ZWIEDZAMY

Mateusz w Kurlandii cz2.

Zamek Książ, to trzeci co do wielkości zamek w Polsce. Gabarytami przerastają go jedynie: Zamek w Malborku i Wawel. Dzięki nowoczesnym technologiom, można obejrzeć ten kompleks z lotu ptaka. Polecam stronę polskazdrona.pl, na której znalazłam wiele zdjęć zapierających dech w piersiach. Obłędne!

http://www.polskazdrona.pl/zamek-ksiaz-53.html

Książ wybudowano go na skalnym cyplu latach 1288–1292 na zlecenie księcia świdnicko-jaworskiego Bolka I Surowego. Od 1509 roku został oddany w dzierżawę rodzinie von Hochberg. Niemal sto lat później Hochbergowie – przyszli właściciele Wałbrzycha – otrzymali zamek i przynależne do niego dobra jako własność dziedziczną rodu. Zamek był wielokrotnie przebudowywany: średniowieczna twierdza przeobraziła się w barokową rezydencję w pierwszej połowie XVII wieku, w kolejnym stuleciu udało się zagospodarować otoczenie posiadłości, a na początku XX wieku budowla zyskała jeszcze dwa neorenesansowe skrzydła.

W 1941 roku władze III Rzeszy przejęły Książ, który przekształcono w jedną z kwater Adolfa Hitlera. Pod zamkiem powstał podziemny kompleks, mający służyć jako fabryka sprzętu wojskowego, depozyt cennych przedmiotów oraz tajnych dokumentów, a także miejsce badań nad bronią atomową. Część podziemi udostępniona jest zwiedzającym. W latach 1944–1945 w Książu znajdowała się filia niemieckiego obozu koncentracyjnego Groß-Rosen. Po II wojnie zamek znalazł się w granicach Polski i został zdewastowany przez stacjonujące w nim wojska radzieckie. Niewiele zostało z dawnej świetności posiadłości Hochbergów, wrażenie robi jednak dwukondygnacyjna, złota Sala Maksymiliana.

Kominki z czarnego, włoskiego marmuru bogato zdobione rzeźbami mitologicznych postaci oraz wazonami z orłem w koronie, plafon z malowidłami o tematyce mitologicznej, ukazujący wizytę Ateny w siedzibie Muz na Helikonie…Przepiękne pomieszczenie, którego nazwa pochodzi od Konrada Ernsta Maksymiliana – budowniczego całego wschodniego, barokowego skrzydła zamku. Widać tu ten przepych.

Inne sale są już znacznie skromniejsze. W niektórych znajdują się wystawy eksponatów z okresu świetności Książa oraz liczne fotografie właścicieli budowli. W starych wnętrzach Mateuszek pozował z książką, by wziąć następnie udział w konkursie, organizowanym przez swoją bibliotekę.

Jedno z takich zdjęć wywarło na mnie spore wrażenie. Zestawiłam je bowiem z zabytkową fotografią rezydencji Hochbergów. Czas mija, ludzie zamieniają się w proch, a ten olbrzymi zamek trwa. Życie to jedynie chwila, w takich miejscach doskonale to widać…

Warto przespacerować się po zamkowych ogrodach. Niedawno odkryto w nich rzeźby, skryte pod długowiecznym bluszczem. Teren jest zadbany, chociaż brakuje mi w nim kwitnących kwiatów. Zdecydowanie łatwiej utrzymać rośliny zimozielone, ale ogród nie wygląda wtedy tak zjawiskowo.

http://www.radiowroclaw.pl/articles/view/64700/Tajemnicze-odkrycie-w-Zamku-Ksiaz

 

Jacek chętnie pozował ze swoim pierworodnym synem. Nadal uparcie twierdzę, że Szymek jest bardziej podobny do Taty. Ha ha ha. Ten nosek jak kartofel było widać już na USG. Ale każdy możne ocenić tę kwestię wedle własnego uznania. Michał był „zachwycony” pozowaniem do fotografii…kiedyś go uduszę za tę zblazowaną minę. Zwiedzał ten zabytek razy i już nawet nie krył znudzenia. Co innego Mati…Marzeniem chłopca było zagranie na zabytkowym pianinie, a ochrona obiektu wyraziła na to zgodę. Występ Mateusza przyciągnął uwagę turystów, a chłopiec był bardzo dumny z siebie, gdy zebrał huczne oklaski. W tamtym momencie byłam „najbardziej dumną macochą na świecie” i pogratulowałam chłopcu, jednak doskonale wiem, jak wielką cenę płaci on za zdobycie muzycznych i tanecznych umiejętności.

Jeszcze ostatnie spojrzenie na fasadę. Zdecydowanie lepiej ten zamek wygląda bez nas…

Zajechaliśmy do Boguszowa na herbatkę w przemiłym towarzystwie Wujka Janka i Cioci Hani. Sposób, w jaki traktują się ci Starsi Państwo, jest absolutnie urzekający. Mam nadzieję, że moja relacja z Jackiem – na starość – również będzie oparta na takim…wzajemnym poszanowaniu i życzliwości. Roztkliwiam się na samo wspomnienie tej wizyty. Staruszkowie mają ten sam śmiech i błysk w oku, co na fotografiach z młodzieńczych lat. Zapach ich domu przypomina mi ten, jaki pamiętam z domu ukochanej Babci Lodzi. I łezka mi się kręci, kiedy tak sobie w duchu o tym wszystkim rozważam…

Afrykarium Wrocław.                                                                               http://www.zoo.wroclaw.pl/

Cena biletu rodzinnego wynosi 150 złotych i przyprawia o migotanie przedsionków. Ale warto! Warto chociaż jeden raz w życiu zobaczyć kolorowe ryby, rekiny, płaszczki i żółwie płynące nad naszymi głowami. Jakbyśmy przez chwilę stali się częścią tego wodnego świata. Pośpiesznie zrobione zdjęcia, nie oddają uroku akwariów wrocławskiego zoo. Zachwyt Mateusza niech będzie zatem najlepszą recenzją. Chłopiec był zafascynowany przejściem przez przezroczysty tunel pełen morskich stworzeń.

Szymon wlepiał ślepia we wszystko, co żyje. Fascynują go zwierzęta – pod tym względem wdał się w swoją matkę.

Wielką frajdą jest uczestniczenie w karmieniu mieszkańców zoo. Warto spytać o godziny pokazów. Nie zdążyliśmy niestety poczęstować zieleniną pustynnych żółwi, ale za to udało nam się zobaczyć karmienie manatów, zwanych syrenami morskimi. Te olbrzymie ssaki wyłaniały się przy specjalnie przygotowanych tratwach, by pobrać tam pokarm i pożerały swój posiłek pod wodą, z gracją okręcając wielkimi cielskami. Potrafią nurkować przez 15 minut bez zaczerpnięcia powietrza.

Podobny zachwyt wzbudziły w nas hipopotamy…Na lądzie ociężałe, a w wodzie tak gibkie i sprytne. Można było podziwiać przez szybę jak pływają i drepczą po dnie zbiornika. Hipopotamy to jedne z najbardziej agresywnych zwierząt na świecie. Potrafią zadawać rany długimi kłami, a kąt rozwarcia ich paszczy sięga 150 stopni. Agresja spowodowana jest tym, iż jest to gatunek wybitnie terytorialny i broni zaciekle swojego siedliska.

Naszą uwagę skradły też mrówki, które niosły ciężary większe od siebie…

…i motyle przypominające swoim ubarwieniem sowy.

Obowiązkowo karmiliśmy zwierzęta gospodarskie na dziedzińcu. Za dwa złote można kupić w automacie specjalną, granulowaną karmę.

Przed wizytą w ogrodzie zoologicznym proponuję samemu dobrze się najeść lub wziąć suchy prowiant. Ceny posiłków w bufecie są bowiem bardzo wysokie. My zjedliśmy gyros w naszej ulubionej restauracji Falafel, znajdującej się przy pobliskim skrzyżowaniu ulic Curie-Skłodowskiej i Norwida. A potem udaliśmy się na spacer spod Hali Targowej w stronę rynku, na którym zlokalizowana jest bardzo charakterystyczna, przeszklona fontanna. Jest i mistrz drugiego planu:

Oczywiście zrobiliśmy też zdjęcia z ratuszem w tle. Zmusić pięciu niesfornych ludzi, żeby ładnie pozowali do zdjęcia i to w tym samym czasie…nierealne.

W jednej z bocznych uliczek jest pomnik „Ku czci Zwierząt Rzeźnych”. Ma upamiętniać rolę, jaką na przestrzeni wieków pełniły wrocławskie Jatki. Od 1242 roku przy ulicy skupiały się zakłady rzeźnicze, a obecnie znajdują się tu galerie sztuki i sklepiki z pamiątkami. Dzieci chętnie fotografują się z tymi masywnymi figurami z brązu.

Potem pokazaliśmy Mateuszowi Ostrów Tumski i Wrocławską Katedrę, a przy okazji…

…znaleźliśmy kilka krasnali. Powstała nawet specjalna mapa i aplikacja telefoniczna, pozwalająca zwiedzić stolicę Dolnego Śląska, podążając tropem krasnoludków.

Jacek przejechał 2 tysiące kilometrów, byśmy mogli z spędzić te kilka dni z jego synem. W porównaniu z ubiegłym rokiem chłopiec wydoroślał, nabrał pewności siebie. A ja okrzepłam w byciu macochą. Ha ha ha. Zasada jest jedna i niezmienna od lat: wszystkie nasze dzieci są dla nas tak samo ważne. Teraz mogliśmy pokazać Mateuszowi wycinek naszego rodzinnego życia.

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *