Bez kategorii

Mały Pascal

Niedobre to moje dziecię. Krnąbrne… pyskate… Za dużo czasu spędzamy razem (ferie), a za mało wychodzimy z domu (ze względu na tracheotomię Szymona). Trzeba przetrwać trudny okres, nic nie poradzimy. Nie pierwszy bunt i nie ostatni. Ale gdy Michał zasiada na blacie kuchennym…wtedy czuję, że mam najwspanialsze dziecko na świecie! Michał ma swoje pasje: pociągi, basen, taekwondo i gotowanie. I gdy da mu się odpowiednie zajęcie, mój syn poważnieje w ułamku chwili, a jego wiedza i umiejętności często wprawiają mnie w osłupienie.

Wczoraj robił pierogi ruskie. Sztuk 3. Ułożyłam je chronologicznie by porównać. Trzeci ma już całkiem ładną falbankę i jest sklejony. Odnoszę tylko wrażenie, że ma mało farszu. Mała buźka podejrzanie mlaskała, a pieróg jest trochę…płaski. Ha ha ha! Michał rozwałkował ciasto, wykroił kółeczko i napełnił krążki farszem zupełnie sam. A to przecież pięciolatek.

Mojego syna z kuchni wygonić się nie da. On wprost uwielbia gotować. Cudownie by było wydać książeczkę z pełnymi posiłkami na siedem dni, które mogą wykonywać dzieci, przy tylko małej pomocy rodziców. Jeśli nasza przeprowadzka dojdzie do skutku, będę miała warunki do wykonania odpowiednich zdjęć. Wtedy przemyślę, czy zrealizować ten pomysł. Jeśli nie do publikacji, to przynajmniej na pamiątkę dla Michałka.

Tymczasem próbowałam dorównać umiejętnościom Babci. Ona robiła przepiękne, pękate pierogi z równiuteńką falbanką na brzegu. Wczoraj odkryłam, że bardzo ważna jest konsystencja ciasta. Myślałam, że ma być ono luźne, a do wałkowania podsypuje się je mąką. Tymczasem wczoraj  zrobiłam dość twarde, choć elastyczne ciasto, które udało się rozwałkować na cienko. Farsz nakładałam, upychając go palcem wskazującym. Łączyłam na środku oba półkola i potem już było bardzo łatwo upchać farsz i zlepić pierogi. Babcia jest niedoścignionym wzorem, ale z moich pierogów byłam bardzo dumna.

Jacek wczoraj wrócił z pracy nieco później, choć i tak trzy godziny wcześniej niż w poprzedniej pracy! Jest szczęśliwy, widać, że jest bardzo zadowolony z decyzji. Popołudnia mamy dla siebie. Na reszcie! W domu czekały na niego gorące pierogi, polane sklarowanym masłem.

Potrzebna była porcja ziemniaków na dwa dni (jemy ich niedużo), kostka białego sera półtłustego i jedna wielka cebula, drobno posiekana i przyrumieniona na osolonym maśle. Wszystko umiejętnie doprawione solą i pieprzem. Żadna filozofia. A ciasto to trochę więcej niż 1/3 torebki mąki, dwa jajka, sól i trochę wody. Można dodać łyżkę oleju. Proporcje ustalałam intuicyjnie, jak zawsze.

Narzeczony był zachwycony moimi pierogami ruskimi! Zjadł ich kilkanaście. Michał też. Do brzuszka trafiło z siedem sztuk. Ja się tylko cały czas zastanawiałam, dlaczego pierogi robi się długo, a znikają tak szybko…

***

2 thoughts on “Mały Pascal

  1. O u nas też wczoraj były ruskie pierogi które uwielbiam 😉 jedyny minus to tak jak piszesz długo trzeba na nie czekać a znikają szybciutko 🙂 Fajny pomysł z tą książeczką początki kariery super kucharza 🙂

  2. Jak patrzę na pierogi Michałka to jest mi wstyd, że sama nie umiem lepić pierogów:-). Iguś, martwisz się jak Michałek poradzi sobie w szkole, myślę, że dla niego najlepsza byłaby szkoła, która będzie pielęgnowała jego zdolności manualne. Ciekawe czy taka istnieje?? Szkoda byłoby zmarnować jego talentu!

Skomentuj ~flurry Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *