Bez kategorii

Początek rewolucyjnych zmian…Michał

   Chcę mieć dziecko…Właściwie chciałam od kiedy pamiętam. Chciałam mieć kogoś, Kto mnie pokocha i będzie tylko mój. Mój absolutnie poukładany plan na siebie samą musiał się sukcesywnie realizować. Oczywiście z biegiem lat coraz bardziej odbiegał od ideału, ale przestałam zwracać na to tak wielką uwagę. Co z tego, że mąż sam był jak dziecko. Niedojrzały emocjonalnie, niepozbierany. Pewnych rzeczy nie chce się widzieć, jeżeli chce się brnąć na przód. A ja chciałam mieć swoje dziecko! Ja, ja, ja…ciągle ja…

   Ciąża była wzorcowa, prowadzona przez Ordynatora oddziału na którym miałam rodzić. Wszystko przemyślane, wszystko pod kontrolą. Tak wielu rzeczy nie chciałam widzieć…Realizowałam sukcesywnie swój plan…

   Ale los miał względem mnie inne plany. Byłam w jego obliczu bezbronna. Walczyłam z Opacznością, z przedziwnym splotem zdarzeń, na które absolutnie nie miałam wpływu. Teraz…z perspektywy czasu wiem, że tam na górze Ktoś chciał dla mnie dobrze. Chciał nauczyć mnie życia. Prawdziwego i satysfakcjonującego, chciał, abym dorosła…

   „Dziecko poszło na zmarnowanie, za dwie godziny może być po wszystkimTo były pierwsze słowa lekarza po badaniu, gdy w 26 tygodniu ciąży zaczęłam krwawić. Gonitwa myśli. Jak to na zmarnowanie? Róbcie coś? Przecież mnie tylko lekko boli, tylko trochę krwawię. No róbcie coś!!! Musicie coś zrobić! A potem bunt „To Ty…piiiiiiip…mnie jeszcze nie znasz…”- pomyślałam. Tak się zaczęła długa i wyboista droga o życie mojego dziecka a potem o moje własne miejsce w na świecie.

   Musiałam wytrzymać dwie doby z ciężkim krwotokiem, żeby syn dostał dawkę sterydów na rozwój płuc. Wytrzymałam cztery!!! Dwie dawki leku znacznie zwiększyły szanse Michałka na przeżycie. Mogłam ruszać tylko gałkami ocznymi. Każdy mój ruch wzmagał krwawienie. Śmiałam się, że jestem jak ta łyżka z reklamy, która tylko oczami przewraca „a łyżka na to niemożliwe…”. Kiedyś mnie to śmieszyło. Teraz się dziwię, skąd mi się wzięło to skojarzenie. Mój krzywy kręgosłup domagał się ciągłych zmian pozycji…A ja nie mogłam. Tak bardzo bolał…Bóle porodowe były przy tym pestką.
  
   Ten gburowaty lekarz czuwał przy mnie z pełnym oddaniem. Poza niemiłym usposobieniem, z którego był znany, naprawdę się o mnie troszczył. Nie jestem w stanie zliczyć, ile osób mnie oglądało. Taką roznegliżowaną, brudną, upodloną. Nieważne! „Róbcie coś, musicie coś zrobić!!!”

***

   Leżałam na porodówce oddzielona tylko ścianką od kobiety, która właśnie roniła swoje dziecko…Zachowała się godnie, nie histeryzowała, nie lamentowała. W ciszy znosiła swoją stratę. A mi się chciało wyć z rozpaczy, że tam…za ścianką…jej dziecko umiera. Czułam jej ból, chciało mi się krzyczeć z rozpaczy. I wtedy przyszła do mnie pierwszy raz w życiu myśl, pierwsza tego typu myśl przy moim bardzo uczuciowym charakterze. „To inna kobieta i jej strata, to jej sprawa, nie Twoja. Ty myśl o swoim dziecku. Inni się nie liczą, żadne inne dzieci, żadni inni ludzie. Tylko Michał”. Pierwszy raz poczułam w sobie totalne znieczulenie na ludzką krzywdę. Ale wiedziałam, że tak muszę, bo stracę swoje dziecko.  Musiałam myśleć o nim. Tylko o nim. Musiałam ratować swoje dziecko. Inni się nie liczyli…Nie znałam siebie takiej...
Jestem bardzo wdzięczna tej kobiecie, że w obliczu tragedii zachowała się tak spokojnie. Gdyby płakała, ja nie mogłabym wytrwać w swoim postanowieniu. W pewnym sensie Jej postawa pomogła w walce o życie Michała. Nigdy więcej już Jej nie spotkałam…


   Potem dowiedziałam się, że ta kobieta bardzo pragnęła tego dziecka. A inna kobieta w zagrożonej ciąży zamiast leżeć, wychodziła z oddziału, żeby odprowadzić swojego partnera...Jej się ponoć udało.

   Dziecko dość długo leżało na sali zawinięte w prześcieradło. Pusta sala i to maleńkie dziecko stygło w samotności…(…nie mogę…). Każdą pielęgniarkę, która do mnie podchodziła prosiłam, żeby mi koniecznie dała mi moje dziecko, jeśli Ono umrze. Wymogłam na wszystkich tę obietnicę…(…). A tamto dziecko było samo, w koncie. Nawet tyle nie dostało od losu, żeby po narodzeniu być blisko mamy, choć przez chwilę…(…).

***

   Widziałam swój worek z krwią do transfuzji. Leżał na stoliku obok. Czekali tylko na najświeższe wyniki. I zdarzyło się coś niespodziewanego. Mój stan uspokoił się na tyle, że mogłam przejechać 110 km do szpitala, w którym była odpowiednia aparatura do ratowania mojego syna. Krwotok zatrzymał się.

   Michał urodził się 24 lipca 2007 roku w Bydgoszczy. Ważył 740 gramów. Nawet mi go nie pokazali…pobiegli z Nim na OIOM. Płakał ciuchutko. Z sali operacyjnej pamiętam niewiele. Krew odbijającą się w szkłach okularów operującego lekarza i problemy z wkłuciem w kręgosłup. Nawet swojego syna nie widziałam…Potem pokazano mi tylko zdjęcie…

 

***

4 thoughts on “Początek rewolucyjnych zmian…Michał

  1. Wiem doskonale,co czulas!!!!! Moja mala urodzila sie w 27 tyg.wazyla 950 g i miala 35 cm,wody mi odeszly w 20-tym t.c,przelezalam w szpitalu 7 tyg. z nogami do gòry nadzieja,ze moze sie jeszcze cos tej wody nazbiera,nie wiem ile litròw kroplòwek mi podano,ile antybiotykòw wzielam,ale niestety wszystko to co sie nazbieralo w ciagu dnia rano bylo na zewnatrz.Cesarke zrobili mi pod totalna narkoza,nic nie widzialam i nie slyszalam,jak mnie wybudzili i zaptalam co z moja còrka powiedzieli,ze wszystko dobrze,a po pòl godz.lekarz zawolal mojego meza i powiedzial ze stan jest ciezki,ze musimy byc przygotowani na wszystko. Przy narodzinach dostala 0 punktòw!!!!!!!.To byl sirodek nocy,odwiezli mnie na sale,a ja do rana nawet nie wiedzialam co sie dzieje z moim dzieckiem.Pierwszy raz ja zobaczylam na zdjeciu ktore zrobil mòj maz,a dopiero wieczorem zobaczylam ja w inkubatorze podlaczona pod ta cala aparatura,nie bylo jej praktycznie widac spod tych rurek.nie wiem ile litrow lez wylalam w tamtej chwili i przez nastepne dni.Bylismy tacy nieswiadomi,nawet nie wiedzialam o co mam pytac lekarza,co mam robic jak sie zachowywac. Na szczescie minelo juz 4 lata(raz bylo lepiej,raz bylo gorzej) ciagle mamy jeszcze duzo pracy przed soba,ale najgorsze juz za nami,mala wazy prawie 20 kg. i ma 110 cm wzrostu.Zycze wam powodzenia i duzo zdrowia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *