Z środy na czwartek spędziliśmy pierwszą noc w nowym mieszkanku. A raczej apartamencie, bo inaczej nie da się nazwać tej wielkiej powierzchni z kominkiem, dwoma balkonami i rozdzieloną łazienką. Deweloper pokryje niemal całą różnicę w cenie, między wynajmem poprzedniego lokalu, a obecnego. Taka drobna rekompensata za dwa i pół roku spóźnienia z oddaniem naszej nieruchomości. Żyć nie umierać. Ha ha ha!
Michał ma śliczny pokoik, który pomagała urządzać Paulina i Emila. Sypialnia nie jest duża, ale za to salon ogromny. To w nim toczy się nasze życie. Jeden kącik zajmują ozdobne kartony z akcesoriami do prac plastycznych. Takie moje małe królestwo. Będę sprzedawać swoje wyroby. Mam tyle pomysłów! Będę się nimi dzielić na blogu.
Jest też piekarnik. W końcu!!! Będą babeczki i pieczone mięsiwa. Ślinka mi leci na samą myśl. Coś upiekę w rękawie. Może schab ze śliwką? Wtedy będzie soczysty.
Szymcio przez ostatni tydzień zrobił krok milowy w rozwoju. Widać, że nowe bodźce zmusiły mózg do pracy. Dziecko niemal cały dzień się bawi, rozgląda, a w nocy śpi jak zaklęty. Weranduje na balkonie, a ja obserwuję smacznie drzemiącego maluszka z kuchni. Nauczył się łapać zabawki dwiema rączkami jednocześnie. Wcześniej puszczał chwyt, gdy druga rączka zaczynała pracować. Z uporem maniaka szarpie mnie za włosy, śmiejąc się przy tym od ucha do ucha. Mamy też swoją zabawę „daj rączkę do całowania” i łapka ląduje na moich ustach.
Michał już wypatrzył przez okno indyki, chyba pójdziemy do sąsiada z ciastem w zamian za możliwość pooglądania zwierzyńca. Jest tu wspaniale, czujemy się megaszczęśliwi. Tu, w przeciwieństwie do wieżowca, ludzie mówią sobie dzień dobry. Popołudnia spędzają w ogródkach lub tarasach, a nie galeriach handlowych. To rogatki dużego miasta, ale mentalność już inna.
Wczoraj nasze dziecko zdało kolejny egzamin na taekwondo. Ma już biały pas z żółtą belką. Niestety Michał znów nie słyszy i trzeba się mocno wydzierać, żeby cokolwiek zrozumiał. Od razu pojawił się deficyt koncentracji uwagi i kłopoty z zapamiętywaniem. A wszystko przez katarek, który najpierw załatwił Szymka, a teraz pogrążył słuch Michałka.
Jacka Tato był operowany, na szczęście bez komplikacji. Udało nam się go umieścić na oddziale pełnym wykwalifikowanej kadry, więc wycięcie sporego guza nie było aż tak ryzykowne.
Jacek wyciszył się. Widać, że odetchnął. Śle mi wiadomości z wyrazami miłości, przepełnione szczęściem i poczuciem spełnienia. Jest dobrze. Ptfu, ptfu, nie zapeszam…
Znając życie znów, prędzej czy później, spadnie na nas jakiś kataklizm. Na razie…chwilo trwaj.
***
Iguś probowałaś inhalacji dla Michała?? powinnien też dużo gumy do żucia żuć, ja kupuję tą Orbit dla dzieci, lekarz nie proponował Wam wszczepiania do uszu malutkich „pierscioneczkow” jak ja to nazywam, moj Jakub miał już dwa razy wszczepiane, po tym zabiegu byla znaczna poprawa, a jak ma przejsciowo klopoty, zawsze inhalujemy, katar wtedy dobrze schodzi i duzo gumy:):) pozdrawiam
A z czego inhalacja?
Ja moim brzdącom robię inhalację albo z 1 ml soli fizjologicznej + 1 ml przegotowanej wody bądź z pulmicortu i soli (w tych samych proporcjach). A co do pokoiku Michałka to ułożenie książeczek to dla mnie drobnostka 🙂
Wdepniesz na kawkę? Fajnie nam się mieszka. Podzielimy się radością 😛
Pewnie. Jak tylko będę we Wrocławiu podjadę!
Iga, ja otrzymalam preparat Soledum, ale nie mieszkam w Pl i nie wiem czy jest on rownież tutaj dostępny… pozdrawiam
zycze aby tych kataklizmow bylo jak najmniej:) pozdrawiam
witam,nie ma to jak cisza ja mieszkam na wsi od 9 lat przy lesie,mam duze podworko i nie zamienilabym tego miejsca na mieszkanie w bloku,teraz wspaniale jest wypic kawe rano na werandzie wschluchujac sie w spiew ptakow,synek przed przedszkolem karmi kurki i kaczuszki w koncu wiosna…a radosc synka siejacego kwiatki bezcenna,pozdrawiam
super że sie wszystko udało:) wspaniale się czyta takie dobre wiadomosci 🙂 pozdrawiamy i zyczymy aby kataklizmow nie było 🙂 pogoda cudna jest! <3
Hej, dopiero co zaczynam czytać bloga, ale wydaje się, że będzie interesująco 🙂 Lubię takie życiowe relacje – są ciekawsze niż blogi „specjalistyczne” bo oddają człowieka. Zabieram się do dalszego czytania. Pozadrawiam.
Dziękuję. A ja urodziłam się w Głubczycach, więc Krapkowice to już całkiem niedaleko 🙂
Cudnie ze jest cudnie :***
Ale się cieszę , że tak dobrze się Pani układa 😉 Kto jak nie Wy zasługuje na szczęście i chwile radości. Trzymam mocno kciuki aby chwile te trwały jak najdłużej.
Wierna czytelniczka ze Sląska, pozdrawiam
A gdzie teraz mieszkacie jeśli można zapytać? W ok. Wrocławia?
Na rogatkach Wrocławia. 5 minut drogi od dawnego mieszkania