Podczas mojego pobytu w szpitalu Michałem zajmowała się moja Mama. Chodzili do piaskownicy, na miejsce jakiś robót budowlanych, gdzie była koparka. Największą frajdą okazała się jednak zrobiona ze srebrnego kartonu korona. Zostawiłam opakowanie po torcie zrobionym na zamówienie, bo widziałam w tym kartonie potencjał.
Michał nie rozstawał się z nową zabawkę. Zasypiał w koronie i chodził w niej do przedszkola. I w przedszkolu jej właśnie zapomniał…
Pozwoliłam Michałowi wybrać kolor, chciał niebieski. Odznaczyłam długą linię szerokości 3-4 cm – to będzie koło korony. Naszykowałam szablony do odrysowania wypustek na długim pasku. Środkowa jest największa, pozostałe takie same. Odrysowałam je symetrycznie, za środek korony oczywiście wybrałam ten większy element po lewej.
Michał do teraz ma koronę na głowie. Można ją było zrobić porządniej, ale i tak wiele kosztuje mnie zabranie się za cokolwiek. Michałkowi się podoba, więc to jest najważniejsze.
Dziecku naprawdę niewiele potrzeba do szczęścia. Tylko nam się wydaje, że drogie zabawki zadowolą nasze pociechy. Człowiek chciałby dla dzieci jak najlepiej…to zrozumiałe. A im wystarczy czasami tylko kawałek patyka czy kapsel. Ostatnio synek pozbierał na plaży zakrętki i udawał, że są to pieniądze. Najważniejsze, że zrobienie korony wymagało naszej współpracy. Mogłam pobyć trochę z synem. Ale serce wyrywa mi się na OIOM…I nic na to nie poradzę…
Ślicznego masz synka :)I całkowicie się z tobą zgadzam, jeśli chodzi o zabawki. Nie jest ważna cena, a pomysł i czas spędzony z dzieckiem. U nas na razie królują akcesoria kuchenne :)Pozdrawiam i w wolnej chwili (choć wiem, że tych pewnie jest niewiele) zapraszam do siebie:ona-plus-oni.blogspot.comPozdrawiam