede wszystkim siły. Życzę całej waszej czwórce dużo zdrowia w tym Nowym Roku, nowych sił, które pomogą „przenosić góry”, ale również spokoju i dużo, dużo ciepła rodzinnego.Pozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *