Z ŻYCIA WZIĘTE

Jak to z Mikołajem było…

Stosowaliśmy cały wachlarz metod wychowawczych: od próśb, poprzez motywowanie, nagradzanie dobrej postawy, grożenie i karanie za przewinienia. Michał rozwalił jednak Tymonowi nos po raz drugi. Usłyszałam na wywiadówce…”Nauka? Super. Pisze piórem, czyta, liczy. Ale zachowanie…” Dużo pracy wychowawczej przed nami, przede wszystkim musieliśmy być bardzo konsekwentni. Pozostało dotrzymać słowa i na upragnioną imprezę Mikołajkową syn nie pojechał.

Szóstego grudnia Jacek odwiózł mnie do Starej Garbarni, zjadł z Michałem ciepły obiad podczas hospicyjnej zabawy, następnie snuli się po mieście przez kolejne 3 godziny. W tym czasie Szymon i ja bawiliśmy się na imprezie świątecznej. W tłumie spotkałam Kasię, dzięki której Szymek trafił do Katowic i zejście z tracheostomii obyło się bez komplikacji. Była też Agata, którą znamy z turnusów rehabilitacyjnych. Spotkałam też Czytelniczkę bloga, znaną mi z widzenia. I jeszcze na koniec nagadałam się z Anią, którą poznałam, gdy czekała na przeszczep nerki. Teraz jest już rok po zabiegu, w bardzo dobrej formie. Wyglądała pięknie, a jej niepełnosprawna córeczka wyrosła jak na drożdżach.

Do hospicjum zjechali Mikołajowie na motorach, którzy przywieźli dzieciom upominki…

…oraz przybili zawodnicy Rugby.

Szymon próbował zejść z kolan Świętego Mikołaja. Albowiem tak to z porażeniem jest, że głowa bardzo coś chce. Tyle, że ciało jej nie słucha i o samodzielnym dreptaniu nie ma mowy.

W wydzielonych miejscach odbywały się warsztaty dekorowania pierników i bombek, ale – znużona tłumem i hałasem – nie bardzo miałam ochotę tam się przeciskać z Szymkiem. Coraz trudnej znoszę przepełnione sale, a dzieci chorych – o zgrozo – z każdym rokiem w hospicjum przybywa.

Jak zwykle wyszłam ze spotkania utwierdzona w przekonaniu, że „ja już wolę to nasze MPD” i z pokorą patrzę na nasze trudności z młodszym synkiem. Czułam żal w sercu, że moja rodzina musiała się rozdzielić podczas Mikołajek. Musieliśmy jednak pokazać starszemu synowi, że nie ma u nas zrozumienia dla używania siły podczas rozwiązywaniu szkolnych konfliktów. Równolegle rodzice jednego z chłopców w klasie sprzeciwili się temu, by ich dziecko było źle traktowane przez uczniów. I choć Michał tylko jeden jedyny raz miał spięcie z chłopcem, a całe półrocze obaj przyjaźnili się i wspierali, przez wiele miesięcy spływały do mnie informacje o zażyłości naszych dzieci, to cała nagromadzona złość Rodziców chłopca jakoś skompensowała się na mnie. Nawet nie przyszło im do głowy dociekać, co było podstawą zarzewia konfliktu. Jak się okazało, nie Michał zaczął. Moje rozgoryczenie sięgało zenitu. Michał się przyznał, a Maks wykręcał od odpowiedzi – ot sprawiedliwość.

Niby jako dziecko tłukłam się z innymi dzieciakami, ale to były zupełnie inne czasy…Dzieci kłóciły się i godziły. Teraz każdy problem rozkłada się na czynniki pierwsze i analizuje, szczerze już jestem tym zmęczona. Rodzice też są inni. Wielu z nich nie ma czasu zorganizować spotkanie skonfliktowanych dzieci poza szkołą, by pobawiły się one na neutralnym gruncie. Za to przyjmują postawę roszczeniową względem nauczycieli i innych rodziców. Na zasadzie: mojemu dziecku ma być dobrze, ale sorry, nie mam czasu się tym zająć.

Z Mamą Tymona i Wychowawczyniami wygasiłyśmy już spięcia między chłopcami. Dwie kobiety, zatroskane o szczęście swoich dzieci znalazły wspólny język i okazały wiele wyrozumiałości. Dzwoniłyśmy do siebie, by okazywać wsparcie. Michał często wspomina, że lubi jak Tymka nie ma w szkole. Że go Tymon denerwuje. Na razie docierają do mnie informacje, że dzieci całkiem zgodnie się bawią. Można? Można. Warto było pokazać synowi, że poniesie konsekwencje swoich wybuchów. Warto jest też poświęcić dzieciom czas, by je wychowywać, a nie hodować. Pomogło.

Na zajęciach wyrównawczych uczyliśmy Michała panować nad gniewem. Syn dostał prawo do uderzenia ręką w stół, czy tupnięcia nogą, gdy będzie się w środku gotował. Uczyliśmy też dziecko odpowiadać na zaczepki dzieci, „nie dokuczaj mnie, bo mnie złościsz”, „idę sobie, bo mnie denerwujesz”, „nie przeszkadzaj mi, bo powiem Pani”.

Ustaliliśmy wiec z Wychowawczyniami, że otwieramy przed Michałem czystą kartę i to od niego zależy, jak ją zapisze. Jeśli do Świąt Bożego Narodzenia będzie się starał kontrolować emocje, zostanie spełnione jego marzenie i pod choinką pojawi się Lego Ninjago. Michałowi szło całkiem nieźle. Owszem, miał swoje potknięcia, ale prawie codziennie słyszałam, że widać starania naszego syna. Dostał również gwiazdkę za płynne czytanie, które z nim wyćwiczyłam. Włożyliśmy z Jackiem ogrom serca i pracy w to, by Michał rozumiał swoje błędy i próbował inaczej, niż do tej pory, rozwiązywać swoje problemy. By nie działał impulsywnie, lecz skłaniał się go do refleksji, zanim coś zrobi.

No i przyszedł ten wyczekiwany dzień, po bodaj piątym czy szóstym przełożeniu terminu przyjazdu, kiedy to odwiedził Michała biologiczny Ojciec. Podczas kilku rozmów telefonicznych naświetliłam mu problemy w szkole i przekazałam ustalenia z Wychowawcą i Psychologiem: Michał do świąt ma nie dostać prezentów. Musi na nie zapracować! I miałam zapewnienie, że tak właśnie będzie.

Owszem, Łukasz pojawił się jedynie ze starymi grami, które leżały i kurzyły się w domu dziadków – na co miał moją zgodę. Potem jednak odwiózł dziecko godzinę po czasie, kiedy to już Michał powinien dawno spać i wypoczywać przed szkołą. Niewyspany, wysycony emocjami Michał równa się pobudliwość i brak koncentracji w szkole. Do tego Łukasz wszedł do domy dzierżąc w ręce…nową paczuszkę Lego! Nie wiem, czy ten człowiek jest tak niefrasobliwy czy po prostu bezmyślny, ale efekt był taki, że Michał w poniedziałek uderzył Wojtka, przeprosił go odręcznie narysowaną laurką, po czym wdał się w konflikt po raz drugi.

Po co się starać, skoro bez względy na zachowanie Tatuś otworzy portfel i kupi wymarzony prezent? Mama i Tata Jacek są źli, bo każą się uczyć, wypełniać obowiązki, pracować na swoje nagrody. A jak się pojawia Łukasz, nie trzeba przecież nic. Starać się też nie trzeba, bo po co, skoro wszystko dostaje się za nic?

Ja nie wiem, czy ten Człowiek jest w stanie wyobrazić sobie, jaką krzywdę wyrządził własnemu synowi i jak bardzo utrudnił nam pracę wychowawczą z Michałem. Podważył autorytet Wychowawczyni, Psychologa i nas Rodziców – tych, którzy dźwigają na swoich barkach trud pracy z Michałem każdego dnia, dzień w dzień od ponad ośmiu lat. Odebrał synowi motywację do pracy nad sobą. Cały nasz wysiłek ostatnich tygodni, cała grudniowa praca Michała poszła na marne!

Lego zostało – zgodnie z obietnicą – zostało schowane i poczeka na czasy, kiedy dziecko na nie uczciwie zapracuje. Podobnie Lego Star Wars od Chrzestnej Michałka, 24 figurki Star Wars od nas i Lego Ninjago od Mojego Brata i Bratowej. Dwa dni dzieliło Michała od sukcesu. Jestem tak zła, tak rozgoryczona, że domagam się obecności biologicznego Ojca na kolejnej wywiadówce. Dość zgrywania Czarodzieja w życiu swojego syna, a potem absencja w jego życiu przez kolejne dwa – trzy miesiące. Jeśli niweczy nasz trud, niech sam weźmie go na swoje barki! Czas wydorośleć Łukasz.

Mam w sercu taki żal, że łzy same cisną się do oczu. Rozmawialiśmy z synem, że zostanie nagrodzony za bardzo dobre zachowanie w domu oraz świetną naukę i prezent pod choinką będzie na niego czekał. Ale Lego – zgodnie z ustaleniami ostatnich miesięcy – zostanie wręczone dopiero, gdy zachowanie syna w szkole będzie nienaganne. Jest to dla Michała trudna lekcja. Dla nas też, bo niewiele dzieliło nas od sukcesu.

Wyrażam głęboką nadzieję, że Łukasz przemyśli swoje postępowanie i od teraz będzie nas wpierał w wychowywaniu Michała. Albo przynajmniej nie będzie tego utrudniał…

***

3 thoughts on “Jak to z Mikołajem było…

  1. Współczuję sytuacji, zgadzam się co do roszczeniowości rodziców współczesnych i życzę siły i konsekwencji w wychowywaniu Michałka! I spokojnych, mimo wszystko Świąt też życzę!!! Oby były piękne i radosne mimo braku Lego pod choinką…

  2. Niech magiczna moc Wigilijnego Wieczoru
    przyniesie spokój i radość.
    Niech każda chwila Świąt Bożego Narodzenia
    żyje własnym pięknem
    a Nowy Rok 2016
    obdaruje pomyślnością i szczęściem.
    ściskam Was mocno
    i wierzę że Michał da radę nawet jak będzie mu przeszkadzał tata Łukasz 😉 i wierzę w Was że nie zwariujecie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *