Z ŻYCIA WZIĘTE

Kamienie do skalniaka

Michał poszedł na spacer z biologicznym ojcem. Wrócił tak brudny, że bałam się wpuścić syna do pokoju. Z butów i nogawek sypał się piach, a kieszenie – nowej – kurteczki miał pełne kamieni i ziemi. „Czemu nie powiedzieliście, że idziecie na górki?” – dałabym stare ubrania. Chodzili po hałdach ziemi i piachu wysypanych przez znajomego nam, zaprzyjaźnionego dewelopera. Wśród grud i ziaren synek szukał kamieni: czerwonych do ogrodu i innych dla Czarodzieja ze „Szlaskiej Poremby”. Wypytałam syna, co Czarodziej zrobi z kamyczkami: da za szybę w muzeum i zwiedzający będą mogli podziwiać. A cha. Zrodził się pomysł, żeby czerwone kamienie wyłożyć wokół lawendy, by psy i kot nie rozgrzebywały kory, zaśmiecając przy okazji taras.

Kilka dni później i my wybraliśmy się na poszukiwania. „Apetyt rośnie w miarę jedzenia”, interesowaliśmy się więc coraz większymi głazami. Wiejskie drogi i obrzeża pól pełne są otoczaków, o których rolnicy myślą z niechęcią. Penetrowaliśmy teren należący do sąsiadki, prosiła jedynie, by nie ruszać największych głazów, które weźmie kiedyś na skalniak do jej ogrodu. Tych to bym nawet nie dźwignęła. Postanowiłam zmęczyć małego czorta i zmotywowałam go do przetransportowania dużego – jak na możliwości syna – kamienia do domu. Sposoby były różne: toczenie, kopanie podeszwą buta, niesienie w koszyczku zrobionym ze splecionych ramion.

Kilka mniejszych kamieni wiozłam w półce wózka. Spodobała nam się zabawa, zrobiliśmy więc jeszcze jeden kurs – tym razem z mocną torbą. Wydłubywanie patykiem to była świetna zabawa!

Ależ to było ciężkie! Pomyślałam jednak, że taki wysiłek wspomoże moją walkę o dobry wygląd i sylwetkę, więc nie jęczałam. Jakieś sto metrów od domu Michał zaczął mnie podkurzać, bo gnał z wózkiem Szymona, albo przeciwnie – porzucał brata bez opieki i biegała po budowie. Znudził się po prostu, a mi pot lał się z czoła ze zmęczenia. „Zamieńmy się mądralo!” – syknęłam. Donieśliśmy otoczaki do domu, a taras powoli pięknieje.

Moja Babcia kochała kamienie. Zachwycała się ich urodą, chyba to zamiłowanie zaszczepiła we mnie. Śniła mi się dzisiaj. Obudziłam się taka szczęśliwa, że mogłam przez chwilę z Babcią porozmawiać! Strasznie mi jej brakuje. Nie sądzę, by kiedykolwiek w moim życiu przyszedł moment, kiedy będę wspominać staruszkę bez wzruszenia. Tej pustki nie da się niczym zapełnić. Można po prostu do tego uczucia starać się przywyknąć…

***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *