Bez kategorii

Okuninka z Mateuszem

Ledwo wróciliśmy z turnusu logopedycznego, w kilka godzin przepakowaliśmy walizki i wyjechaliśmy na daleki wschód. Niedaleko ukraińskiej granicy jest mała miejscowość, atrakcyjna dla turystów ze względu na spory akwen wodny: Jezioro Białe. Jedna plaża z ratownikami i sporo miejsc do wypoczynku, w którym piaszczyste dno zachęcało do bezpiecznej zabawy. Tłok i hałas w samym centrum, był dla nas jednak ciężki do wytrzymania. Za to na osłodę znaleźliśmy tam fenomenalną lodziarnię! W Świecie Deserów i Lodów można było kupić za kilka złotych tak wielkiego loda włoskiego, że spokojnie nasyciły by się nim dwie dorosłe osoby. Porcja opisywana w cenniku jako „mała”, też zachwycała gabarytem i dzieci nie były w stanie jej skończyć.

Cztery dni spędzone w komplecie były niezapomniane. Chłopcy – jak zawsze – zgodnie się bawili, a  my rozsądnie dawkowaliśmy im atrakcje. Jesteśmy już bardziej świadomymi rodzicami i przykładamy większą wagę do tego, by dzieci doceniały w naszych spotkaniach głównie to, że jesteśmy razem. Zasypywanie prezentami, czy niespodziankami dawało Mateuszowi zafałszowany obraz funkcjonowania naszej piątki. Największym  szczęściem jest to, że mamy siebie. Nie ma nic cenniejszego od kompletnej, kochającej się i szanującej rodziny.

Pogoda była naszym sprzymierzeńcem. Tylko raz po południu spadł grad, który okrył trawnik białym kożuchem. Woda w jeziorze kusiła ciepłem. Michał był w swoim żywiole…

…ale i Mateusz delektował się wypoczynkiem, pływając na materacu.

Jak co roku próbował dorównać wyczynom nadruchliwego blondynka, co jest wręcz niewykonalne dla dziecka, które sporadycznie jeździ nad jezioro czy basen. Tu kropla wody wpadła w oko, tu w ucho…Nasz zachwyt ośmielał Matiego, niemniej jednak pozwoliliśmy, by chłopcy bawili się zgodnie z ich temperamentami. Najlepszą zabawą było jednak wrzucanie ojca do wody…a Jacek dzielnie to znosił.

Tata zbudował też zamek z piasku i błota…

…całkiem dobrze poskramiał starszych chłopców. Ja rozkoszowałam się uśmieszkami Szymona i walczyłam z jego przeczulicą na rękach. Już udało się bardziej otworzyć dłonie, które próbują chwytać piłeczki (dotąd tylko wąskie przedmioty). Spędzanie czasu z Szymkiem to dla mnie największy relaks.

Na plaży wprowadziliśmy też lekcję gryzienia. Do pierwszych prób wykorzystaliśmy arbuza. Szymon potrafił przełknąć mały okruszek miąższu bez odruchu wymiotnego. To nasz pierwszy, mały sukces.

Podczas urlopu poznaliśmy świetnych ludzi z Warszawy. Czas upływał szybko na pogawędkach, a tematy do rozmów nie kończyły się. Spotkaliśmy się raz nawet w knajpce u Drwala, gdzie spędzaliśmy z Jackiem późne wieczory. Kiedy starsi synowie zasypiali kamiennym snem, zostawialiśmy ich pod troskliwą opieką dziadków, a sami udawaliśmy się z Szymonem na karaoke. Parkowaliśmy wózek z daleka od głośnika, jakieś 50-70 metrów od jeziora. No i relaksowaliśmy się nucąc znane kawałki. Za wykonanie „Immortality”Celine Dion niespodziewanie zostałam przez DJ-a nagrodzona piwem, jedyna tego wieczoru zostałam doceniona. Ha ha ha. Mąż promieniał widząc mnie w nowej odsłonie: Iga śpiewająca.

Dobrze się bawiliśmy, niepełnosprawność naszego dziecka nie jest żadną przeszkodą. Wielu rodzicom chorych dzieci z trudem przychodzi danie sobie przyzwolenia na normalne życie, często ulegają presji nieprzychylnego otoczenia. My mamy w sobie siłę do tego, by nie żyć w cieniu choroby Szymona. Chcieliśmy pośpiewać? To pośpiewaliśmy. Cztery, zamknięte ściany? Nie dla nas!

Inny z lokali w centrum wynajął animatorów zabawy. Na koniec urlopu, między godziną 17stą, a 19stą zakupiliśmy w barze napoje, dzięki czemu chłopcy korzystali bezpłatnie z dmuchanej zjeżdżalni, tańców z klaunami i innych atrakcji.

Michał przyczłapał do nas, walcząc ze swoimi problemami w koordynacji ruchów.

A potem jako jedyny zebrał od publiczności brawa, bo skakał na chuście animacyjnej wyraźnie wyżej od pozostałych dzieci. Bo my tak z synkiem mamy, że lubimy wyzwania. Ha ha ha.

Urlop minął błyskiem. Spotkanie z Mateuszkiem – najstarszym z synów Jacka – zawsze dostarcza nam wszystkim wielu wzruszeń. Dziecko do nas lgnie i jest szczęśliwe spędzając czas z nami. Obawiając się niezadowolenia swojej mamy, wyraźnie boi się jej przyznać, że chciałby przyjechać do nas na wakacje czy ferie. Jest już całkowicie świadomy tego, że jego życie po rozwodzie rodziców nie wygląda tak, jak powinno. Z jednej strony chciałby lepiej poznać życie Taty i jego rodziny, z drugiej strony nie chce zasmucać matki. Takich dylematów nie powinien mieć ośmiolatek. Z resztą…żadne dziecko nie powinno odpowiadać za problemy rodziców.

W drodze powrotnej zrobiliśmy nadplanowy, stukilometrowy łuk. Wszystko po to, by odwiedzić najlepszą Przyjaciółkę Marię i jej rodzinę.

***

 

 

 

7 thoughts on “Okuninka z Mateuszem

  1. Iga to co mi się w Was najbardziej podoba to to, że mimo tylu przeciwności losu Wy się nie poddajecie – żyjecie najlepiej, jak potraficie 🙂 miło poznać kogoś takiego, jak WY 🙂 życzę Wam wielu sił do „walki” z życiem i oby miłość trwała wiecznie 😀 a chłopaki cudne są 😀

  2. Piękne wakacje:) Jak Wy to robicie ze jesteście tak świetnie zorganizowani? Trójka dzieci na wakacjach a Wy na zdjęciach szczęśliwi i zrelaksowani. My byliśmy z dwójka nad morzem i powiem szczerze że bardziej się zmeczyłam tym wyjazdem niż gdybym została w domu. Dzieci bez przerwy cos chciały, marudziły, jak nie jedno to drugie 🙂 Pozdrawiam serdecznie.Ola

    1. Olu, bo dzieci nie mogą się nudzić. Trzeba im wyznaczać zadania, to nie dają popalić. Np, zabawa kto zbuduje większy zamek, zasypywanie jednego z członków rodziny, robienie rzeki idącej do morza. Dzieci są upierdliwe jak nie mają co robić.

  3. 🙂 Mieszkam na tym dalekim wschodzie 🙂 Bardzo blisko Jeziora Białego 🙂 Jezioro jest urokliwe, ale po sezonie. Rzeczywiście tłok jest męczący. A lody najlepsze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *