Bez kategorii

Małe rzeczy…Zakupy.

   Dzisiaj mieliśmy jechać do Szymona wieczorem. Ale trudno wysiedzieć w domu, gdy jedno dziecko w przedszkolu a drugie na oddziale reanimacyjnym. Ech, wsiadłam w auto i pojechałam do szpitala. Stałam w korku jak durna, potem ponad godzinę czekałam na korytarzu. Widziałam syna niecały kwadrans i znów zostałam wyproszona z sali…Ale widziałam dziecko i już mi było lepiej. Dla mnie najcenniejsza jest świadomość, że Szymon wie, iż go nie zostawiłam i nie zostawię – ciągle mu to powtarzam. Gdyby to zależało ode mnie chętnie nosiłabym go nadal pod sercem, lub tuliła długimi godzinami. Nie mogę ani jednego ani drugiego. Biorę zatem od życia co daje. Choćby te dziesięć minut patrzenia na plastikowe pudełko z moim syneczkiem w środku…

   Wcześniej jednak odwiozłam Jacka na szkolenie, koledzy zabrali go z trasy. Mieliśmy jednak chwilę dla siebie, żeby porozmawiać. Posiedzieć razem, być we dwoje. Ta chwila w samochodzie, cisza i spokój, były teraz dla nas czymś bezcennym. Wymienialiśmy drobne pocałunki, parę razy wzruszyłam się, bo serce tak mocno przecież boli…Ale byliśmy razem, choć tak trudno silić się na uśmiech. Jeszcze wszystko jest zbyt świeże.

   Całą drogę do szpitala słuchałam naszej ulubionej piosenki Sylwi Grzeszczak. Tak niedawno byliśmy na jej koncercie. Jacek obejmował mój brzuszek i tuliliśmy się do siebie. Teraz słowa nabrały dla mnie szczególnego wyrazu…

„Chcę pozbierać z sobą myśli,
słyszeć bicie naszych serc,
widzieć, ile szczęścia w sobie,
kryje każda mała rzecz…”

   …Trzymaj się dziewczyno! Masz Jacka, Michała, Nelkę. Szymon walczy. Masz się z czego cieszyć! Twoi bliscy – Ci którzy zbudowali Twój cudowny świat – nadal przy Tobie są. Jacek mówi, że przecież przed poczęciem Szymka też byliście bardzo szczęśliwi, to się nie zmieniło. Z Szymonem będzie co Bóg da, już na nic nie macie wpływu. Oby dał mu życie i zdrowie, modlicie się o to…

   …Narzeczony nie widzi bez ciebie życia, ciągle ci to powtarza a teraz tym bardziej…Weź się dziewczyno w garść! Zadręczasz Ukochanego swoim bólem, choć ma On swój własny. Twoja rozpacz niszczy to, co budowaliście przez te lata. Bądź mądra, trzymaj rodzinę razem. Teraz wiele od Ciebie zależy…Przecież Bóg nie daje większego krzyża niż człowiek jest w stanie udźwignąć, pamiętasz słowa księdza na OIOMie?…

   Tak sobie powtarzałam w duchu. Jeszcze musiałam z raz porządnie wylać swój żal, trafiło na Teściową i zaczęłam myśleć w sposób właściwy w mojej Kurlandii. Mama Jacka wzięła Michała do Biedronki na drobne zakupy. Dałam synowi 5 złotych i poinstruowałam Babcię, że dziecko ma sobie wybrać i kupić smakołyk samodzielnie. Babcia zjeżyła się na myśl, że mogła to by być czekolada. Przecież to takie niezdrowe…Ech…

   Syn zapłacił przy kasie za czekoladowy deserek dla dzieci. Resztę pieniędzy schował do kieszonki. Do domu doniósł też paragon i resztę, która trafiła do skarbonki. Zbieramy przecież na basen, to się nie zmieniło. Bardzo mi zależy, żeby syn nie traktował pieniędzy lekko, niewiele ich mamy. Na razie jeszcze nie rozumie, że odkładając każdy grosik może nazbierać na spełnienie jakieś zachcianki. Ale trzeba zbierać, czasami sobie czegoś odmówić a za zgromadzoną kwotę wykupimy bilet. Powoli przyuczam syna, że pieniądz ma wartość. Kiedyś trzeba przecież zacząć.

  Powolutku, małymi krokami będę starała się powracać do mojego świata sprzed 5 maja. Muszę! Nie mogę zgorzknieć, bo była bym niewdzięczna względem losu. Tak wiele jeszcze mi zostało. Nie mogę tego stracić…

***

  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *