Z ŻYCIA WZIĘTE

Nasz kot

– Jeszcze nie widziałam takiego durnego kota, który by właścicielowi zgryzał płytkę paznokciową z palców. Niby robi to delikatnie, z wyczuciem, ale strasznie to nieprzyjemne. – żaliłam się na Sansę. Robi to głównie wtedy, gdy próbuję pisać na laptopie.
– No co? Takiego sobie kota wybrałaś, takiego masz. – posłał cięta ripostę Michał.

Nooo, takiego mam: cudownego. Pomijając dokuczliwą zabawę moimi paznokciami, kocilla jest wspaniała. Chodzi za mną po całym domu – krok w krok – nawet do toalety. Teraz – siedząc na sedesie – muszę pogodzić się ze spojrzeniem dwóch nibyjorków i łaciatego dachowca. Przypomina to obrazek z internetu, który niegdyś bardzo mnie rozbawił *. U nas wygląda to bardzo podobnie, ha ha ha. Nie domykam drzwi, bo muszę nasłuchiwać głosu Szymona. Krnąbrny trzylatek potrafi złośliwie się zrzygać, gdy znikam mu na chwilę z oczu. Jestem więc skazana na towarzystwo mojego zwierzyńca.

Sansa – namolne, wierne zwierzątko. Każdego ranka ociera się o moje nogi i uporczywym nawoływaniem domaga się mleka, które ponoć kotom szkodzi i wolałabym go nie podawać. Rozumiem już gesty Sanzulki, każde jej „miał” i „mrrrr”. Rano Nelka i Forest biegną na dwór, kocilla leci sprintem do miski. Jeśli chcę kawy, to muszę najpierw napoić dachowca. Inaczej potknę się o zwierzaka, albo dom wypełni się rozpaczliwym płaczem, wydobywającej się z białej paszczy.

Kot wychodzi do ogrodu, rozgarnia korę pod roślinami, robi kupę i grzecznie zagrzebuje odchody. Bardzo czyste zwierzątko. A potem stoi pod drzwiami i szeroko otwiera te swoje żółtawo-zielonkawe oczy. Albo chowa się w domku Michała, w specjalnej, futerkowej budce. Wystarczy, że zawołam po imieniu, kot biegnie do mnie co sił w czterech, sprytnych łapkach. Cudowna jest ta nasza Sansa, to mój pierwszy kot w życiu. Cudownym trafem wyrosłam z dziecięcej alergii na kocią ślinę i sierść. Podobnie jak z alergii na pyłki traw.

Narożnik w salonie? Oczywiście zasiedlony przez zwierzęta. Spróbuj kota ściągnąć z wygodnego posłania…wystawia pazury i ciężko go oderwać od tapicerki. Nie niepokojona Sansa uśmiecha się przez sen…

                

Najbardziej zabawne jest jednak to, jak dogadały się nasze zwierzaki. Chyba idą chłody, bo yorki i kot tulą się do siebie – niczym pingwiny na Antarktydzie, ogrzewają się własnymi ciałami.

Godzinami mogłabym patrzeć, jak Forest bawi się z nową koleżanką. Nelka to księżniczka. Lekko spasiona, leniwa sunia, która uwielbia wygody i spokój. Sansa natomiast kipi energią, chętnie bawi się z jedenastomiesięcznym szczeniakiem. Kocilla poluje na Foresta. Potrafi zeskoczyć z kanapy na grzbiet yorka, objąć go łapami za szyję i powalić na ziemię. Uszy kotki stają się spiczaste, grzbiet zgina w pałąk – jest to sygnał do ataku. A potem w ułamku sekundy Sansa napada na rozochoconego psiaka. Już minęły czasy, gdy Forest do bólu ciągnął kota za małżowiny uszne. Teraz to on musi się bronić. Bardziej chce, niż musi – on uwielbia te ich wspólne szaleństwa. Nie raz rozbawiły Jacka i mnie do łez. Udało się nam nagrać kawałek filmu…

 https://www.youtube.com/watch?v=R0msF2QG-pg&feature=youtu.be

***

* Tu ten obrazek widziałam https://www.facebook.com/905Quality/photos/pcb.918501134878372/918500644878421/?type=3&theater

7 thoughts on “Nasz kot

      1. Królik z kotem muszą się dogadać a w klatce to się nie uda. Najlepiej aby królik był wykastrowany. Mam wolnowybiegowe 2 króliki i stadko kotów.zaprzyjaźnianie trwa:-)

          1. Po kastracji powinien być mniej terytorialny. Mój znaczył teren i mnie. Tylko u dobrego weta i nie robić głodówki przed zabiegiem.
            Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *