Z ŻYCIA WZIĘTE

Odnowa

Ludzie postrzegają mnie jak Siłaczkę, która z sercem przepełnionym miłością do bliskich, brnie przez życie niczym taran. Przepełnionym bo brzegi…i brnie…- jasne. Ale ile kosztuje mnie to wysiłku, to tylko ja jedna wiem. Może jeszcze Bóg…Nie raz płaczę, nie raz wpadam w histerię, bo muszę natychmiast znaleźć rozwiązanie dramatycznej sytuacji. Do tego wiecznie chudy portfel, wszyscy bliscy na końcu świata, a jak auta się psują – to oba naraz. I krzyczę czasem w stronę niebios z bezsilności, wyję i mam ochotę zniknąć na amen. Zawsze jednak ocieram łzy, łapie głęboki oddech i dalej walczę o szczęście mojej rodziny. W tym kontekście można mnie uznać za osobę silną, bo jednak – cokolwiek by się nie działo – nie poddaję się. Popełniam błędy, nie zawsze jestem dumna ze swojego zachowania. Zadowolenie Jacka i dzieci jest wektorem moich działań i nad naszym szczęściem pracujemy każdego dnia. Każdego, dosłownie! Czasami ponosimy porażki, jesteśmy tylko ludźmi. Zdecydowanie częściej nam się udaje, choć wymaga to sporego zaangażowania. Ciężko być samonapędzającą się machiną.

Mój akumulator przypomina ten z siedemnastoletniego Tico, którym jeżdżę. Długo się ładuje, a szybko traci moc. Czasami po prostu trzeba coś zmienić, żeby poczuć się lepiej. I ja też mam dość patrzenia całymi dniami na te same ściany. Zaczęłam od odświeżenia domu. Przemalowałam niektóre zakurzone kąty, pozbyłam się zbędnych rzeczy, przestawiłam parę drobiazgów. I choć przecięłam siedem palców w miejscu ich zgięcia, paznokcie mam zdarte do żywego mięsa, a na włosach osiadł pył ze szlifowania – czuję się o niebo lepiej. Bo taką formę zmęczenia uwielbiam. Efekt mojej pracy daje olbrzymią satysfakcję. Nie ma nic gorszego, niż psychiczne wyczerpanie. Teraz znalazłam sposób na wyjście z zimowego letargu i melancholii – dom pięknieje. Do świąt wielkanocnych będzie cudnie.

Dobry Duch nad nami czuwa. Poza Mężem, który jest moim Najlepszym Przyjacielem, potrafię wypłakać się Asi. Ma kobieta do mnie anielską cierpliwość – przyznaję.  „Iga wyluzuj, biorę to na siebie” – mówi Przyjaciółka, gasząc pożar w naszym życiu. A ja czuję, jakby olbrzymi ciężar spadł z moich barków, mogę skupić się na rehabilitacji Szymona i nie być przez chwilę Mistrzem Świata w Rozwiązywaniu Problemów. Mogę nie być silna chociaż przez chwilę, cudowne uczucie. W dużej mierze Asi zawdzięczam moje, coraz lepsze samopoczucie. Niczym starsza siostra, niejednokrotnie ociera moje łzy.

Do odświeżania domu zaangażowałam Jacka. I choć wiem, że paćkał te ściany tylko i wyłącznie, by mnie uszczęśliwić, to jednak cieszyłam się z efektu naszej wspólnej troski o dom. Czasami niewiele trzeba, by wnętrza były przytulne. Nowa firanka, zmienione w ramkach zdjęcia, przesadzenie kwiatów do ozdobnych donic. Mnie najbardziej uspakajała jednak myśl o załataniu dziur przy futrynach. Już oczyma wyobraźni nie widzę wyłażących – spod regipsów – myszy. Ha ha ha. Ten mój poczciwy Mąż…nie dość, że dla mojej radości zgodził się na zwierzaki, to jeszcze daje się angażować w rzeczy, których nienawidzi robić. Miłość. Teraz zaczynam sobie zdawać sprawę, że chyba tak właśnie mój Milczek manifestuje swoje „kocham cię”. Więc chyba nie ma sensu pytać, czy mu na mnie zależy…prawda? Ciężko czasami dostrzec najbardziej oczywiste rzeczy.

Michał wyciszył się. W szkole zebrał sporo dobrych punktów za swoją aktywność. Od nowego roku upomniany został jedynie za przekleństwo do starszego kolegi i jeden dzień, kiedy przeszkadzał na lekcjach. W domu pomaga, aż miło. Ostatnio widziałam w internecie wykaz obowiązków dla dzieci w zależności od wieku. Wychodzi na to, że syn wykonuje niemal wszystkie czynności dla dwunastolatków, a ma osiem i pół roku. Przeanalizowałam w głowie i w sercu, czy nie jesteśmy dla dziecka zbyt wymagający. Ale skoro Michałek sam lgnie do pomocy, to dlaczego miałabym mu tego zabraniać? On lubi czuć się z siebie dumny i zabiega o to: „Mamo, prawda, że jestem ginialny?”. Wielokrotnie zerka na tablicę z punktami życzliwości. Jedna z matek podsłuchała ostatnio moją rozmowę z synem i odparła do swojego Wiktora: „Widzisz? A Ty masz sześć lat i nie sprzątasz zabawek, nie chcesz sam się ubierać, robić jedzenia. Zdecydowanie za mało od Ciebie wymagam”. Za mało, za dużo? Jak znaleźć balans? Łatwo jest przegiąć w każdą ze stron. Często pytam syna, czy jest szczęśliwy. To jest dla mnie bezcenną wskazówką.

Michałowi sprawia też olbrzymią radość, gdy inni się cieszą z wykonywanych przez niego czynności. „Zrobiem dla Taty kanapki, bendzie mu miło”. Pewnego ranka dziecko stało nade mną, a kiedy otworzyłam oczy, zaczęło szeptać…”- Maaaamooo…A ja aaaa… a ja puściłem psy. Pchełkę wziąłem oooo tak (pod pachę, żeby nie spadła ze schodów), dałem im jeść, a kotu mleka, ale tak z wodą: trochę mleka i dużo wody (żeby nie dostał biegunki). Puściłem ich na dwór siku, zebrałem kupy. Mogem zrobić śniadanie?” Uporządkowanie zachowania Michałka i naszych relacji było trudne, bolesne, ale przyniosło zamierzony efekt. Do domu wrócił spokój – jest on częścią odnowy, jaka ma miejsce w naszym życiu.

Składam nowy akumulator…

***

9 thoughts on “Odnowa

  1. Pisałam już tu kiedyś zupełnie szczerze, że masz coś takiego w sobie, że potrafisz mnie szalenie irytować. No wątpię czy dogadałybyśmy się jako koleżanki.
    Ale zupełnie uczciwie muszę przyznać, że podziwiam to jak wychowujesz swoje dzieci.Twoją konsekwencję w tym. Ja , nie potrafiąc doszukać się najlepszego wyjścia, dużo częściej się poddaje i odpuszczam.
    Zaglądam tu codziennie i choć w myślach nazywam cię „Panna Akuratna” 🙂 to bardzo często korzystam z twoich rad i podpowiedzi.
    Może nie wszystko co tu napisałam jest miłe ale klakierów bijących ci brawa masz pewnie mnóstwo, więc trochę dziegciu w tej beczce miodu nie zaszkodzi 🙂 Motywujesz mnie do wielu rzeczy, choć twój brak pokory w kontaktach z ludźmi mnie odstrasza.
    Nie piszę tego żeby cię obrazić. Wręcz przeciwnie. Podziwiam efekty twojej codziennej mrówczej pracy. I bardzo zazdroszczę wytrwałości. pozdrawiam

  2. Aniu, piszesz do Igi, że ma brak pokory w kontaktach z ludźmi. Ten brak pokory pomaga Jej w codziennym życiu, z dwójką dzieci, które wymagają intensywnej terapii. Gdyby była pokorna, to nie osiągnęła by tyle, ile osiągnęła.

      1. Myślę, ze pisząc o braku pokory Ania miała coś innego na mysli 🙂 Dla mnie Iga tez jest mega irytujacą osobą właśnie z tego wzgledu. Wkurza mnie, że często gęsto przypisuje sobie coś co tylko kopiuje ( robi to super ). Kiedys juz chyba nawet wytknełam to Idze przy okazji torebki-bukietu ślubnego). Teraz tez…..z notki wynikałoby, że to Iga wpadła na genialny pomysł uprawy szczypiorku w butli. Nic bardziej mylnego, ale nie każdy o tym wie. A wystarczyłoby napisac coś w stylu „podpatrzyłam” itp. Ja tak tylko dołozyłam też tą łyżkę dziegciu, żeby nie było za miło. Ale rób swoje Iga, bo to przynosi efekty :)) Tylko troche pokory faktycznie by się przydało. Pozdrawiam

  3. No może wytłumaczę się.
    Raczej nie miałam na myśli tego, że Iga kopiuje pewne pomysły, a nie wspomina o tym. W sumie ja też kiedy pisze na facebooku: „Dziewczyny, wpadajcie, upiekłam pyszne ciasto!”, nie dodaję: „…, na które przepis znalazłam na takiej, a takiej stronie.”
    Ale może prowadzenie bloga, rządzi się swoimi prawami, nie znam się…

    Tak to już bywa, że jednych ludzi lubimy od pierwszego wejrzenia 🙂 , a inni, jakby się nie starali, czymś nas potrafią drażnić.
    Jak widać nie na tyle, żeby przestać tu zaglądać, choć kilka razy sobie to obiecywałam 🙂 .

    Pamiętam sytuację, kiedy Iga zasugerowała, że jednym z argumentów za tym, że Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami właśnie jej przekazali pieska, mimo wielu chętnych, jest to, że jest ona magistrem ochrony środowiska 🙂
    Pomyślałam sobie wtedy, że mały piesek, nawet chory, to nie okapi. „Mgr” przed nazwiskiem raczej nie jest potrzebne, wystarczy trzymać się wytycznych lekarskich.
    A co ważniejsze, pomyślałam, że mimo, iż mam i psa, i wyższe wykształcenie, do głowy by mi nie przyszło, że dla kogoś będę w związku z tym lepszą psią opiekunką niż sąsiadka, która jest krawcową po zawodówce…

    Więc o taki rodzaj pokory raczej mi chodziło.

    Ale każdy z nas ma coś „za paznokciami”. O mnie mówią, ze złośliwa bywam, i jak widać nie przesadzają 😉
    pozdrawiam

    1. To, o czym piszesz Aniu, widać nawet po odpowiedzi na Twój post- właśnie ta własnoręczna, genialna naleweczka miałaby zmienić Twoje zdanie 😉
      dla mnie przekaz płynący z bloga jest często egocentryczny-nie mylić z egoizmem. Niemniej jednak rozumiem, że ktoś, kto większość doby spędza na nierzadko trudnej opiece nad innymi może mieć taką potrzebę.
      A osób chętnych do obrony i podziwiania masz zawsze Igo mnóstwo, więc równowaga w przyrodzie jest 😉 jak widać kolejny raz, mamy bardzo różne motywacje do przebywania tutaj i myślę, że stanowimy dość ciekawą feerię barw 😉 grunt, żeby się szanować wzajemnie.

  4. Wow! Jestem pełna podziwu dla Twojej siły! Ludzie uważają Cię za siłaczkę, bo nią jesteś 🙂 I przy tym niesamowicie wychowujesz dziecko! Ja pracuję w ALBAR, poza tym mam jeszcze dom na głowie i czasami również nie mam siły, mam dość i jedyne co chcę, to zakopać się na tydzień pod kołdrą, żeby odpocząć. Ale moja pociecha, podobnie jak Twój Michał, często sama z siebie mi pomaga. Wydaje mi się, że to właśnie dzieci w głównej mierze dają nam siłę 🙂

Skomentuj ~Riannon Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *