Z ŻYCIA WZIĘTE

Ogrodowe historie

Nie wiem kiedy, ale minęło już trzy lata, odkąd zamieszkaliśmy w naszym domu. Priorytetem było zasiedlenie pomieszczeń, z czasem powoli zaczęliśmy sensownie zagospodarowywać ogród.

Przed dwu-lokalową szeregówką dostosowaliśmy styl nasadzeń do tego, który – wraz z profesjonalną ekipą – narzucił sąsiad: japoński z elementami roślin zimozielonych oraz szarymi i czerwonymi, granitowymi otoczakami. Kierowaliśmy się przy tym wyłącznie własną wiedzą i doświadczeniem, a wspólne podwórko zaczęło stanowić w miarę spójną i efektowną całość. Po naszej stronie dodaliśmy jednak sporo czerwieni w palmowym klonie, ozdobnej śliwie i perukowcu. Czarek przyznał, że nie spodziewał się, iż tak ładnie uda nam się zagospodarować ten niewielki skrawek ziemi. Kiedy brakuje pieniędzy na fachową pomoc, człowiek poznaje granice własnej wyobraźni. A ona elastycznie się rozszerza wraz z każdym przeczytanym artykułem i napływem nowych sił do pracy. Przewieźliśmy ze dwadzieścia ton ziemi, żwiru i kamieni, nawoziliśmy rośliny, cięliśmy je i plewiliśmy. Teraz potrzebny jest tylko czas, by rośliny rozrosły się i poddały formowaniu.

Bezlitośnie przycinam i przesadzam rośliny przez cały okres wegetacji – zależnie od potrzeb. Pamiętam, jak zmieniałam miejsce wspomnianemu wcześniej perukowcowi. Był niemiłosierny upał, więc rozstawiłam nad drzewkiem parasol, przyczepiony do krzesła. Kilka osób uważało pewnie, że jestem zdrowo rąbnięta. Ha ha ha. Ale ja wiedziałam, że dzięki temu roślina się przyjmie. Odchorowała ten zabieg, zrzucając kilka najmłodszych listków.

Drzewko to jest wyjątkowo niesforne. Wypuściło ze cztery czy pięć długich i łysych gałęzi, na których końcu dopiero pojawiły się liście. Długo krążyłam wokół krzaka i rozmyślałam, co z nim zrobić. Zaryzykowałam i wycięłam wszystkie sterczące patyki. Efekt przerósł moje oczekiwania: uaktywniło się sporo oczek bliżej pnia, a roślina ma obecnie gęsty i zwarty pokrój. Do tego zakwitła obficie.

Silnego cięcia wymaga też wierzba szczepiona na pniu. Ta odmiana charakteryzuje się tym, iż najmłodsze pędy przebarwione są na kolor różowy. Jeśli korona nie jest mocno docinana, drzewko gotowe jest wybujać. Robią się prześwity, a przecież celem jest uzyskanie idealnej i pełnej kuli. Jestem na dobrej drodze, by uzyskać taki efekt. Wystarczy spojrzeń na ilość aktywnych oczek wewnątrz korony. Potrzebny jest tylko czas.

Sekator przydał się też przy formowaniu klonu palmowego. Jedna duża gałąź wymarzła w centralnej części drzewka. Pąki zamarły, a kora zmieniła kolor na brunatno-siwy. Wycięłam więc przymrożoną część, a boczne gałęzie podwiązałam sznurkiem, by zmienić pokrój rośliny na bardziej zwarty. Gdy gałęzie przyrosną na grubość, sznurek nie będzie już potrzebny. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Dwa świerki przyjęły kształt stożka. To ciekawe, bo jeden był wyjątkowo marny, jednak pod wpływem troski z naszej strony zagęścił się i wzmocnił. Dostałam go na Dzień Matki czy urodziny? Nie pamiętam już. Na kwiaty zawsze znajdę miejsce, ostatnio kupiłam kolejnego fiołka na parapet.

– Mamo, bierzesz ten kwiatek? – fukał Michał – A gdzie Ty go postawisz, nie ma już miejsca”. Pouczał mnie pierworodny syn.

– Cicho dziecko, gadasz jak Tata…- ucięłam zrzędzenie. Niewiele mam rozrywek w życiu, kwiatów sobie nie odmówię. One mnie uszczęśliwiają i uspokajają, a jak wiadomo charakter mam niepokorny, więc taka terapia jest dla mnie jak najbardziej wskazana. Ha ha ha. I to jest argument, z którym nie pozwolę polemizować nikomu. Mój Ci on:

Na tyłach domu udało nam się zrealizować marzenie o sielskim, wiejskim ogrodzie, pełnym owoców. Teren jest niewielki, dlatego nasadzenia mają charakter piętrowy: białe i czerwone porzeczki są szczepione na pniu, a pod nimi rozrastają się wielkoowocowe, aromatyczne poziomki i całoroczne truskawki. Taki pas zajmuje około 50-60 centymetrów wokół ogrodzenia i osypany jest rzecznym żwirem.

Muszę być czujna. Wśród poziomek wyrosła „fałszywa poziomka”, czyli Poziomkówka indyjska. Ma identyczne liście, niemal takie same rozłogi. Kwiaty są jednak żółte, a owoce – nieco bardziej kuliste – niesmaczne.

Wewnętrzną część ogrodu stanowi dobrze wypielęgnowany trawnik, oddzielony – od roślin owocowych – plastikowym separatorem. Zraszam go humusem podłączonym do węża ogrodowego. Kiedy darń zaczyna marnieć, mocno ją podlewam i napowietrzam drepcząc cierpliwie w butach z kolcami. Dzięki szeregowi otworów, woda – poprzez gliniastą ziemię – lepiej dociera do korzeni, a te rozrywane są na mniejsze kępki i w rezultacie trawa zagęszcza się. Ważne jest też, aby trawę kosić dość nisko i nie czekać, aż mocno wybuja do góry. Taka przerośnięta roślina żółknie przy ziemi, a trawnik po skoszeniu wygląda jak siano.

W części narożnej są polskie, czerwone maliny. Szczepki dostałam od Cioci Dany z gospodarstwa, w którym spędzałam dzieciństwo. Moje rośliny w zeszłym roku przekroczyło wysokość przęsła płotu, więc dobre czterdzieści centymetrów wyższe od ciocinych. Zanim podsypałam je kamieniami, zabezpieczającym przed wschodzeniem chwastów, zasiliłam granulowanym krowiakiem. Uważałam jedynie, by nie sypać nawozu przy samych korzeniach. Zachowałam odstęp 10 centymetrów wokół każdej rośliny. Teraz chwasty z trudem przebijają się przez kamienistą skorupę, natomiast nowe, silne rozłogi malin radzą sobie z tym doskonale. Zasilam je wyłącznie biohumusem, który jest naturalnym, organicznym nawozem produkowanym z odchodów dżdżownic kalifornijskich. Zawiera aktywną próchnicę wzbogaconą o składniki odżywcze oraz kwasy humusowe.

Porzeczki w tym roku zakwitły jak oszalałe. Udało mi się je ochronić przed pierwszą falą dolnośląskich przymrozków (owinęłam je włókniną), niestety po drugiej zaczęły zrzucać część zawiązanych tak hojnie owoców. Smuci mnie to, ale co poradzić? Przeoczyłam tę mroźną noc. Ciężka była zima w tym roku, a i wiosna nie rozpieszcza nas temperaturą i słońcem. Borówka amerykańska jest bardziej odporna. Zawiązała wszystkie kwiaty i obecnie oblepiona jest owocami. Michałek będzie podjadał z krzaków, Mniam! Jednym z powodów, dla którego moje dziecko je wszystko jest to, że syn sam obserwuje cykl życiowy roślin: najpierw sadzi ze mną rozmaite krzaczki, potem je pielęgnuje, cieszy się obfitym kwitnieniem, a potem dogląda dojrzewania owoców. Syn łasy jest na konsumowanie efektów swojej własnej pracy.

Z przykrością zauważamy jednak z Mężem, że na stołówce szkolnej syn dziczeje. Je jak rasowy wieprz – nakłada na widelec wielkie porcje, mlaska i mówi z pełną buzią – a teraz jeszcze zaczyna wyliczać rzeczy, których nie ma ochoty spróbować, bo przecież jego koledzy tego nie jedzą. Ostatnio powiedział, że on nie wypije wody z miętą i cytryną na szkolnym kiermaszu. Wtedy odparłam, że w takim razie nie widzę powodu, dla którego miałabym kupować mu jego ulubione cukierki, wysycone miętą właśnie, eukaliptusem i limonką. Otrzeźwiał. Ostatecznie pozostaje pogawędka o biednych dzieciach w Afryce…Przypominam synowi zdjęcie umierającego z głodu chłopca, obok którego siedzi już sęp i wtedy Michał przestaje bezmyślnie naśladować kolegów. Jedyną rzeczą, za którą szczerze nie przepada, to konserwowy groszek. Kupuję młody groch mrożony. Jest bardziej słodki i soczysty, przy tym nie „śmierdzi” metalową puszką.

W ogrodzie znalazło się miejsce dla wszelakiej zieleniny. Na przęśle od strony sąsiada powiesiliśmy długie donice ze szczypiorem, pietruszką, lubczykiem i koprem. Jest też oregano i majeranek. Zioła tnę na bieżąco, są wtedy pachnące, świeże. Dają zupełnie inne doznania smakowe niż te, które pochodzą wprost z marketu. Zachęcam Michała do próbowania nowych smaków. Czasem się krzywi, nie lubi ostrych półproduktów do dań. „Możesz wypluć, ale przynajmniej miej świadomość, jak to smakuje.” – pouczam „Majsterszefa”. Najbardziej bawi mnie, kiedy przygotowuję coś słodkiego…”Mamo, daj mi skosztować, przecież jestem kucharzem i muszę wszystkiego próbować”. Cwaniak, wie jak do mnie dotrzeć po dobroci. Ha ha ha. W tym roku pojawiły się pierwsze poziomki. Opóźnienie wynosi dobre dwa tygodnie. Na przęśle powiesiłam też dwie doniczki z różowymi truskawkami. Mają nieco inny smak, niż ogrodowe. Ale łatwo po nie sięgnąć i obficie kwitną na różowo.

Wzdłuż tarasu rosła lawenda, ale źle się czuje w tamtym miejscu. Wilgotne, zacienione stanowiska sprzyjają wypadaniu nawet rosłych sadzonek. Dwanaście psich łapek i silny instynkt obrony terytorium, nie sprzyjały wzrostowi kwiatów przy samym płocie. Obecnie – wśród różowych otoczaków – posadziłam piękne rojniki. Lawendę przeniosłam natomiast do donic. Olejki eteryczne wytwarzane przez te rośliny rzekomo odstraszają komary, a wiadomo, że na wsi owadów nie brakuje. Sami zaprosiliśmy niegdyś siedemset pszczół, a obecnie nasz hotel dla owadów jest pełny. Nawet te – niewygodne – parcele wydrążone w drewnie.

Kocham pszczoły i trzmiele. Często staję przy trzcinowych rurkach i oglądam łagodne, piękne murarki ogrodowe. One latają wokół mojej głowy, przyjemnie bzyczą, a ja czuję się w ich towarzystwie spokojna i szczęśliwa. Zrobiłam dla ekosystemu coś, czego nie da się wycenić w żaden sposób: dostarczyłam zapylaczy. Nie zmienię całego świata, ale mogę sprawić, by nasz kawałeczek ziemi funkcjonował w zgodzie z naturą.

Mam jedno, przyrodnicze niepowodzenie na koncie. Mąż – podczas rąbania drewna do kominka – uszkodził korę w głogu szczepionym na pniu. Drzewku przymarzł przewodnik i pąki się nie rozwinęły. Z bólem patrzyłam na zamierające gałęzie. Ostatecznie Jacek wkopał w to miejsce drugi głóg, ale już nie szczepiony, zatem dużo bardziej odporny i podatny na wzrost. Będę go formować w gęstą kulę. Zasłoni tuje sąsiadki, co mnie bardzo cieszy. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zakwitnie, a wtedy przywoła wspomnienia z dzieciństwa. Okazałe drzewa rosną wzdłuż ulicy przy głubczyckim ratuszu…Chcę mieć takie choć jedno.

I jeszcze taki kaprys…piękna fuksja. Widzę ją z salonu. Zjawiskowa!

O ogrodzie mogłabym rozmawiać godzinami. Niedawno przycięłam jodłę, by się rozkrzewiła. Warto wiedzieć, że iglaki zagęszczają się, gdy ucina im się stożki wzrostu w łodygach. Należy obejrzeć drzewko dokładnie i dociąć ze dwa pierścienie. Jeden – ten większy – w dolnej części drzewka, drugi na wysokości 2/3 – znacznie mniejszy. Naszym promieniem są gałęzie. Dany pierścień powinien być idealnym kołem. Uwaga, byle nie za blisko pnia! Trzeba zostawić sporo aktywnych oczek, by gałązka nie uschła.

Przyroda to moja wielka pasja i nie czuję zmęczenia dbając o ogród. Cudownie odpocząć w naszym zielonym, sielskim zakątku. Na tarasie stoi krzesło brazylijskie. Buja w trzech różnych płaszczyznach, a Szymon jest wtedy przeszczęśliwy! I ja czasami lubię położyć się na chwilę, by złapać głębszy oddech w płuca. Mąż zazwyczaj ma wolne, gdy leje deszcz i szczerze nam zazdrości takich chwil. Ha ha ha.

Michał jak to Michał…Usiedzi pół minuty i już ma masę innych pomysłów na spędzenie słonecznego popołudnia. Ostatnio dostaje dziesięć groszy za każdego znalezionego ślimaka. Wynosi cholerne mięczaki – winniczki, pomrowy, pomrowiki, wstężyki – poza posesję, bo zżerają one nasze poziomki i zostawiają śluz na liściach i owocach. A śluz ten – niewiele osób wie – może zawierać chorobotwórcze nicienie.

– Mamo, rób szybko zdjęcie, bo uciekają! – popędzał Michał. Normalnie galop…

A co tak rozbawiło Szymcia?

To…

Raz na kilka dni robię chłopakom wielką frajdę i puszczam fabrykę baniek mydlanych kupioną w Askocie. Szymon głośno rechocze, wodzi wzrokiem za tęczowymi kulami i krzywi się, gdy pękają mu one na twarzy. Jego brat dostaje w tym czasie małpiego rozumu i próbuje wszystkie bańki roztrzaskać dłońmi. Istny cyrk!

Rechot Małego Żabulca niesie się po wsi…

Patrzę na rozradowaną buzię Szymka i nie nie mam wątpliwości, że ten marginalnie skrajny wcześniaczek ma szczęśliwe dzieciństwo. Nie przypuszczałam, że niedługo po zrobieniu tej fotografii, czeka mnie rozmowa na temat sensu ratowania „takich” dzieci. Dziwię się, że ktokolwiek – patrząc na to wspaniałe dziecko – może negować jego i naszą walkę…

***

5 thoughts on “Ogrodowe historie

  1. Piękny ogródek 🙂 Pamiętam swoje nasadzenia, projektowanie i doglądanie z niecierpliwością, kiedy to wszystko urośnie? 🙂
    Klon palmowy cudny, mój mi po dwóch latach zmarniał, mimo ratowania, poddał się, z kolejnym było podobnie :/
    A to kupowanie kwiatków, roślin hahaha, skąd ja to znam 😉

  2. Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością! zwłaszcza na te maliny. zabieram się za własny ogródek i bardzo byłabym wdzięczna gdybym mogła podpatrzeć jak to się robie…:)pozdrawiam

  3. Dziękuję, że zaprosiłaś mnie do swojego ogrodu – jest przepiękny i widać miłość, jaką wkładasz w jego tworzenie… A Szymon – aż promienieje 🙂 Pozdrowienia z Małopolski!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *