Bez kategorii

Normalnie

Mamy dzieci szczególne, ale życie normalne. I to jest sukces. Na co dzień ze wszystkim radzimy sobie z Jackiem sami. A jak marzy nam się romantyczne wyjście, ciągniemy dzieciaki ze sobą. Już do tego przywykliśmy…

Szczęśliwie posiadamy przyczepkę rowerową, którą można szybko przerobić na przestronny wózek. Wystarczy odczepić uchwyt mocujący i dopiąć przednie kółko. Po dwudziestej pierwszej dzieci spokojnie zasypiają w przestronnej kabinie z moskitierą, a my – rodzice – odczuwamy coś na kształt wolności.

Ostatnio tej swobody starczyło, by na Festynie Lata w Miękini pod Wrocławiem posłuchać koncertu grupy Pectus (kojarzyłam ze dwa kawałki), a potem mojej ukochanej Budki Suflera. Okazało się, że niemal wszystkie piosenki grane podczas występu znam od pierwszej do ostatniej zwrotki. Delektowałam się utworem „Jest taki samotny dom”…i wysoko zaśpiewanymi przez Cugowskiego frazami. Gościnnie wystąpiła też Izabela Trojanowska i Felicjan Andrzejczak. Wokalista wykonał brawurowo „Noc komety”, a przy „Jolce” unikał górnych dźwięków. Nie szkodzi, wielbię Budkę, nawet tę mocno podstarzałą już. W obecnych czasach „gwiazdy” , wypierane są przez „celebrytów”, czyli zalewa nas bylejakość. Ciężko się z tym pogodzić. Kilka polskich zespołów jednak rokuje (np. Lemon), ale czy utrzymają się na rynku muzycznym przez czterdzieści lat?

Po koncercie był pokaz sztucznych ogni, gdzieś koło dwudziestej trzeciej. Szymcio niespodziewanie postanowił obejrzeć go wraz z nami i wlepiał ślepia w eksplodujące petardy. Michał natomiast nakrył się kocem i przeczekał hałas. A tak prosił, by go obudzić, gdy „bendom gwiazdki na  niebie”. Nie przewidział, że sztucznym ogniom towarzyszy huk eksplozji ładunków pirotechnicznych. Mieliśmy więc oczarowanego dwulatka i zdziczałego siedmiolatka. Czy ja coś wspominałam o normalności? Ha ha ha.

Zmuliły nas  świderki z ziemniaków, które panie z pośpiechu nie dopiekły właściwie i nie odsączyły z tłuszczu. Na innym stoisku podjedliśmy smacznego bigosu i świeżej pajdy chleba ze smalcem, co nieco złagodziło uczucie zniesmaczenia. Kalorii starczy mi na miesiąc życia. Ha ha ha. Aż by się chciało powiedzieć…”Żeby poszło mi w cycki, a nie w zad”. Tak dobrze nie ma. A ze świderków wyleczyłam się dożywotnio.

Mimo, że instytucja wszelkich pomagaczy jest dla nas mało doświadczanym luksusem, nie rezygnujemy z aktywnego życia. Wolę „pomęczyć” dzieci ciągając je po całym świecie, niż przyglądać się jak kiśniemy w czterech ścianach mieszkania. Lubie nasz dom, ale nie jestem i nie będę jego zakładnikiem…Staramy się żyć tak, żeby niczego nie przegapić i niczego nie żałować.

***

 

 

8 thoughts on “Normalnie

  1. no i to mi się w Was podoba 🙂
    dostajecie od losu różne psikusy a Wy zamieniacie je na pozytywną energię :)))
    ja niestety stałam się zakładnikiem własnego domu, w tygodniu wychodzę z niego wczesnym rankiem i wracam dopiero późnym wieczorem, weekend natomiast muszę poświęcać na jego obsługę 🙁 (pranie, sprzątanie, gotowanie) w niedzielę bywa tak że pada i zostaję z przymusu w domu 🙁 ale tak to już jest pracując na pełny etat 40km od domu

      1. Ty mnie wspierasz ;P duchowo 🙂
        no właśnie mam takiego domownika, który jeździ w tygodniu w pracy i w weekendy nawet na spacer mu się nie chce wyjść o wyjeździe nawet nie wspomni bo woli „odpoczywać”, jakaś przemiana w zgreda czy co? może to z wiekiem bo kiedyś było odwrotnie-byle nie siedzenie w domu 🙁

        1. Bo to jest tak Facia, że ludzie z czasem kisną. Widzę to wszędzie. Matka dwójki dorastających córek woli całą upalną niedzielę prasować, niż pojechać z dziećmi nad zalew. Inna jedzie z synem „na spacer”…do Lidla. Nie wiem co Ci poradzić…Czasami trzeba dostać obuchem w łeb, żeby się ocknąć. Cios nas otrzeźwił po urodzeniu Michała, potem Szymona. A potem jeszcze moja sepsa. Łapiemy życie garściami. Póki żyjemy…

  2. Też mamy przyczepkę rowerową. Kupiliśmy ją już chyba trzy lata temu. Wcześniej chłopcy mieli wózek bliźniaczy, bo między nimi jest tylko rok różnicy. Jak młodszy zaczął siadać, to woziłam ich jednym wózkiem, ale tylko przez rok, bo potem byli za ciężcy i okropnie prowadziło się taki wózek. Pamiętam, że byliśmy nad morzem i mąż klął pod nosem na małe kółka wózka, które ugrzęzły w piasku. Tego samego dnia zamówiliśmy przyczepkę i po dwóch dniach chłopców można już było pchać jedną ręką a przejażdżka rowerowa to była bajka, zwłaszcza, że ja nie ciągnęłam przyczepki 🙂
    Pamiętam, że po powrocie wzbudzaliśmy sensację na naszej wsi, a ja się śmiałam z tego, bo będąc na urlopie w Świnoujściu dużo jeździliśmy na rowerach do Niemiec (tam są genialne trasy rowerowe, nawet w środku pola, albo lasu) i co drugi rowerzysta ciągnął przyczepkę ale częściej zamiast dzieci siedziały w nich psy 🙂
    To godne podziwu, że mimo ograniczeń fizycznych syna Wy żyjecie bez barier. Sama mam dwójkę zdrowych dzieci, żyjemy aktywnie ale wiem, jak czasem człowiekowi się nie chce. Niby chce się gdzieś wyjść, coś zrobić ale myśl o ciągnięciu wszędzie ze sobą dzieci i całe to zamieszanie, że się odechciewa. Na szczęście rzadko nam się odechciewa i częściej tarabanimy się całą rodziną, bo podobnie jak Wy, nie mamy tutaj od ręki opieki do dzieci. Ale znam wiele osób co przebimbają cały weekend w domu. Owszem, sama jak pogoda nie sprzyja, tzn jest skwar albo jakaś ulewa i do tego wiatr, albo mróz okropny, to wolę wymyślić zabawę w domu, ale jak pogoda sprzyja to ruszamy w świat.
    Podziwiam Was za determinację, za zapał i pomysłowość. Wielu rodziców zdrowych dzieci odpuszcza sobie aktywność a Wy potraficie zabrać niepełnosprawnego dwulatka na pokaz sztucznych ogni. I o dziwo, okazuje się, że go to rajcuje. Przypuszczam, że Szymon dzięki Wam otrzymuje dużo więcej bodźców niż niejeden zdrowy dzieciak znudzonych rodziców.
    Pozdrawiam serdecznie, teraz jestem okropnie zajęta budową, nadrabiamy stracony czas przez nierzetelnego tynkarza, ale może uda nam się spotkać np.: na Rajdzie Rowerowym po Długołęce, 14 września. Informacje będą na stronie GOKu. A tak na marginesie nasz GOK działa bardzo prężnie. Od września będzie realizowanych kilka inicjatyw mieszkańców, między innymi wspomniany Rajd, Piknik Rodzinny, Wieczorek taneczny… Jedna z inicjatyw należy do mnie, wystawa zdjęć naszej Gminy, ale o tym napiszę innym razem 😉

    1. Właśnie problem jest z tym brakiem chęci. Nam nie brakuje motywacji do ruszenia tyłka z fotela, to i życie mamy ciekawe. A jeśli chodzi o GOK… Zdarzyło mi się wygrać dwa lata temu gminny konkurs na palmę wielkanocną. Doczytam szczegóły na stronie i może na ten rajd się wybierzemy. A Tobie gratuluję „chcenia” <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *