Z ŻYCIA WZIĘTE

Larła

Po tym, jak z naszej budowy zniknął piec i kaloryfery…jak deweloper nie chciał nam wydać gotowej barierki na nasz balkon…postanowiliśmy z Jackiem nie wstępować na drogę sądową. Naszym największym marzeniem było „nie oglądać już twarzy (tu użyłam dosadniejszego słowa) tego człowieka i zaznać w życiu odrobinę spokoju”. Życie jednak pisze szalone scenariusze, szczególnie dla mnie…

Pierwszego września zobaczyliśmy wielce podekscytowanego Tatusia, który posłał swoją ukochaną jedynaczkę pierwszy raz do szkoły. Córka dewelopera chodzi do klasy z naszym synem. Uwierzycie??? Rozbrzmiewał mi w uszach chichot losu. Dwa razy dziennie, pięć dni w tygodniu muszę oglądać człowieka, który powiedział patrząc mi w oczy, że nie obchodzi go to, że Michał może spać z pierwszego piętra. Muszę patrzeć na jego dziecko, które lgnie do mnie jak mucha do lepu i któremu przenigdy nie wyrządziłabym krzywdy – taka różnica.

Mówię do Męża…”To się wydarzyło po coś. Żebyśmy czegoś się nauczyli, wybaczyli”. Żona dewelopera mówi mi „dzień dobry”, odpowiadam, czasem pierwsza się ukłonię. On natomiast udaje, że mnie nie widzi. Żenada. Kiedy nauczę się z obojętnością reagować na tego człowieka, to będzie mój olbrzymi sukces. Chyba chciałabym uleczyć swoją duszę z niechęci, która mnie drąży od lat niczym ropień. Wiele nieporozumień było przez te cztery lata, dużo mogłabym wybaczyć. Ale nie tego, jak deweloper wypowiedział się o naszym synu!

Pamiętam taką sytuację na stołówce…Laura siedzi sama przy stoliku. Jakoś mnie ten widok ukłuł w serce i zapytałam dziewczynki, czy mamy z Michałkiem się dosiąść, żeby nie było jej smutno. Podziękowała i odparła, że sobie poradzi. Ale Michał – jak to Michał – serce ma złote…”Mamo, mogę pójść do Larły, żeby nie jadła sama?”. „No idź dziecko” – powiedziałam z dumą w sercu, że wychowuję z Jackiem tak wartościowego człowieka. Po chwilę ta para zawołała mnie i Szymka do swojego stolika. „Mamo, Larła Ci powie jakie ma zwierzęta”. I tu dziewczynka trajkotała wesoło o dwóch pieskach, kocie, chomiku i rybkach. Fajne, ufne dziecko.

„Proszę Pani szkoda, że nie mam wykupionych obiadów, bo jest taki makaron jak lubię” – wypaliła koleżanka Michała, która wyraźnie dobrze czuła się w moim towarzystwie. „Słuchaj Laura, to ja pójdę do sekretariatu i Ci obiad kupię. Chcesz?”. Laura była szczęśliwa, a mnie pięć złotych nie zbawiło. Dzieci to dzieci, należy im się miłość i poczucie bezpieczeństwa! Dzieci trzeba chronić i ich szczęście jest nadrzędną wartością. Sytuacja ta odbiła się bez echa. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Pewnego dnia Michał pyta, czy możemy zaprosić dziewczynkę do siebie.

– „No wiesz…rodzice Laury mogą się nie zgodzić…” – jąkałam się.

– „To zadzwoń i spytaj” – pouczał mnie syn, po czym dodał – „To rodzice mogą z Larłą przyjechać razem do nas”.

– „Po moim trupie!” –  syknęłam w duchu, po czym odparłam, że pewnie są bardzo zapracowani i nie będą mieli czasu. „Nie masz innych koleżanek Michałku?” – próbowałam syna odwieść od pomysłu zapraszania dziewczynki, gdy jeszcze sytuacja pomiędzy jej rodzicami, a nami nie jest czysta i być może nigdy nie będzie.

– „Ale ja tylko Larłę kocham”.

Chichot losu…

***

18 thoughts on “Larła

  1. Cała historia literatury pokazuje, że miłość nie wybiera. Cóż Synuś dał Wam twardy orzech do zgryzienia… No bo przecież nie powiecie Mu, że Larła ma niefajnego Tatusia i w związku z tym nie może się z Nią bawić…

    A czyta się Ciebie jak zwykle cudownie…

  2. Z całym szacunkiem do Twojego dobrego serca i dobrych chęci, byłabym zła gdybyś kupiła mojemu dziecku obiad.
    Z jakiegoś powodu ta dziewczynka nie ma wykupionych i z tego co piszesz nie jest to kwestia braku pieniędzy rodziców.
    Co innego nakarmić głodnego, a co innego robić coś wbrew woli rodziców.
    Pozdrawiam Ciebie i Michałka, fajny, empatyczny chłopaczek 🙂

      1. Byłabym zła bo mój syn wielu rzeczy nie powinien jeść. I nie chodzi tylko o alergię (ma właściwie tylko na mleko) ale np. unikamy pszenicy, nie jemy rzeczy przetworzonych itp. Taka jest nasza decyzja i chciałabym żeby ją szanowano.
        Dlatego nie chciałabym żeby ktoś bez mojej wiedzy kupował mu obiad.
        To nie jest atak na Ciebie i nie chodzi o komplikowanie życia czy dorabianie ideologii. Chodziło mi tylko o to, żeby przy całym dobrym sercu nie przekroczyć granicy, której ktoś może sobie nie życzyć.
        Nie wiedziałam, że dziewczynka była głodna i że dostała talerz zupy od pań w stołówce. W takiej sytuacji pewnie zrobiłabym tak jak Ty.

        1. A ja się nie gniewam wcale. Ja nie złoszczę się na ludzi, którzy mają inne poglądy niż ja. Staram się zrozumieć stanowisko swojego rozmówcy, postawić się w jego sytuacji. Dziękuję

    1. Miałam takie same odczucia po przeczytaniu fragmentu o kupnie obiadu. Bardzo lubię zaglądać tu na bloga, czytać o postępach chłopców, którym bardzo kibicuje. Jednak zdecydowanie nie byłabym zadowolona, gdyby ktoś mojemu dziecku kupił obiad. Dlaczego? Skoro rodzice podjęli decyzje, ze dziecko nie je obiadów w szkole (choćby z powodu jakiej alergii pokarmowej, bądź zupełnie innego powodu) to nie należy jej podważać. Szczególnie jeśli nie jest sie w dobrych stosunkach z tymi rodzicami, bądź po prostu sie ich nie zna. Co innego jesli chodzi o dziecko dobrych znajomych. Natomiast przysiąść sie i porozmawiać to super, tez bym tak zrobiła:)

      1. Życie jest właśnie dlatego takie trudne, że sami je komplikujemy. Ja bym była wdzięczna, gdyby ktoś otoczył troską mojego syna podczas mojej nieobecności, więc postąpiłam w zgodzie z własnym sumieniem. Zrobiła bym tak względem każdego dziecka, dlaczego miałabym Laurę dyskryminować? Może uściślę, że dziewczynka dostała pierwszy talerz zupy od Pań ze stołówki w prezencie, a ja widząc to po prostu wykupiłam ten obiad w całości. Drugie dania są bowiem liczone i Panie nie mogły dziecka poczęstować. U nas na wsi ludzie się o siebie troszczą i dzielą tym, co mają. Dziękuję za przedstawienie Waszego punktu widzenia.

        1. Ja tez mieszkam na wsi, tez otaczam troska inne dzieci jeśli jest taka potrzeba, i nie żałowalabym żadnemu dziecku 5zl,to raczej chodzi o poważanie decyzji rodziców innego dziecka….co innego podarowana zupa od pan ze stołówki… Nie ma co tego rozważać, są większe zmartwienia w codzienności:) Życzę łaski wybaczenie bo z własnego doświadczenia i podobnej sytuacji wim, jakie to trudne…. Po latach jeszcze odbija sie to czasem echem…

          1. Jeśli mówimy o podważaniu decyzji, to i Panie nie powinny głodnego dziecka nakarmić.Ja bym nie dorabiała ideologi do czegoś na siłę.Może po prostu nie lubię utrudniać sobie życia 🙂

  3. Tragikomedia 🙂 Mamy podobną historię, z tym że z Raulą he he. Mój syn i Raula są przyjaciółmi już od kilku lat. Niestety nie dogadujemy się z mamą koleżanki, która gdy tylko zaprosimy do domu Laurę wprasza się do nas z młodszą córką i delikatnie mówiąc obie robią sobie co chcą.

  4. Lubię czytać Twojego bloga i podziwiam Twój trud w opiece nad dziećmi, ale z tego co pisałaś wcześniej macie od dewelopera szeregowca zamiast małego mieszkania . Dziwię się wytykaniu przez Ciebie deweloperowi tego czy tamtego. Według mnie macie faktycznie wobec niego duży dług wdzięczności. Do tego wspominałaś o jakiejś pomocy od niego jak Twój mąż stracił pracę. To chyba raczej on może czuć się obrażony taką postawą, mimo iż na koniec czegoś tam nie dołożył . Nawet sprzedając segment w stanie surowym bez tych elementów uzyskalibyście pewnie większą sumę niż z małego mieszkania. Trochę to dla mnie dziwne, że czujesz się obrażona czy coś w tym rodzaju. Być może wyciągam błędne wnioski , ale to wyczytałam na Twoim blogu. I żeby nie było nie znam tego dewelopera 🙂

Skomentuj ~Ania Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *